Tajemnica, czyli pozwolenie na pójście w innym kierunku

Fragmenty książki "Jak wychować dziecko?", będącej podręcznikiem dla rodziców i wychowaców

Tajemnica, czyli pozwolenie na pójście w innym kierunku

Przekład: Agnieszka Sobejko
Tytuł oryginału: I sentieri della vita. Crescere i propri figli. Fondamenti e consigli per i genitori
© Edizioni San Paolo s.r.l. Piazza Soncino, 5 20092 Cinisello Balsamo (MI)
© Wydawnictwo WAM, 2002
Redakcja: Ks. Stanisław Pyszka SJ
ISBN 83-7097-926-2



TAJEMNICA CZYLI: POZWOLENIE NA PÓJŚCIE W INNYM KIERUNKU

Bajka do tego wstępu

Cecylia po raz pierwszy wystąpiła przed publicznością: skrzypce, które dobrze poznała, wypróbowała, używała, kochała, dopasowała do siebie, sprawiła, że stały się posłuszne pod coraz pewniejszymi ruchami jej palców, wyzwoliły melodie, które oczarowały wszystkich.

Dni, miesiące, lata przyjaźni, codziennej więzi pomiędzy Cecylią i skrzypcami stworzyły coś, przez co wszyscy nawet wstrzymali oddech, w magicznej ciszy sali. Piętnaście lat i skrzypce: połączenie tak udane, że niczego więcej wydawało się nie brakować: przed młodziutką Cecylią zarysowywała się pewna kariera, sukces, w który wszyscy wiele zainwestowali, ona sama, jej nauczyciele, przede wszystkim zaś jej rodzice.

Na przyjęciu, które nastąpiło po tym oczywistym sukcesie, mama spojrzała na nią tak, jakby widziała ją po raz pierwszy:

— Jesteś szczęśliwa, prawda?

Cecylia potrząsnęła lokami, aby powiedzieć, że tak, mamie jednak nie umknął cień w jej oczach. Wieczorem, przed pójściem spać, znów zapytała:

— Powiedz mi, na pewno jesteś szczęśliwa?

— Nie — przyznała Cecylia.

— Nie sprawdziło się to wszystko, czego chciałaś?

— Tak.

— No więc?!

Tym razem w głosie mamy dało się słyszeć echo dezaprobaty.

— Nie wiem. Nie potrafiłabym żyć bez moich skrzypiec, a jednak...

— Czego jeszcze chcesz? Skrzypce są tylko ostatnią z rzeczy, które masz, oprócz nich masz jeszcze swoich przyjaciół, otacza cię podziw i masz nas, którzy ci kibicujemy, którzy jesteśmy z ciebie dumni...

Cecylia potakiwała ruchem głowy. A jednak to jej nie wystarczało. I tak mama stanęła przed dylematem: albo miała przed sobą córkę zachłanną, wiecznie niezadowoloną, żądającą ciągle więcej, albo zadumana córka wsłuchiwała się — być może po raz pierwszy — w najtajniejszą muzykę życia, muzykę tamtej strony, odmienności, transcendencji.

Tak, życie skierowane jest na to, co Niewidzialne. Jest jak strzała, która przechodzi przez najdziwniejsze i najbardziej zróżnicowane środki-przedmioty, sytuacje, wydarzenia, osiągnięte cele, ale tylko przez nie przechodzi, ponieważ ciągle zmierza wzwyż. Póki nie dotrze do Niewidzialności, strzała-życie nie zatrzymuje się, nie zadowala.

Cecylia, w samym środku momentu chwały, doświadczyła na sobie tego: jestem „stworzona” do czegoś, co jest poza życiem. Nic nie może mi wystarczyć. Życie nigdy nie zostaje całkowicie przelane do jednego zbiornika, choćby nie wiadomo jak bardzo był on cenny i niepowtarzalny. Jest zaprogramowane na nie-skończoność, nie-materialność, nie-wyczerpanie.

Cecylia pozwoliła sobie na chwilę specjalnej bliskości z życiem: i w ten sposób pozwalała mu płynąć i ze zdumieniem pozwalała zanieść się na drugą stronę. Zapłaciła za tę nową bliskość pewnym niezadowoleniem, to prawda, być może w swoim słowniku, tak uzależnionym od rzeczy materialnych, mogłaby wyłowić negatywne skojarzenia na określenie tego odkrycia: „Nie jestem zadowolona; czegoś mi brakuje; oto wszystko; czuję się bardziej sama niż przedtem; myślałam, że mogę być szczęśliwa”. Powstrzymał ją jednak pewien rodzaj wstydu, ponieważ jednocześnie odczuwała nową, niewypowiedzialną pełnię, która była pewnością (ach, jakie to dziwne!), że nie jest zupełnie zadowolona, niezmienna, nieruchoma.

Gdyby pozwoliło jej na to jej piętnaście lat (czy jednak pozwalają nam na to, nawet gdy mamy ich dwa, trzy, cztery razy tyle?...), mogłaby wyrazić się w niecodzienny sposób: „Przede mną są jeszcze dni, które mają nadejść; przede mną są jeszcze uśmiechy, które mam rozdać i rany, które muszę odnieść; przede mną są cuda, które muszę odkryć i czarne dziury, które muszę wykopać, jak mogę przystanąć? Nawet gdyby miał nadejść mój ostatni dzień na ziemi, dlaczego miałabym się zatrzymać? Czy nie brak jest innych cudów do odkrycia, a których widziałam jedynie znak, ślad?”

Gdyby matka kierowała się podobnymi słowami, zatrzymałaby się przed tajemnicą swojej córeczki. Potrafiłaby może również przekazać innym matkom, temu, kto bierze na siebie rodzicielską odpowiedzialność, że dziecko nosi w sobie tajemnicę, której nigdy nie rozszyfruje w pełni żaden najbliższy krewny, nawet jeśli je zrodził, nawet jeśli uważa się za jedynego powiernika, przyjaciela, znawcę.

Jeżeli rodzic zrozumie, że życie, w samym swoim DNA, jest ukierunkowane na Nieskończoność (jakąkolwiek miałaby ona nazwę!), na Nieuchwytność i Niewidzialność, wtedy może stanąć przed tajemnicą swego dziecka.

Jedynie pod tym warunkiem.

W przeciwnym wypadku tajemnica jest czymś, czego się nie szanuje i co się unicestwia, jak się o tym wkrótce przekonamy. Każdy (zdrowy) rodzic opowiada się za tajemnicą dziecka, nie pragnie przykładać do niej swojej miary. Wręcz przeciwnie, doświadcza, że nadchodzi taki czas w życiu, kiedy rodzic ustawia się za dzieckiem, decyduje się podążyć za nim, pozwala wskazywać sobie drogę.

I to nie tylko dlatego, że ciężar jego wielu, zbyt wielu wiosen nie pozwala mu już być samowystarczalnym, ale dla znacznie głębszej przyczyny, nawet jeśli pojmie ją dopiero później: dziecko należy do życia, zostaje jedynie tymczasowo powierzone rodzicom: nie jest ani zdobyczą, ani zabezpieczeniem.

Nie mogą oni stworzyć tajemnicy swego dziecka, ani też nie mogą „wyhodować” jej w sobie: powinni (wyłącznie!) starać się jej przyglądać.

Niemniej jednak, jak mówiliśmy, rodzice mają władzę, by tajemnicy ich dziecka, na wiele sposobów, nie uszanować. Prześledźmy niektóre z nich: pierwszym z tych sposobów jest odpowiadanie niezadowoleniem na jego niezadowolenie (które, widzieliśmy już, jest raczej oznaką nowej bliskości). Są to fałszywe śpiewki, które wszyscy dobrze znamy: „Jak to? Jeszcze nie jesteś szczęśliwy? Czego jeszcze chcesz ode mnie? Czy nie dość dla ciebie zrobiłem? Teraz może o coś mnie oskarżasz?”

Właściwą melodią byłoby natomiast uznać we własnym sercu, że niezadowolenie jest pewnym rodzajem busoli, którą należy pozostawić w rękach dziecka.

Nieuszanowanie polega więc tutaj na pozwoleniu mierzenia, osądzania siebie przez niezadowolenia dziecka, rzucając mu w twarz wielorakie i dobre powody, dla których powinno być zadowolone. Jest to rodzaj pojedynku: albo winien jestem ja, rodzic, ponieważ nie dałem ci tego, co powinno sprawić, byś był zadowolony, zaspokoić cię, dać ci poczucie realizacji, albo winien jesteś ty, ponieważ jesteś nienasycony, nadąsany, nie usatysfakcjonowany, w poszukiwaniu nie wiadomo czego.

Jest więc jasne, że jeśli winien nie jestem ja, to jesteś nim ty, i na odwrót. Życie nie upływa jednak na takich pojedynkach.

Drugim sposobem nieuszanowania tajemnicy dziecka może być przykazanie mu, aby było szczęśliwe, wiążąc go na dławiącym łańcuchu: „Jestem szczęśliwy, jeżeli ty nim jesteś; tylko jeśli widzę cię spełnionym i szczęśliwym, ja, rodzic, mogę czuć się szczęśliwy, jeśli nie, to jaki ze mnie rodzic? Nie widzisz, jakim jestem altruistą? Twoje szczęście to moje szczęście”. Są to monstrualne słowa, które plączą język życia: na dziecko nie można składać szczęścia, zadowolenia rodzica, ponieważ do tego właśnie sprowadziłaby się jego tajemnica i nie mogłoby dążyć ku czemuś innemu. W taki sposób Syn Maryi i Józefa nie mógłby dążyć ku swojej tajemnicy: „Muszę zajmować się sprawami Ojca mojego”.

Podsumowując, to, co w umyśle rodzica pokrywa się niekiedy nalotem altruizmu (chcę twojego szczęścia) okazuje się najbardziej monstrualnym egoizmem (nakazuję ci być szczęśliwym, abyś uczynił mnie szczęśliwym).

Jest jednak również i trzeci sposób nieuszanowania, lub próby unicestwienia tajemnicy dziecka: chodzi tu o napchanie go, napchanie i jeszcze raz napchanie, tak, aby dziecku się wydało, że nie nosi w sobie żadnej tajemnicy, a zatem, że nie jest ukierunkowane ku Nieskończoności. Ostatecznie zaczyna więc wierzyć, że jest ukierunkowane wyłącznie na zaspokojenie swoich pragnień. Wystarczy mu, że znajdzie magiczny przedmiot, który zaspokoi je za jednym zamachem. Potrzeba tylko czegoś większego, droższego, czy będzie to jakaś rzecz z klasą, czy też przywilej, który umieści dziecko na piedestale.

Prawdę mówiąc, aby unicestwić tajemnicę, nie wystarczają rodzice lub najbliżsi krewni, konieczna jest zmowa całego społeczeństwa, przewrotne umasowienie, które napełnia nas potrzebami i konformistycznymi środkami odpowiadającymi na potrzeby. Wręcz przeciwnie, niekiedy lub nawet bardzo często rodzice są bezsilnymi widzami tego wyścigu ku napchaniu się, ku zdobywaniu ciągle czegoś nowego, ku wyposażaniu się coraz lepiej w zaawansowane odpowiedzi technologiczne, które zawsze pozwalają przekroczyć samego siebie po to, aby zniszczyć tajemnicę.

Rodzice nie są jednak do końca bezsilni. Nawet wówczas, kiedy czują się zepchnięci na bok i odrzuceni. Być może to właśnie im życie powierza zadanie nie zapomnienia nigdy do końca o tajemnicy dziecka. Zostania jej niewygodnymi świadkami. Nie ulegania pokusom pozornego zaspokojenia, nie wierzenia im, ale uwierzenia, że życie, począwszy od nich, jest ukierunkowane na to, co Niewidzialne.

Jeżeli ojciec nie pozostanie w miejscu, do którego syn będzie mógł wrócić, to gdzie syn będzie mógł skierować swoje powrotne kroki?

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama