Kim jest i jaki powinien być wychowawca?
Głównym punktem odniesienia dla zachowań i postaw danego człowieka jest to, co określamy mianem tożsamości. Potwierdza się to najbardziej wtedy, gdy ktoś ma trudności ze zrozumieniem samego siebie i traci poczucie tożsamości. Obecnie problem tożsamości jawi się jako ważny i aktualny, gdyż różnorodność lansowanych stylów życia, norm etycznych, światopoglądów i wizji człowieka sprawia, że kultura ponowoczesności okazuje się kulturą kryzysu ludzkiej tożsamości.1 Celem niniejszej analizy jest opisanie pogłębionej tożsamości chrześcijańskiego wychowawcy oraz przedstawienie postaw typowych dla tych, którzy uformowali w sobie tożsamość realistyczną i integralną.
W naukach o wychowaniu tożsamość można określić jako sposób rozumienia samego siebie oraz własnego życia. Tożsamość wyraża się w sposobie bycia i działania danego człowieka oraz w przyjętych przez niego wartościach i normach moralnych. Tożsamość jest centralnym systemem zarządzania życiem i dlatego kształtowanie pogłębionej tożsamości to najważniejszy cel wychowania.
Tożsamość wychowanka kształtuje się przede wszystkim w rodzinie, a także w osobistym kontakcie z Bogiem. Jednak nauczyciele i wychowawcy szkolni wywierają w tym względzie istotny wpływ. Mają przecież regularny kontakt z uczniami po to, by wprowadzać ich w tajemnicę człowieka i ludzkiego życia. Najbardziej skuteczny mechanizm w formowaniu tożsamości polega na modelowaniu, czyli na naśladowaniu przez wychowanków tych osób, które stają się dla nich wzorcami, czyli które ich fascynują i pociągają własnym sposobem bycia. Pierwszym narzędziem wychowania nie jest zatem ani program szkolny, ani pomoce dydaktyczne, lecz wychowawca: jego tożsamość i wynikający z niej sposób bycia. Popatrzmy na podstawowe wymiary oraz kryteria dojrzałości w odniesieniu do tożsamości chrześcijańskiego pedagoga.
Punktem wyjścia w formacji tożsamości chrześcijańskiego wychowawcy powinna być antropologia biblijna, gdyż ukazuje ona człowieka w sposób realistyczny i integralny. Realizm wynika z faktu, że Pismo święte pokazuje człowieka, który jest jednocześnie kimś wielkim i zagrożonym. Być człowiekiem to być kimś zdolnym do życia w miłości i świętości, a jednocześnie to być kimś zagrożonym przez innych ludzi i przez samego siebie. Z kolei integralne spojrzenie na człowieka wynika z faktu, że Pismo święte ukazuje wszystkie istotne sfery człowieczeństwa, które powinny zostać włączone w tożsamość dojrzałego chrześcijanina i wychowawcy.
Pierwszy poziom tożsamości obejmuje sferę fizyczną, a zatem cielesność, płciowość, seksualność, wygląd zewnętrzny, stan zdrowia, wiek i wszystko to, co wiąże się ze samoświadomością człowieka w aspekcie fizycznym. Zagrożeniem jest sytuacja, w której sfera fizyczna byłaby głównym czy wręcz jedynym wymiarem tożsamości. W takiej sytuacji podstawowym dążeniem wychowawcy stałaby się jego troska o ciało, o stan zdrowia i wygląd zewnętrzny. Drugim zagrożeniem jest sytuacja przeciwna, w której wychowawca wyłącza ze swojej samoświadomości sferę cielesną, gdyż boi się wszystkiego, co wiąże się z ciałem, płciowością i seksualnością lub gdy nie docenia tej sfery. W obu przypadkach mamy do czynienia z człowiekiem, który posiada zawężoną i zniekształconą tożsamość i który w konsekwencji nie jest zdolny do ukazania wychowankowi pełnej tożsamości ucznia Chrystusa.
Drugi poziom tożsamości obejmuje sferę psychiczną. Sfera ta to zespół cech, uzdolnień oraz kompetencji intelektualnych i emocjonalnych. To także suma umiejętności i ról, podejmowanych w życiu społecznym. Można wyróżnić trzy poziomy życia psychicznego: poziom psychofizjologiczny, psychospołeczny oraz racjonalno - duchowy2. Pierwszy poziom określa głównie postawę wobec cielesności oraz samopoczucie fizyczne. Poziom drugi obejmuje procesy i potrzeby psychiczne, związane z kontaktami społecznymi danej osoby i potrzebą osiągnięcia pozytywnego statusu społecznego. Wreszcie poziom trzeci obejmuje procesy związane z poszukiwaniem prawdy w sferze myślenia i działania, a także procesy związane z poszukiwaniem norm moralnych i hierarchii wartości. Jednak żaden z tych poziomów nie jest istotą ludzkiej tożsamości, gdyż sfera psychiczna to nie cały człowiek, lecz jedynie jego sposób przeżywania siebie i otaczającej rzeczywistości.
Zagrożeniem jest zatem sytuacja, w której sfera psychiczna staje się jedynym albo głównym wyznacznikiem tożsamości wychowawcy. W takiej sytuacji ma on tendencję, by upatrywać sens swego istnienia w samorealizacji i w samoakceptacji.3 Tego typu tożsamość jest obecnie promowana w dominujących kierunkach psychologii i pedagogiki, jednak w rzeczywistości blokuje rozwój człowieka. Patrzenie na siebie przez pryzmat samorealizacji prowadzi bowiem do egoistycznego skupienia się na samym sobie i na własnych potrzebach. Tożsamość jest wtedy budowana wokół własnych cech i uzdolnień, a sukcesy w życiu osobistym i społecznym są traktowane jako podstawa szacunku do siebie. Samorealizacja oznacza, że na początku i na końcu rozwoju jest człowiek i jego psychiczne „ja”. Ktoś z taką tożsamością uważa siebie za stwórcę, a przynajmniej za twórcę własnego życia i rozwoju. Prowadzi to do stawiania siebie w miejsce Boga, a w konsekwencji do nieuchronnego rozczarowania.
Człowiek, który upatruje swoją tożsamość w psychospołecznej samorealizacji, stawia siebie pod ciągłym pręgierzem, jakim jest nieustanne osiąganie sukcesów. W konsekwencji traktuje swoją wartość i godność jako coś warunkowego, gdyż zależnego od osiągniętych rezultatów. Gdy osiąga wyznaczone cele, wtedy w swej naiwności czuje się jak nadczłowiek. Z kolei w obliczu nieuchronnych przecież porażek czuje się kimś przegranym i pozbawionym wartości. W konsekwencji człowiek zdominowany mentalnością samorealizacji odczuwa nieustanną potrzebę sukcesów zewnętrznych, a jednocześnie przeżywa bolesny lęk przed przegraną. Z tego względu stopniowo staje się coraz bardziej niezdolny do uznania swoich ograniczeń i słabości.
Mentalność samorealizacji wiąże się zwykle z mentalnością samoakceptacji jako optymalnej postawy wobec siebie. Tymczasem rozumiana dosłownie samoakceptacja oznacza, że dany człowiek bezkrytyczne akceptuje wszystkie swoje cechy i sposoby postępowania. Samoakceptacja jest właściwą postawą w przypadku Boga, ale nigdy w przypadku człowieka. Chrześcijanin jest powołany do akceptacji prawdy o sobie, ale nie do akceptacji samego siebie we wszystkich swoich cechach i zachowaniach. W Ewangelii nigdzie nie ma mowy o akceptowaniu siebie. Chrystus poleca nam dojrzale pokochać siebie, czyli naśladować Jego słowa i czyny. W perspektywie ewangelicznej akceptacja prawdy o sobie jest jedynie fazą rozwoju, a nie kresem rozwoju ani celem samym w sobie. Samoakceptacja demobilizuje, prowadzi do przeciętności. Natomiast ewangeliczna miłość do siebie mobilizuje i przemienia. Dojrzały wychowawca wie, że jeśli nawet posiada wielkie talenty i kompetencje, to jest to wszystko zbyt mało, by do końca zrozumieć własną tajemnicę i odkryć pełną prawdę o sensie własnego istnienia.
Właśnie dlatego konieczne jest dotarcie do trzeciego poziomu tożsamości, jakim jest tożsamość chrześcijańska. Jest to tożsamość na poziomie ontologicznym, a zatem na poziomie istnienia.4 Fundamentem tej tożsamości nie są moje cechy ani sukcesy, stanowiska czy zdobyty majątek. Tożsamość w tej płaszczyźnie wynika z tego, kim ostatecznie jestem i dlaczego - a raczej - dla kogo istnieję. Człowiek dojrzały rozumie, że nie może stworzyć ani wymyślić samego siebie. Zdaje sobie sprawę z tego, że nie sobie zawdzięcza własne istnienie. Rozumie, że jego tożsamość jest ukryta w Bogu i że nie może w pełni zrozumieć samego siebie bez Chrystusa.
Formowanie dojrzałej tożsamości zaczyna się od pytania o to, od Kogo pochodzę i do czego jestem powołany przez Tego, który zapragnął mojego istnienia. Moje cechy fizyczne, psychiczne, moralne czy społeczne stanowią istotny element obrazu samego siebie, ale nie są podstawą mojej tożsamości. Tożsamość bowiem to odpowiedź na pytanie: kim jestem i po co żyję niezależnie od moich cech i kompetencji, a także niezależnie od moich ograniczeń i słabości. Wychowawca o dojrzałej tożsamości odkrywa własną tajemnicę w kontakcie z Bogiem. Rozumie, że został stworzony z Miłości i że jego życie jest darem, który darmo otrzymał po to, by ten dar dobrowolnie ofiarować Bogu i ludziom. Taki wychowawca ma świadomość swojej nieodwołalnej godności dziecka Bożego i rozumie, że nie może w pełni rozwinąć samego siebie inaczej, jak poprzez bezinteresowny dar z samego siebie.
Dojrzały pedagog nie poprzestaje zatem na poznaniu i zrozumieniu samego siebie z perspektywy własnej psychiki. Wie bowiem, że sfera psychiczna to rodzaj wewnętrznego lustra, które pokazuje mi (niektóre tylko!) aspekty tego, kim jestem, ale nie jest w stanie ukazać mi tego, kim mogę się stać, jeśli spojrzę na siebie z głębszej perspektywy. Tę głębszą perspektywę zyskuję dopiero wtedy, gdy otwieram się na spotkanie z moim Stwórcą i na Jego miłość. Wtedy uczę się kochać na wzór Chrystusa i w konsekwencji staję się kimś większym od samego siebie. Zyskuję tożsamość na miarę Bożych propozycji wobec mnie oraz na miarę Bożych marzeń o mnie. Dla chrześcijanina drogą do osiągnięcia pełnej świadomości siebie, czyli dojrzałej tożsamości jest sytuacja, gdy Chrystus we mnie rośnie, a ja maleję (por. J 3, 30), czyli gdy opuszczam granice moich wewnętrznych horyzontów, aby spojrzeć na siebie oczami Boga.
Kompetentny wychowawca ma świadomość, że w procesie wychowania wszystko to, co jest pozytywne, wymaga mediacji pedagogicznej. Szkodzić można bezwiednie, nie mając nawet takiego zamiaru, a błędne wzorce zachowań wychowankowie mogą w sobie utrwalać w sposób bezkrytyczny i nieświadomy. Jednak formowanie dojrzałej osobowości oraz promowanie odpowiedzialnych zachowań wymaga działań świadomych, roztropnych i zorganizowanych. Oznacza to, że wychowawca powinien być zdolny zarówno do mediacji intelektualnej, która polega na ułatwianiu wychowankom „czytania” i rozumienia rzeczywistości, jak i do formacji emocjonalnej, która polega na fascynowaniu wychowanków dobrem, prawdą i pięknem.
W świecie dotkniętym skutkami grzechu pierworodnego wielu ludzi po prostu nie chce rozumieć rzeczywistości i wymagań, które ona stawia. Wielu wręcz boi się wyciągania wniosków z najbardziej nawet bolesnych cierpień, które są konsekwencjami błędów popełnianych przez nich samych czy przez innych ludzi. Tę skłonność do ucieczki od rzeczywistości pogłębia jeszcze fakt, że żyjemy w cywilizacji ponowoczesności, która promuje bezmyślność i tchórzostwo wobec prawdy o człowieku, zachęcając do logicznego myślenia wyłącznie o świecie rzeczy. W konsekwencji jest to cywilizacja, która opiera się na wymianie merytorycznej wiedzy o świecie, ale ideologicznych fikcji o człowieku. Właśnie dlatego coraz więcej wychowanków potrafi rozumieć świat wokół siebie, ale nie rozumie samych siebie. Wielu uczniów potrafi wyciągać precyzyjne wnioski z doświadczeń poczynionych w czasie lekcji chemii czy z obserwacji przyrody, ale nie wyciąga równie logicznych wniosków z obserwacji własnego życia czy życia innych ludzi. Tacy wychowankowie nie chcą się uczyć mądrości ani z historii, ani z teraźniejszości.
Realistyczne spojrzenie na proces wychowania potwierdza zatem fakt, że wszystko, co pozytywne w dziedzinie formacji wymaga mediacji pedagogicznej. Prawda o człowieku, normy moralne i hierarchia wartości, sylwetki wspaniałych ludzi z przeszłości i współczesne autorytety - wszystko to wymaga pośrednictwa ze strony wychowawcy, żeby mogło przynieść obfity owoc w umysłach i sercach wychowanków. Podobnie nawet najbardziej pogłębiona tożsamość pedagoga tylko po części oddziałuje w sposób bezpośredni na wychowanków. Im bardziej niedojrzały w swojej osobowości oraz w swoich więziach i wartościach jest dany wychowanek, tym bardziej ma oczy, które nie widzą i uszy, które nie słyszą (por. Mk 8, 18). Tym bardziej zatem potrzebuje takiego wychowawcy, który nie tylko uformował w sobie tożsamość chrześcijańską, ale który potrafi tę tożsamość komunikować w sposób czytelny i stanowczy. Popatrzmy na podstawowe zasady w tym względzie.
Gdy chodzi o pedagogicznie owocne dzielenie się własną tożsamością z wychowankami, to pierwsza zasada brzmi: najpierw być, potem działać i komentować. Komunikowanie własnej tożsamości, a przez to własnego sposobu bycia człowiekiem, dokonuje się nie tyle poprzez poszczególne słowa i czyny, co raczej poprzez całościowy sposób bycia i spotykania się z wychowankami. Wychowawca, który patrzy na siebie oczami kochającego Boga i traktuje swoje życie jako dar otrzymany po to, by dobrowolnie uczynić je darem ofiarowanym, komunikuje ten fakt poprzez sposób bycia, który zastanawia, fascynuje i mobilizuje wychowanków, gdyż wyraźnie różni się od sposobu bycia tych wychowawców, którzy zatrzymują się na poziomie tożsamości fizycznej czy psychicznej.
Pedagog, który odkrywa swoją tożsamość w Bogu, emanuje wewnętrznym pokojem i wyciszeniem. Promieniuje z niego pogoda ducha, poczucie bezpieczeństwa, radość i entuzjazm, zaufanie do Boga, a także życzliwość i cierpliwość wobec ludzi. Taki wychowawca nie przeżywa lęków i niepokojów o samego siebie, gdyż jego poczucie bezpieczeństwa nie płynie z tego, jaką wiedzą dysponuje, jakie zna metody dydaktyczne, czy jakie posiada uzdolnienia, ale z tego, że jest nieodwołalnie kochanym dzieckiem Bożym i że sam szczerze uczy się kochać w sposób dojrzały i bezinteresowny. Jest świadomy zarówno własnych uzdolnień i kompetencji, jak i własnych słabości i ograniczeń. Dąży do świętości, ale nie do doskonałości. Dążenie do świętości to pragnienie, by naśladować Boga. Natomiast dążenie do doskonałości to aspiracja, by stać się Bogiem.
Wychowawca o dojrzałej tożsamości jest człowiekiem zintegrowanym. W perspektywie chrześcijańskiej integracja nie oznacza, że człowiek eliminuje w sobie jakąś cząstkę siebie, ale że całe bogactwo człowieczeństwa: a zatem ciało, płciowość, seksualność, myślenie, emocje, więzi, wartości, normy moralne przeżywa i wyraża w taki sposób, by kochać. Integracja oznacza, że nie ma w człowieku elementów obcych. Mogą być natomiast elementy czy postawy niedojrzałe, które trzeba oczyszczać i uświęcać, żeby i one służyły wyrażaniu miłości i żeby nie stały się czymś, co niepokoi i rani. Człowiek zintegrowany to ktoś, kto potrafi kochać mimo, że nie jest kimś doskonałym. Święci nie są ani bezgrzeszni (poza Maryją), ani doskonali. W człowieku zintegrowanym wokół Bożej miłości wszystko służy miłości. Świadomość własnych ograniczeń i własnej grzeszności pomaga być cierpliwszym wobec drugiego człowieka, lepiej go rozumieć, bardziej szanować jego godność, dojrzalej dobierać słowa i czyny miłości.
Dojrzały pedagog wie, że dobro, które w sobie odkrywa, otrzymał darmo (por. Mt 10, 8) i nie ma zamiaru się tym dobrem chwalić, lecz chce je wykorzystać dla dobra innych ludzi (por. I Kor 4,7). Taki wychowawca ma tożsamość sługi Bożego, który nie wskazuje wychowankom samego siebie, lecz Boga, który jako jedyny zna drogę życia (por. Ps 86, 11). Ma też świadomość, że stawanie się Bożym darem dla innych ludzi to nie przejaw naiwności, ale szczyt rozwoju i radości.
Wyżej opisany sposób bycia wychowawcy to najbardziej skuteczny sposób komunikowania wychowankom własnej tożsamości. Jednak nie jest to sposób jedyny ani wystarczający, gdyż uczniowie potrzebują tysięcy konkretnych słów i czynów, poprzez które pedagog staje się dla nich coraz bardziej czytelny i coraz bardziej mobilizujący do rozwoju.. Popatrzmy na podstawowe sposoby wyrażania słowami i czynami dojrzałej tożsamości.
Wychowawca, który przeżywa własne człowieczeństwo w świetle Ewangelii, potrafi kochać i stawiać twarde wymaga, bez których nie jest możliwy rozwój wychowanków i bez których „miłość” okazuje się jedynie naiwnością. Taki pedagog w każdym swoim zachowaniu i słowie wyraża szacunek do samego siebie i do wychowanka. Cieszy się bowiem z tego, że wszyscy ludzie mają godność dziecka Bożego. Również w odniesieniu do tych wychowanków, którzy przeżywają kryzys i staja się agresywni, potrafi postępować w taki sposób, żeby mógł mieć szacunek do własnego zachowania. Rozumie, że czasami wychowanek jest zagrożeniem dla samego siebie i że potrzebuje pomocy, by ratować siebie przed własną słabością czy naiwnością. Wie też, że jako wychowawca jest odpowiedzialny za swoją postawę wobec ucznia, ale nie za jego odpowiedź, albo za brak odpowiedzi na proponowane treści, wartości i więzi.
Pedagog o dojrzałej tożsamości jest jednoznaczny wtedy, gdy mówi o ewangelicznych kryteriach w odniesieniu do więzi, wartości i norm moralnych. Jednocześnie jest przyjazny i cierpliwy wobec wychowanków. Także wobec tych, którzy błądzą. Taki wychowawca potrafi trafnie dobrać tematykę, język, argumenty oraz formę każdej lekcji i innych zajęć szkolnych właśnie dlatego, że w pogłębiony sposób rozumie człowieczeństwo wychowanków, a także ich aktualną sytuację i potrzeby. Potrafi empatycznie wczuwać się w subiektywny świat myśli i przeżyć swoich uczniów, gdyż jest na tyle świadomy samego siebie, że nie grozi mu ani mylenie swojego świata ze światem wychowanków, ani lęk w konfrontacji z ich rzeczywistością. Jest też asertywny, czyli potrafi w sposób bezpośredni, szczery i w życzliwej formie komunikować własne myśli i przeżycia, gdy tylko potrzebują tego wychowankowie. Jest też bezwzględnie dyskretny i ułatwia uczniom ufne otwarcie się przed nim z własnymi problemami.5 Taki pedagog troszczy się nie tylko o pozytywne więzi z wychowankami, ale również o przyjazne więzi z innymi wychowawcami. Wynika to nie tylko z jego troski o skuteczność oddziaływań wychowawczych, ale przede wszystkim z jego tożsamości, czyli sposobu bycia w tym świecie.
Dojrzały pedagog wie, że wiek rozwojowy trwa od poczęcia do końca życia i że wychowanie samego siebie jest jeszcze trudniejsze niż formowanie wychowanków. Niezależnie od wieku zachowuje zatem mentalność ucznia. Chętnie korzysta z każdej propozycji doskonalenia zawodowego oraz wie, że może uczyć się czegoś pozytywnego od każdego człowieka, w każdej sytuacji i w każdej fazie życia. Taki wychowawca ciągle na nowo uczy się rozumieć i przeżywać siebie oraz własne życie. Stawia samemu sobie ewangeliczne wymagania nie dlatego, by skuteczniej oddziaływać na wychowanków, lecz z troski o własny rozwój oraz o własną wierność otrzymanemu powołaniu. Kieruje się ewangeliczną mentalnością zwycięzcy, czyli proponuje sobie i swoim uczniom wyłącznie optymalną, ewangeliczną drogę życia. Jednocześnie uznaje z pokorą granice własnego oddziaływania pedagogicznego i respektuje wolność wychowanków. Ma bowiem świadomość, że do miłości i dojrzałości można zafascynować, ale nigdy przymusić. Potrafi wyciągać pomocną dłoń do tych, którzy nie radzą sobie z własnym życiem, a jednocześnie potrafi umacniać mocnych.
Być może ktoś z Czytelników pomyśli, że powyższe propozycje są tylko marzeniem czy idealistyczną mrzonką. Na szczęście postać Jana Pawła II jest niezwykle czytelnym potwierdzeniem faktu, że również w obecnych uwarunkowaniach kulturowych i społecznych jest możliwe dorastanie do zdumiewającej głębi chrześcijańskiej tożsamości. Właśnie dlatego Papież - Polak stał się tak niezwykłym wychowawcą, że przemienił oblicze tej ziemi oraz serca milionów ludzi. Co więcej, wiele dziewcząt i chłopców nazywa siebie pokoleniem JPII i traktuje go jako mistrza w poszukiwaniu własnej tożsamości oraz w kształtowaniu własnego sumienia.6 Wolno zatem marzyć, że jednym z owoców życia i umierania Jana Pawła II będzie pokolenie wychowawców zafascynowanych jego tożsamością i zdolnych kochać bardziej, by prowadzić wychowanków na głębię.
Przypisy:
1 Por. M. Dziewiecki, Psychologiczne interpretacje ludzkiej tożsamości, w: „Studia Diecezji Radomskiej”, t. III/2000, s. 291-308.
2 Por. A. Cencini, A. Manenti, Psychologia a formacja, WAM, Kraków 2002, s. 19-25.
3 Por. M. Dziewiecki, Wychowanie w dobie ponowoczesności, Jedność, Kielce 2002.
4 Por. A. Cencini, Amerai il Signore, Dio Tuo, EDB, Bologna 1988, s. 13-20.
5 Szczegółowe analizy na ten temat zob. M. Dziewiecki, Komunikacja wychowawcza, Salwator, Kraków 2004.
6 Por. M. Korzekwa, Jan Paweł II i tajemnica światła, w: „Katecheta”, nr 5/2005, s. 7-8.
opr. mg/mg