Kolejka na Kasprowy [GN]

Polskie Tatry: góry zdeptane, centymetr po centymetrze, przez hordy turystów

Przepraszam, kto z państwa ostatni na Orlą Perć? Wie pan, chciałem nad Morskie Oko, ale tam ruszyło dziś 30 tysięcy ludzi. Uff... Ale się wystałem. Pięć godzin do kolejki linowej...

Gdy przed tygodniem przepychałem się przez tłumek na Świnicy (dzień powszedni, zimno, koło 2 stopni Celsjusza i mgła w dolinach), zastanawiałem się, czy ma ona jeszcze 2301 metrów wysokości, czy może już 2300. A może nawet 2299? Przed rokiem usłyszałem na tym samym szlaku genialną rozmówkę: „Wie pan — żalił się jeden turysta — chciałem zejść za Świnicą do Gąsienicowej, ale gdy zobaczyłem tłum wspinający się na łańcuchy, zrobiłem Zawrat. To znaczy... zawróciłem do domu”. Zdeptujemy Tatry. Centymetr po centymetrze.

Cały Augustów pod Rysami

Ile osób dziennie może dojść nad Morskie Oko? Bywają dni, gdy nad lodowate jezioro przychodzi... ponad 20 tys. turystów. Rekord padł w majowy weekend ubiegłego roku. Po asfalcie dreptało aż 30 tys. ludzi! To tak jakby nagle wszyscy mieszkańcy Pszczyny czy Augustowa postanowili wybrać się na wycieczkę, by pooglądać panoramę Mnicha, Rysów i Mięguszowieckiego Szczytu.

— To był żywioł! Tłum był zupełnie nie do opanowania — wspomina Marek Pęksa, leśniczy z Morskiego Oka. — Szalety były przepełnione, mimo że codziennie usuwano z nich zanieczyszczenia, a samochody musiały się zatrzymywać już na Wierchu Poroniec, czyli kilka kilometrów od parkingu na Palenicy Białczańskiej.

Drogi turysto, daruj sobie uciążliwą wędrówkę po asfalcie i przepełnione TOI-TOI-e. Zapomnij też o zapierającej dech w piersiach panoramie Tatr Wysokich. Rusz raczej w zielone hale Doliny Kościeliskiej. Tam odpoczniesz od 30-tysięcznych tłumów. W majowy weekend 2009 roku w dolinę wyruszyło zaledwie 8 tys. turystów. Naprawdę można odetchnąć!

Słowo „Murowaniec” kojarzy się już nie tylko z kultowym kamiennym schroniskiem, ale coraz częściej z murowanymi tłumami, ustawiającymi się po herbatę czy szarlotkę. Nawet zwrot „kolejka na Kasprowy” nabiera od lat nowego, bardzo dosłownego znaczenia. Tłum tłoczący się na kamiennych schodach w Kuźnicach to już norma. W majowy weekend czy w czasie urlopowym, by ruszyć w górę gondolą, trzeba postać aż 5 godzin! Sami taternicy zachęcają, by na Kasprowy urządzić sobie pieszą wędrówkę. Gdyby ludzie z narzekającego zniecierpliwionego ogonka zdecydowali się pójść pieszo, zdążyliby dojść na miejsce i wrócić. A tak stoją. Często tylko po to, by na górnej stacji kolei linowej zjeść pizzę lub wypić espresso. Za 8 zł. No, dosyć tych złośliwości. Pora na konkrety...

Statystyka taternika

W 2001 r. sprzedano ponad 2,5 mln biletów do Tatrzańskiego Parku Narodowego. W 2006 r. — prawie 2,7 mln, w 2008 r. — prawie 3 mln, a przed rokiem już ponad 3 mln. Rachunek jest prosty. W 2009 roku sprzedano ich prawie 600 tys. więcej niż 9 lat wcześniej! To robi wrażenie.

Kilka miesięcy temu pisaliśmy o tym, że z tytułu „Krakowiacy i górale” zostali jedynie „górale”. I to podhalańscy. Jako jedyna polska grupa etniczna mają tak potężną siłę przebicia. Góralszczyzna jest na fali. Przepychając się przez tłum na Krupówkach, aż nie chce się wierzyć, że jeszcze 150 lat temu do Zakopanego przyjeżdżało zaledwie... 100 rodzin. Czy Tytus Chałubiński, lekarz okrzyknięty troszkę na wyrost „odkrywcą Zakopanego”, przypuszczał, że 100 lat po jego śmierci miasto przeżyje inwazję aż 3 mln turystów? Wielu na szczęście pójdzie forsować północną ścianę Krupówek i utknie między McDonaldem a Góral Burgerem. Ale reszta ruszy w „dzikie, niedostępne Tatry” (to cytat z przewodnika). Według danych zebranych podczas liczenia turystów, w czasie ubiegłorocznych wakacji Tatry odwiedzało dziennie ponad 30 tys. osób.

Zima też ma swoje rekordy. W sezonie narciarskim 2009/2010 ratownicy Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego (TOPR) zwieźli ze stoków rekordową liczbę 1768 kontuzjowanych narciarzy i snowboardzistów. Przed rokiem w samym Zakopanem było w szczytowym okresie nawet od 8 do 10 razy więcej turystów niż stałych mieszkańców — szacuje dyrektor Biura Promocji Zakopanego Andrzej Kawecki. — Sprzedaż chleba w Zakopanem w okresie wakacji wzrosła trzykrotnie w stosunku do poprzedniego sezonu letniego. W samym lipcu wpływy do budżetu miasta z opłaty miejscowej (pobieranej od nocujących w mieście turystów) były o 26 proc. wyższe niż w analogicznym okresie ubiegłego roku i wyniosły ponad 265 tys. zł.

Rogaś się potyka, Słowacja zamyka

Takie tłumy są już dla Tatr niebezpieczne. Wystarczy spojrzeć na szlaku pod nogi. Słynny jelonek „Rogaś z Doliny Roztoki” potykałby się dziś o kubki po coca-coli i pudełka po papierosach. Turyści, którzy czytają przy wejściu do TPN tabliczki, na których potężny miś prosi ich, by „byli grzeczni, bo wchodzą właśnie na jego teren”, powodują tak naprawdę duże szkody we florze i faunie. Choć Tatry od dawna są obciążone, dyrekcja Tatrzańskiego Parku Narodowego nie planuje na razie ograniczać w żaden sposób dostępu do gór. To dobrze, bo reglamentowanie czasu górskiej turystyki spowodowałoby w sezonie jeszcze większe korki.

Na Słowacji jest spokojniej. Nie tylko dlatego, że prawie 78 proc. powierzchni Tatr leży za polską granicą. Późną jesienią, zimą i wiosną — od 31 października do 15 czerwca — szlaki turystyczne powyżej schronisk są zamknięte. I nie chodzi tylko o Tatry Wysokie. Zamknięte są również szlaki w Tatrach Zachodnich.

Co poeta miał na myśli?

Co nam pozostaje? Poczekać, aż minie moda na „Obcasy pod Giewontem”. Albo już tylko sięgnąć do starych kronik (z nieodłącznym westchnieniem: „To se ne vrati!”). Na przykład do opowieści ks. Stolarczyka — potężnego chłopa, który znał Tatry jak własną kieszeń. Nieraz wyruszał na długie niebezpieczne wędrówki. W 1867 r. zdobył Baranie Rogi, jako pierwszy turysta zszedł też z Rysów do Morskiego Oka. W swej kronice parafialnej notował: „Dnia 13 września o godzinie pół do pierwszej z południa wyszedłem ja, Pleban, z Jędrzejem Walą, Szymkiem Tatarem, Wojciechem Kościelnym i Wojciechem Ślimakiem pierwszy na Szczyt Lodowaty, dotychczas za niedostępny miany, na którym rzeczywiście jeszcze żaden Tourista nie był”.

Puste dzikie Tatry znajdziemy dziś jedynie w zakurzonych kronikach i w wierszach. „Jak cicho, w zatrzaśniętej pięści pochować Zamarłą” — wołał Julian Przyboś, a Kazimierz Przerwa-Tetmajer w wierszu o kompletnie niezrozumiałym dziś tytule „Ciche, mistyczne Tatry” wzdychał: „Ty, pustko nieskalana, kędy myśl człowieka/ w dumną, zimną samotność wolno się odwleka”. No tak... Ale pisał ten wiersz w czasach, gdy do Zakopanego przyjeżdżało 10 tys. letników. A tego nie pamiętają już nawet najstarsi górale.

Zatłoczona rzeczywistość tatrzańskich stoków rodzi dziś mniej poetyckie skojarzenia. Czy niebawem spłoszeni maturzyści usłyszą na egzaminie pytanie: „Wyjaśnij, co miał na myśli poeta Jerzy Liebert, pisząc: „W dolinach górskie jeziora śpią. W spowitych sennie ciszą i mgłą”?

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama