Samotność Korfantego

Walczył o wolną i sprawiedliwą Polskę, a umierał w więzieniu...

Samotność Korfantego

Grób rodziny Korfantych w Katowicach. Foto: Henryk Przondziono

Walczył o wolną i sprawiedliwą Polskę, a umierał w więzieniu, zaszczuty i poniżony przez swych przeciwników politycznych. Niewielu tak wybitnych zostało potraktowanych równie okrutnie.

Wojciech Korfanty w potocznej świadomości zapisał się przede wszystkim jako przywódca Ślązaków z okresu powstań i plebiscytu. Mniej się pamięta o tym, że odegrał ważną rolę w czasie powstania wielkopolskiego, a wcześniej był posłem do Reichstagu i wydawcą polskiej prasy na Górnym Śląsku.

Wódz i dyplomata

Gdy w 1919 r. na konferencji w Wersalu zdecydowano, że o losach Górnego Śląska przesądzi plebiscyt, Korfanty jako polski komisarz plebiscytowy stał się liderem ruchu stawiającego na przyłączenie Śląska do Polski. Szukał rozwiązań politycznych. Nie tylko dlatego, że doceniał siłę armii niemieckiej, która została pobita, ale nie rozbita w czasie I wojny światowej. Obawiał się, że gwałt i przemoc zniszczą delikatną tkankę miejscowych relacji. Zdawał więc sobie sprawę, że projekt integracyjny z Polską powinien zakładać stadia pośrednie, podkreślające specyfikę regionalną oraz nadające dodatkowe uprawnienia władzom lokalnym. Doprowadził więc do tego, że Warszawa zgodziła się na nadanie Górnemu Śląskowi statutu organicznego, w praktyce gwarantującego terytorialną autonomię. Dzięki temu Korfanty miał silny atut w ręku w rozgrywce z Niemcami, którzy bronili scentralizowanego modelu państwa, oraz lokalnymi separatystami, którzy roili o stworzeniu samodzielnego państwa śląskiego, obejmującego poza Górnym Śląskiem także cały Śląsk Cieszyński oraz Opawski.

Korfanty wiedział, że rozstrzygnięcia w sprawie Górnego Śląska będą pochodną decyzji międzynarodowych. Liczył na Francję, która w tym sporze stała po naszej stronie, obawiając się szybkiego wzrostu potęgi militarnej pokonanych Niemiec. Wielka Brytania, w ramach tradycyjnej polityki balansu sił na kontynencie, wolała nie dobijać wczorajszego wroga, aby Francja zbytnio nie urosła w siłę. Gdy pod koniec kwietnia 1921 r. Korfanty dowiedział się, że planowany podział Śląska jest dla Polski niekorzystny (mieliśmy otrzymać dwa rolnicze powiaty), na własną odpowiedzialność wezwał Ślązaków do walki. 3 maja 1921 r. w odpowiedzi na jego apel na całym Górnym Śląsku rozpoczęły się zakrojone na wielką skalę działania zbrojne, z udziałem kilkudziesięciu tysięcy powstańców, wspieranych przez ochotników z Polski. Korfanty, choć ogłosił się dyktatorem powstania, nie dążył do rozstrzygnięć militarnych. Chciał, aby powstanie było demonstracją, politycznym instrumentem nacisku na zachodnie mocarstwa. Na zajętym przez powstańców terenie rozbudowywał służby cywilne i dbał o rygorystyczne przestrzeganie prawa i porządku, także wobec ludności niemieckiej. Uderzył w najlepszym momencie, według precyzyjnego planu i dzięki temu uzyskał bardzo wiele z tego, co przy ówczesnym układzie sił było do uzyskania — czyli przemysłową, wschodnią część Górnego Śląska.

Więzień polityczny

Był politykiem odważnym. Przez wiele lat narażał się niemieckiej administracji i opinii publicznej, gdy wzywał do tworzenia polskich list w wyborach parlamentarnych. Oznaczało to zerwanie z wielopokoleniową tradycją startu Ślązaków z list katolickiej partii Centrum. Był za to szykanowany i zwalczany, także przez sporą część duchowieństwa. Ślub kościelny musiał brać w Krakowie, gdyż na Śląsku nie było to możliwe. Narażał się zwłaszcza w czasie kampanii przed plebiscytem. Hotel Lomnitz w Bytomiu, gdzie mieściła się jego główna kwatera, był wielokrotnie atakowany, a w maju 1920 r. niemieckie bojówki próbowały go zdobyć i spalić.

Jednak najbardziej brutalnych szykan doświadczył w wolnej Polsce. Zwłaszcza po przewrocie majowym 1926 r., kiedy władzę przejęła ekipa marszałka Józefa Piłsudskiego, zwana potocznie sanacją. Ileż satysfakcji miała niemiecka prasa, gdy we wrześniu 1930 r. donosiła, że Korfanty został zamknięty w twierdzy brzeskiej i postawiony przed sądem, podobnie jak wielu innych przedstawicieli opozycji. Po opuszczeniu więzienia w grudniu 1930 r. Korfanty wrócił do Katowic zmieniony, nie tylko fizycznie, ale i duchowo. Przeżyte upodlenie skierowało go w stronę głębszej refleksji duchowej. Uwięzienie zaowocowało jego najciekawszymi tekstami politycznymi i społecznymi refleksjami. Publikował je głównie na łamach własnego dziennika „Polonia”, jednej z lepiej redagowanych wówczas gazet w Polsce. Cieszył się on ogromną poczytnością, dlatego często był brutalnie pacyfikowany przez cenzurę. Zamiast tekstów ukazywały się wówczas puste strony, wskazujące, że sanacja używa knebla cenzury równie skutecznie jak policyjnej pałki dla utrzymania się przy władzy.

Wygnaniec

Gdy w kwietniu 1935 r. Korfanty dowiedział się, że wkrótce ma ponownie zostać aresztowany, wyjechał z kraju. Osiadł w Pradze, skąd próbował pisać teksty oraz włączać się w inicjatywy polityczne Ignacego Jana Paderewskiego i gen. Józefa Hallera. Najbardziej tragiczne chwile przeżył, gdy sanacyjne władze odmówiły mu prawa powrotu na pogrzeb syna Witolda. Była to podłość, która wywołała oburzenie nie tylko wśród ludzi opozycji. Po tym doświadczeniu Korfanty mógł spodziewać się w kraju tylko rzeczy najgorszych. Pomimo tego, gdy Niemcy w kwietniu 1939 r. wypowiedziały układ o nieagresji, zdecydował się na powrót do kraju. W Katowicach był tylko jeden dzień, gdyż natychmiast został aresztowany i osadzony w więzieniu mokotowskim w Warszawie. W haniebnych warunkach, ciężko chory, spędził tam 3 ostatnie miesiące życia. Do dzisiaj trwają spekulacje na temat przyczyn jego śmierci. Jedna z wersji mówi, że ściany celi Korfantego były nasączane arszenikiem, co spowodowało jego śmierć. Tuż przed śmiercią zwolniono go z więzienia, aby uniknąć skandalu. Zmarł 17 sierpnia 1939 r., dokładnie w 20. rocznicę I powstania śląskiego, które zapoczątkowało drogę Ślązaków do Polski. Miał 66 lat. W jego pogrzebie w Katowicach wzięło udział kilka tysięcy ludzi. Była to ostatnia wielka polska demonstracja w Katowicach tuż przed wybuchem wojny. Władze zachowały się po raz kolejny haniebnie. Żaden ich przedstawiciel nie przybył na uroczystości

Amnezja

Choć działalność Korfantego była ważnym czynnikiem odzyskania przez Polskę niepodległości, poza Górnym Śląskiem niewielu o nim pamięta. W okresie międzywojennym był bezwzględnie zwalczany przez sanacyjną ekipę oraz osobiście przez Piłsudskiego. Po wojnie komuniści robili wszystko, aby jego imię zostało wymazane ze zbiorowej pamięci. Przez dziesiątki lat tylko tablice w katedrze śląskiej oraz w kościele w rodzinnych Siemianowicach Śląskich przypominały o nim. III RP w niewielkim stopniu naprawiła te zaniedbania. Wprawdzie w centrum Katowic stanął pomnik Korfantego, jego imieniem zaczęto nazywać ulice i szkoły, ale poza oddolnymi, społecznymi inicjatywami nie powstał żaden państwowy projekt upamiętniający dziedzictwo jego myśli i czynu. Piłsudski jest czczony od Tatr po Bałtyk przez różne środowiska polityczne. Dmowski ma wierny krąg uczniów, dbających o upamiętnienie jego dzieła. Tradycja Witosa jest ważnym spoiwem ruchu ludowego. O Korfantym nie pamiętano. Być może dlatego, że nie powstał ruch polityczny, któremu bliskie byłyby ideały chrześcijańskiej demokracji. A przecież był nie tylko wybitnym politykiem, ale także znakomitym dziennikarzem, wydawcą i myślicielem politycznym. Był także chyba jedynym polskim politykiem w ubiegłym stuleciu, który na serio przejął się zasadami katolickiej nauki społecznej i angażował się w tworzenie ruchu chrześcijańskiej demokracji jako alternatywy dla totalitarnych iluzji — nazizmu i komunizmu.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama