Rozmowa z prof. Witoldem Kuleszą na temat śledztwa IPN w sprawie Jedwabnego
- 10 lipca odbyły się uroczystości upamiętniające mord żydowskich mieszkańców Jedwabnego. Prezydent Kwaśniewski w imieniu Polaków przeprosił za tamtą zbrodnię, tymczasem śledztwo nie zostało jeszcze zakończone.
- Śledztwo zostało podjęte przez IPN we wrześniu ub. r. między innymi po to, żeby odpowiedzieć na pytanie, czy 12 Polaków oraz żandarm niemiecki Karol Bardoń, skazani prawomocnie w procesie łomżyńskim w 1949 r., to wszyscy współdziałający w dokonaniu zbrodni w Jedwabnem. Gdyby potwierdziła się relacja Szmula Wasersztajna, na której oparł swą publikację Jan Tomasz Gross, że w stodole zamordowano przez spalenie 1600 osób, to wtedy liczba współdziałających sprawców musiałaby być większa. W wyniku ekshumacji ustalono, że w obu zbiorowych mogiłach znajdują się szczątki od 150 do 250 ofiar. Liczba ofiar wskazuje na to, że relacje świadków mówiące, że w zamordowaniu żydowskich mieszkańców Jedwabnego uczestniczyło ok. 40 młodych mężczyzn z Jedwabnego i okolic, oraz że na miejscu było 8 żandarmów niemieckich znalazły potwierdzenie w wyniku ekshumacji.
- Czy podczas obecnego śledztwa uda się ustalić nazwiska wszystkich winnych?
- Jeżeli wskutek naszych działań zostaną zidentyfikowani sprawcy, którzy w procesie łomżyńskim nie byli osądzeni, to oczywiście prokurator postawi im zarzut udziału w zbrodni. W grę mogą wchodzić osoby nierozpoznane w toku śledztwa w 1949 r., a także osoby rozpoznane, którym jednak nie postawiono zarzutów popełnienia zbrodni. Chodzi o to, że proces w Łomży - który w moim przekonaniu był uczciwy w tym sensie, że skazani zostali rzeczywiści sprawcy, a nie przypadkowe osoby - pozostawiał jednak poza swoim zainteresowaniem relacje świadków o zabójstwach pojedynczych, dążąc do osądzenia ryczałtowego wszystkich oskarżonych. Wiadomo, że spalenie żywcem ofiar było punktem ciężkości toczącego się procesu, wobec tego jeżeli świadek mówił o jednym z oskarżonych, że przed spaleniem stodoły chwalił się, że zabił już trzech Żydów na drodze, to sąd pozostawił poza dociekaniem ten fragment czynu oskarżonego. Gdyby udało się znaleźć dowody takich zbrodniczych epizodów, na przykład w odtajnionych przez prof. Kieresa dokumentach Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego, to sprawcę można postawić w stan oskarżenia, albowiem jest to zbrodnia niepodlegająca przedawnieniu. Podstawą byłby ten sam przepis, który legł u podłoża wyroku w 1949 r. Jest to utrzymany przez obowiązujący kodeks karny przepis z 31 sierpnia 1944 r. o brzmieniu: "Kto, idąc na rękę władzy państwa niemieckiego lub z nim sprzymierzonego, brał udział w dokonywaniu zabójstw, podlega karze dożywotniego pozbawienia wolności". Pierwotnie była to zbrodnia zagrożona karą śmierci.
Nie mam żadnej wątpliwości, że kwalifikacja prawna czynu przyjęta w 1949 r. jest poprawna i dlatego przyjęliśmy ją również w toczącym się śledztwie.
- Próbę moralnego zmierzenia się z tą zbrodnią podjęło wiele środowisk, m.in. biskupi, próbując odpowiedzieć na pytanie, dlaczego stało się to, co się stało...
- Dla mnie jako prawnika karnisty bardzo niepokojąca była pewna prasowa wypowiedź, której nadtytuł głosił: "Szatan zstąpił do Jedwabnego". Jako prawnik przeciwstawiam się takiemu sformułowaniu, dlatego że przy takiej interpretacji wydarzeń sprawcy stają się narzędziem szatana i w jakiejś mierze również jego ofiarami. Oto szatan posłużył się Bogu ducha winnymi, spokojnymi mieszkańcami Jedwabnego, a jego moc obezwładniła ich zdolność myślenia i odczuwania. Nieprawda, szatan nie zstąpił nagle do Jedwabnego, on tam był: w duszach, sercach i umysłach sprawców. Szatan jest w umyśle i sercu każdego indywidualnego zbrodniarza, jest wewnątrz czynu, a nie na zewnątrz.
- Jak skomentowałby Pan sytuację, opisaną w Biuletynie IPN, kiedy to burmistrz Nowego Targu na spotkaniu z młodzieżą po zadaniu pytania: "Co stało się w Katyniu w 1940 r.?", usłyszał odpowiedź: "Polacy zamordowali Żydów"?
- Jeśli weźmiemy pod uwagę liczbę spraw prowadzonych przez IPN, to zdecydowanie przeważają zbrodnie ludobójstwa, w których ofiary były dobierane według klucza przynależności do narodu polskiego. Zbrodnia katyńska jest kwalifikowana przez nas na podstawie tego samego przepisu dekretu z 1944 r. Związek Sowiecki wiosną 1940 r. był państwem sprzymierzonym z trzecią Rzeszą i to przeciwko państwu polskiemu, o czym świadczy tajny załącznik do paktu Ribbentrop-Mołotow. Zadaniem IPN jest pokazanie również tego aspektu mordu w Katyniu. Trzeba większy nacisk położyć na edukację, tak żeby nie przegrać walki o pamięć.
- Organizatorom uroczystości duży kłopot sprawiała treść inskrypcji na pomniku w Jedwabnem. Mówi się, że jej ostateczne brzmienie jest przedmiotem kompromisu. Czego on dotyczył?
- Jako prawnik mogę powiedzieć, że na pomniku można by powtórzyć treść przepisu, na podstawie którego prowadzimy śledztwo: "Kto, idąc na rękę władzy państwa niemieckiego, brał udział w dokonywaniu zabójstw ofiar tu spoczywających podlega karze..." - i należałoby dodać jeszcze słowa: "Podlega potępieniu przez nas - Polaków współczesnych". Jest to dlatego ważne, że bracia Laudańscy w wywiadzie dla niemieckiego tygodnika "Der Spiegel" powiedzieli o spaleniu Żydów, iż był to święty gniew, a odpłata była obowiązkiem każdego patrioty. Otóż zbrodnia czy zbrodniarz nie może być narzędziem czynienia polskiej sprawiedliwości. Trzeba sprawcom odebrać prawo do posługiwania się takimi kategoriami.
- Dziękuję bardzo za rozmowę.
Rozmawiała Alicja Wysocka
Prof. WITOLD KULESZA, dyrektor Głównej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu, prokurator nadzorujący z ramienia Instytutu Pamięci Narodowej śledztwo w sprawie zbrodni w Jedwabnem.
opr. mg/mg