Wszyscy jesteśmy męczennikami

O prześladowaniach Kościoła w Indiach

Wszyscy jesteśmy męczennikami

„W indyjskim stanie Orisa odnaleziono zwłoki dwóch chrześcijan zamordowanych przez hinduskich ekstremistów. Ich ciała zostały poćwiartowane i wrzucone do stawu" - takiej treści depeszę mogłaby spokojnie nadać agencja prasowa działająca w czasach Nerona. Ale ten komunikat jest zaledwie sprzed kilkunastu dni...

Dawno temu skończyły się czasy Nerona i Dioklecjana, dawno już przebrzmiały idee Stalina, Pol Pota czy Mao Tse Tunga, a jednak polowanie na chrześcijan trwa nadal w najlepsze. Świadczą o tym najdobitniej coroczne raporty organizacji pozarządowych monitorujących przestrzeganie praw człowieka na świecie. Wynika z nich niezmiennie, że to właśnie chrześcijaństwo jest najbardziej prześladowaną religią. Zmieniają się tylko metody. Czasami prześladowania przybierają więc bardziej krwawe formy, a czasami mają postać ledwo rozpoznawalnej opresji - zamykania w getcie poglądów, zbiorowej drwiny czy słabo skrywanej pogardy. Na czarnej liście krajów, w których chrześcijanie uznawani są za wrogów publicznych, znajdują się dziś m.in.: Indie, Korea Północna, Wietnam - nazywany kiedyś najstarszą córą Kościoła katolickiego w Azji, Sudan, Indonezja, Chiny, Iran, Nigeria, Arabia Saudyjska, Laos, Turcja, Uzbekistan, Jemen, Somalia, Malediwy, Bhutan, Erytrea, Algieria, Mauretania i inne - łącznie grubo ponad pięćdziesiąt państw.

Wszędzie tam, podobnie jak przed dwoma tysiącami lat, chrześcijanie zmuszeni są chować się przed swoimi prześladowcami -w lasach, w górach, na pustyniach, w obozach dla uchodźców, a coraz częściej po prostu w bezpiecznych katakumbach własnej duszy.

Wystarczy dobry pretekst

Symbolem męczeństwa godnym pierwszych wyznawców Chrystusa są dziś chrześcijanie z Orisy. Stanowią oni zaledwie 2,4 proc. ludności tego liczącego ponad 36 milionów mieszkańców indyjskiego stanu. Skala prześladowania tamtejszych chrześcijan jest jednak ogromna. Jak podała niedawno Konferencja Episkopatu Katolickich Biskupów Indii, tylko w okresie od 24 sierpnia do połowy września br. zginęło w pogromach co najmniej 60 osób, a ponad 18 tys. zostało rannych. Spalono lub sprofanowano 93 kościoły i 4063 domy należące do wiernych chrześcijańskich. W obawie przed pogromami ze swoich domów uciekło ponad 50 tys. osób.

Sfanatyzowani wyznawcy hinduizmu zabijają chrześcijan maczetami, łopatami, siekierami, palą ich żywcem, topią, wieszają. Księża są bici, torturowani, publicznie poniżani, a zakonnice zbiorowo gwałcone. Spokoju nie ma nawet w obozach dla uchodźców, w których cały czas dochodzi do polowań na chrześcijan. Wszystko to dzieje się przy cichym poparciu miejscowych władz.

Wielce wymowny jest tu przykład gehenny, jaką przeszedł ks. Thomas Chellan, dyrektor jednego z indyjskich centrów pomocy duszpasterskiej. Pobity do nieprzytomności, torturowany, wystawiony nago na widok publiczny, w końcu oblany benzyną, przeżył tylko dlatego, że silny deszcz uniemożliwił jego podpalenie. Całe zdarzenie miało miejsce przed posterunkiem policji, przy biernej postawie miejscowych stróżów prawa...

I znów, podobnie jak za czasów Nerona, chrześcijanie cierpią za winy niepopełnione.

Tym razem bezpośrednim pretekstem do prześladowań stało się zamordowanie hinduskiego fundamentalisty Swamiego Laxamanandy Saraswatiego, który sam od dawna nawoływał do nienawiści etnicznej i religijnej. I choć do tego czynu przyznali się indyjscy maoiści, to i tak nacjonalistyczne hinduskie stowarzyszenia przygotowały spis co najmniej 140 chrześcijan, „winnych" zabójstwa Saraswatiego i „pięciu jego towarzyszy".

Wkrótce potem fala antychrześcijańskiego terroru rozlała się po całych Indiach. Najgorsza sytuacja panuje dziś oczywiście w Orisie, ale niewiele lepiej jest w stanach Chattisgarh, Karnataka, Kerala i Madhja Pradeś, gdzie również dochodzi do ataków na wiernych chrześcijańskich. Ich organizatorzy żądają ograniczenia, a nawet całkowitego zakazu działalności Kościołów chrześcijańskich w Indiach.

Zamach na świeckość

Prześladowania przy użyciu ognia i miecza to jedna strona medalu. Ale jest też ta druga, mniej spektakularna, dokonująca się niejako w „białych rękawiczkach". Bo i w cywilizowanej, światłej i dostatniej Europie Zachodniej chrześcijanie zaczynają być sprowadzani do roli obywateli drugiej kategorii. I tak jak symbolem krwawych prześladowań są dziś chrześcijanie z Orisy, tak ich europejskim odpowiednikiem stal się prof. Rocco Buttiglione. Ów włoski polityk przyznający się otwarcie do swoich katolickich przekonań został nominowany w październiku 2004 roku na komisarza Unii Europejskiej. Jego poglądy były jednak zupełnie nie do przełknięcia dla europejskich „postępowców" i ostatecznie kandydatura Buttiglione została w ostatniej chwili storpedowana. Nad Włochem dokonano zaś przy okazji czegoś na kształt moralnego linczu, nie wahając się postawić go w jednym szeregu z Hitlerem, Himmlerem czy Mussolinim.

Ale chrześcijanie zbierają razy nawet w sytuacjach oczywistych, kiedy powinni spodziewać się raczej odruchów współczucia i ludzkiej solidarności. Tymczasem, gdy niedawno Parlament Europejski uchwalał znaczną większością głosów rezolucję, której jeden z punktów odnosił się do ostatnich działań anty chrześcijańskich w Indiach, posłowie frakcji socjalistycznej, zieloni, komuniści, a nawet część liberałów nie kryli swojego oburzenia, że oto unijne ciało zajmuje się wyznawcami „jakiejś tam religii". Argumentowali przy tym, że religijność to prywatna sprawa obywateli. Zapewne ci sami politycy wypowiadaliby się zupełnie inaczej, gdyby chodziło na przykład o prześladowania homoseksualistów...

Ta sytuacja świetnie pokazuje jednak, jak niebezpiecznie blisko granicy absurdu zbliżył się postulat świeckości życia publicznego. Bezpośrednią winę za to ponosi tocząca Unię Europejską choroba, której na imię chrystianofobia. Aby się o tym przekonać, wystarczy zderzyć ze sobą dwa obrazy: z jednej strony brak odniesień do chrześcijańskich korzeni Europy w kolejnych projektach eurotraktatów, z drugiej zaś triumfalny pochód islamu, zdobywającego szturmem kolejne przyczółki na Starym Kontynencie, przy braku jakiegokolwiek sprzeciwu ze strony sił „postępu".

W tym kontekście zupełnie nie dziwią więc słowa socjalistycznej europosłanki z Belgii Veronique De Keyser, która kilka tygodni temu podczas wizyty w Brukseli prawosławnego patriarchy Konstantynopola Bartłomieja I publicznie oskarżyła zarówno jego, jak i Benedykta XVI, że ośmielają się twierdzić, iż „europejskie wartości moralne są wartościami chrześcijańskimi". Ręce opadają...

Nim kur trzy razy zapieje

I jest wreszcie trzecia sfera - jednostkowa. To codzienna walka o wytrwanie w wierze, mniejsze i większe akty cywilnej odwagi: przy publicznym kreśleniu znaku krzyża, przy decyzji o posłaniu dziecka na lekcje religii, przy rozmowach ze znajomymi.

A z drugiej strony coraz większa presja, coraz trudniej bronić publicznie katolickiego światopoglądu. Padają dawne bastiony katolicyzmu. W Berlinie rządzący socjaldemokraci i postkomuniści już dwa lata temu przeforsowali przepisy, na podstawie których w szkołach zamiast religii wykładana jest ateistyczna etyka. I to obowiązkowo dla wszystkich. Do podobnego ustawodawstwa od dawna szykują się także rządzący Hiszpanią socjaliści. O tym, czego uczą się z podręczników holenderskie czy belgijskie dzieci, lepiej nawet nie wspominać. Rośnie więc pokolenie wyedukowanych europejskich ateistów.

W Polsce na szczęście jeszcze do tego etapu nie doszliśmy. Ale nawet i w naszym rzekomo arcykatolickim kraju nietrudno spotkać się z aktami wrogości z powodu zbytniego manifestowania wiary. Na razie sprowadzają się one najczęściej do pogardliwych epitetów w stylu: „moher", „ciemniak", „katobeton". Ale takie przypadki, jak sprawa Alicji Tysiąc, czy 16-letniej „Agaty z Lublina", wykorzystywane są przez krzewicieli „postępu" do frontalnego ataku na wszystkich tych, którzy wypowiadają się publicznie w duchu zgodnym z nauczaniem Kościoła. I jeśli nie jesteś „nowoczesnym" katolikiem, rychło znajdziesz się na cenzurowanym. Ot, choćby w prześmiewczo-pogardliwej rubryce pod wielce wymownym tytułem „Stronniczy przegląd prasy katolickiej", w której najwyższym arbitrem przyzwoitości i pobożności jest postępowo-wyborcze wyznanie wiary.

A najlepiej w ogóle dać sobie spokój z religią. Bo dziś to już podobno „obciach" i „zabobon". Bądź wolny, decyduj sam o sobie, popatrz, jak żyją współczesne gwiazdy - krzyczą kolorowe czasopisma i programy śniadaniowych telewizji. I ta propaganda zaczyna trafiać na podatny grunt. Bo Polacy europeizują się z szybkością światła. Fala powszechnej laicyzacji zaczyna więc docierać i do nas. I może to być dla polskich katolików nie mniej trudna próba niż prześladowania, jakie spotykają chrześcijan w Orisie czy w Wietnamie. Bo w drobnych sprawach łatwiej o kompromisy, a trudniej o odwagę pierwszych wyznawców Chrystusa.

Wszyscy jesteśmy męczennikami

Po napaści hinduskich fundamentalistów.

Modlitwa za chrześcijan w Indiach

Ojcze nasz, któryś jest w Niebie

Ty sprawiasz, że słońce wschodzi nad złymi i dobrymi.

Twój Syn Jezus Chrystus umarł za wszystkich,

a po swoim chwalebnym zmartwychwstaniu,

zachowując na Ciele rany Swojej Świętej Męki

Boską mocą podtrzymuje teraz tych,

którzy cierpią prześladowanie i ponoszą męczeństwo

za wiarę i wierność Kościołowi.

Ojcze, pełen miłosierdzia i mocy,

spraw, aby współczesny Kain nie mordował

Swego słabego i niewinnego brata Abla.

Aby prześladowani chrześcijanie w Indiach

mogli trwać razem, tak jak Maryja,

Matka Jezusa u stóp Krzyża.

Opiekuj się tymi, którym zagrażają przemoc i niepewność.

Niech Duch Święty, który jest miłością sprawi,

aby świadectwo i krew tych, którzy umierają

przebaczając swoim prześladowcom,

przynosiły obfite owoce.

Amen

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama