Ostatni szczyt FAO nie przypominał poważnej dyskusji, a raczej tanią burleskę
Według szacunkowych wyliczeń ONZ, na świecie cierpi z powodu głodu ponad miliard ludzi! By temu zaradzić, w listopadzie, w Rzymie, odbył się kolejny szczyt FAO. Sęk w tym, że część obecnych na tym zgromadzeniu przywódców narodowych nie przypominała mężów stanu zatroskanych o losy ludzkości, ale bohaterów taniej burleski.
Listopadowy, rzymski szczyt FAO, czyli Organizacji Narodów Zjednoczonych do spraw Wyżywienia i Rolnictwa, miał być przełomem w walce świata z coraz powszechniejszym głodem. Jego wymowa mogłaby być tym większa, że zjazd zorganizowano w czasie, kiedy zapatrzony w siebie świat zachodni sam zmaga się z kryzysem ekonomicznym. Może więc bogata półkula północna, sama dotknięta problemami, wreszcie zrozumie biedne południe.
Powagę spotkania podkreślił fakt, że otworzył je sam sekretarz generalny ONZ Ban Ki Mun, który już na wstępie przypomniał, że tego konkretnego dnia „na świecie umrze 17 tysięcy dzieci”! Jakby w niezamierzonej kontrze do tego nie tylko retorycznego stwierdzenia, dyrektor FAO Jacques Diouf oświadczył, że aktualnie na świecie produkuje się taką ilość żywności, że wystarczyłaby ona na wyżywienie całej populacji ludzkiej zamieszkującej glob. Mimo tego jedna szósta ludzi, czyli ponad miliard osób na ziemi, głoduje. Według Dioufa, aby ten stan zmienić, należałoby każdego roku wspierać rolników w najbiedniejszych krajach kwotą 44 mld dolarów. Szybko zareagował prowadzący obrady Silvio Berlusconi, który oświadczył, że ustalono aktualnie, iż na wspomniany cel przeznaczy się 21 mld dolarów, a na więcej — z powodu światowego kryzysu — nie można liczyć.
Od tych najwyraźniej nieprzyjemnych, a przecież jedynie podstawowych faktów statystycznych, politycy jednak szybko odeszli, by zadeklarować wspólnym chórem „konieczność zmian w strategii i taktyce walki z głodem”. Nikt jednak nie wie, co kryje się pod tym frazesem, bo kwestii tych nie omówiono szerzej, nie podano żadnych konkretów. Niejako w zamian za to, słynący według jednych z błyskotliwego dowcipu, według innych z infantylizmu politycznego premier Berlusconi, zaczął raczyć dostojne zgromadzenie... kawałami o Marksie!
Nie wiedzieć czemu włoski polityk przywołał żart o wstającym z grobu Karolu Marksie, który błaga: „Proletariusze wszystkich krajów, wybaczcie mi”. Ten, kogo zgorszyło to nielicujące z powagą tematu spotkania zachowanie Włocha, mógł po chwili uznać, że gorszy się przedwcześnie. Na uczestników i obserwatorów szczytu FAO czekały bowiem kolejne „atrakcje”. Oto libijski przywódca Muammar Kadafi wygłosił antykapitalistyczną tyradę, która z zaplanowanych pięciu, trwała aż piętnaście minut. Skrzętnie podchwycił ten fakt Berlusconi, dziękując Kadafiemu „za okazanie słuchaczom litości”. Kadafi jednak ostatecznie nie okazał się aż tak litościwy: wieczorem tego dnia zaprosił do ambasady Libii w Rzymie sto starannie wyselekcjonowanych hostess. Ich doborem zajęła się wyspecjalizowana agencja, której zakomunikowano, że panie mają mieć od 18 do 35 lat, być przyodziane w spódniczki do kolan i strój bez głębokiego dekoltu. Przed tym kobiecym zgromadzeniem pułkownik Kadafi wygłosił mowę, już zapewne dłuższą, nawracając swe słuchaczki na islam. Jak doniosły włoskie agencje, libijski dyktator oświadczył, że islam jest „nadzwyczaj przyjazny kobietom”, a „Nowy Testament kłamie”, bo „Jezus nie został powieszony na krzyżu”! Według Kadafiego „ukrzyżowano sobowtóra Jezusa”. Każda z pań otrzymała od samorodnego mentora religijnego egzemplarz Koranu i dziełko „Jak być muzułmaninem” oraz 75 euro honorarium. Nie wiadomo na razie, jaka jest skala „nawróceń” na islam po tym spotkaniu...
Jak widać, imprezy towarzyszące szczytowi w sprawie głodu na świecie pogrążone były w oparach absurdu, a zachowania przywódców światowych były co najmniej nietaktowne, a w poszczególnych przypadkach stanowiły zapewne ciekawy materiał badawczy dla psychiatrów. Moglibyśmy tak ironizować w nieskończoność, gdyby nie zasadniczy podmiot, wokół którego miała być skupiona uwaga i troska obradujących — głodująca ludzkość. Postawa części uczestników zjazdu pokazała nader wyraźnie, jak wyobcowani ze spraw najuboższych świata są najmożniejsi, w których rękach złożono odpowiedzialność za miliony ludzi. Dość powiedzieć, że poza cyrkowymi występami kilku polityków znanych już światu ze swej egzotyczności, na rzymski szczyt FAO nie przybyli wcale (poza gospodarzem, premierem Berlusconim) szefowie państw grupy G8. Podchwycił to natychmiast wspomniany Kadafi, ale i prezydent Brazylii Luiz Inácio Lula da Silva — oskarżyli oni państwa Zachodu o obojętność na losy najuboższych. Lula da Silva oświadczył, że połowa sumy, jaką te kraje przeznaczyły ostatnio na ratowanie bogatych banków w związku z kryzysem, wystarczyłaby do zlikwidowania głodu na świecie. W wyważonym tonie przemawiał prezydent Egiptu Hosni Mubarak, który wprawdzie przypomniał o powinności bogatych wobec biednych, ale zwrócił też uwagę na korupcję rządów w części biednych państw, która uniemożliwia udzielanie pomocy głodującym.
Szczyt FAO w Rzymie, choć nieudany, pozbawiony konkretów, boleśnie groteskowy, jest jednak znakiem czasów. Wymownie obnaża on starą prawdę, że syty nie zrozumie głodnego. Nieobecność możnych tego świata na tak ważnym zgromadzeniu, frywolny ton części jego uczestników, brak konkretów w walce z nadzwyczaj konkretną plagą ludzkości — głodem — wszystko to nieoczekiwanie obnażyło degrengoladę etyczną międzynarodowego establishmentu, erozję podstawowych wartości etycznych wśród tak zwanych elit, a także ułomność agend ONZ w misji, dla której zostały one przed ponad półwieczem powołane.
Wobec tego wszystkiego wręcz swoistym dysonansem stało się wyczekiwane przez komentatorów i media wystąpienie Papieża. Benedykt XVI w swym przemówieniu wygłoszonym po francusku zaznaczył wyraźnie, że produkcja i handel żywnością nie mogą kierować się wyłącznie logiką zysku. Ojciec Święty przeciwstawił się realizowanej nazbyt często pokusie wyjaśniania plagi głodu nadmiernym przyrostem naturalnym w krajach najbiedniejszych. Zaapelował też o uznanie problemu głodu za integralny element społeczno-gospodarczej sytuacji tych państw, co pozwoli walczyć z głodem w sposób bardziej zorganizowany i systemowy.
Papież, podobnie jak jego poprzednicy — Jan Paweł II, ale i Paweł VI, i Jan XXIII — potępił przepych i marnotrawstwo, apelując o solidarność międzyludzką i nawrócenie serc. Benedykt XVI stwierdził też, że nie zostaną naprawdę rozwiązane żadne problemy, jeśli w gospodarce nie będą stosowane kryteria etyczne. Zwrócił też uwagę na przewrotność polityki obojętności dotąd stosowanej, mówiąc, że pomoc bogatych wobec biednych tak naprawdę leży ostatecznie także w samym najlepiej pojętym interesie bogatych. W swej pokorze Papież taktownie nie wspomniał, że Kościół na świecie jest największą organizacją charytatywną, przejmując niekiedy, wbrew niemałym trudnościom, zobowiązania egzystencjalne i bytowe, z których wobec obywateli nie wywiązują się ich własne rządy.
Szczyt FAO w Rzymie w listopadzie 2009 roku przeszedł już do historii, ukazując dekadencki charakter poczynań wielu współczesnych możnowładców. Możliwe, że gdy w przyszłości będzie się streszczać postanowienia tego zgromadzenia, przywoła się jedynie fakt, że na rzymskim szczycie w ambitnym planie likwidacji głodu na świecie sformułowanie „do 2025 roku” zastąpiono wyrażeniem „jak najszybciej”.
opr. mg/mg