Inny punkt widzenia

Recenzja: François Rosset, Drzewo Kraków. Mit polski w literaturze francuskiej.

Tytuł książki François Rosseta Drzewo Kraków oraz rozszyfrowanie tej metafory już we wstępie nadaje ton owej godnej podziwu erudycyjnej pracy szwajcarskiego badacza. Tytułowy stary kasztanowiec istniał naprawdę. Do lat osiemdziesiątych XVIII wieku rósł w ogrodach królewskich Paryża, użyczając cienia spotykającym się pod nim osobnikom z półświatka, dziwakom, "filozofom", żurnalistom i różnego autoramentu sensatom tworzącym tam - jak powiedzielibyśmy dzisiaj - fakty prasowe stolicy. Potem "Drzewo Kraków" wycięto. Dziś nie ma już większego znaczenia, czy nazwa "L’Arbre Cracovie" pochodzi od czasownika "craquer" (krakać), czy od Krakowa, miasta uchodzącego przez wieki za główną siedzibę mitycznego państwa dalekiej Północy. Mitycznego, oczywiście, z perspektywy Paryża. Właśnie to wszystko, co składa się - jak głosi podtytuł - na Mit polski w literaturze francuskiej, zjawisko trwalsze niż najbardziej długowieczne żywe twory przyrody, to temat dziewięciu rozdziałów rozważań Rosseta. Ujęte po trzy w trzech częściach (Realia, Figurae, Exempla) świadczą, że w kompozycji swej materii autor dąży do "świętej" liczby trzy lub pitagorejskiej doskonałości. Albowiem sama materia - Najjaśniejsza Rzeczpospolita widziana przez stulecia oczyma Francuza - często burzy nasze polskie "świętości nie szargać", a jeszcze częściej nasze wyobrażenia o doskonałości Polaka.

Mówiąc precyzyjniej: praca Rosseta jest rzetelną analizą ponad 200 dzieł francuskich poświęconych Polsce od czasów Renesansu po lata współczesne. Ich zestawienie znajdujemy na końcu książki. Chronologia ma jednak znaczenie pośrednie. Rosset zaczyna prezentację w konkretnym momencie historycznym, gdy Polska na pewien czas stała się ważnym problemem monarchii francuskiej: rok 1573, elekcja Henryka Walezego. Kończy natomiast symboliczną datą 1896, rokiem wydania Ubu króla, choć za literalne zakończenie tej wędrówki po mitycznej krainie wypada nam chyba uznać cytat z przewodnika turystycznego z 1991 roku. Ale już w części I (Realia), gdzie punktem wyjścia autora są fakty historyczne i geograficzne, ważniejsza wydaje się dynamika zjawisk, swoisty mechanizm powtarzania i przecinania się w opisach Polski wiedzy i "gąszcza bajek".

"Nierzadko mamy do czynienia, mimo upływu dwóch albo trzech wieków, z identycznymi zdaniami, a nawet całymi paragrafami" - podkreśla Rosset (s. 79). Z rozdziału na rozdział dowiadujemy się, jak dzięki temu mechanizmowi utrwalał się we francuskiej świadomości obraz na przykład "Polski - ziemi obiecującej" (tytuł podrozdziału), gdy dyplomacja potrzebowała uzasadnienia pretensji Walezjusza do tronu, oraz Polski "Sarmackiej Niedźwiedzicy", "której Zima i Mars towarzyszą" (Ronsard), gdy trzeba było usprawiedliwić ucieczkę króla. Podobnie, z okazji zaślubin Ludwiki Marii z Władysławem IV w roku 1645, poeci dworscy opiewali "Wspaniałych posłów": "O nieba, cóż widzę? Achilles czy też Cezar?" (sonet Sainte-Epine’a), ale w tym samym czasie dwórka Ludwiki Marii, pani de Motteville przebywająca z nimi codziennie, pisała, iż są oni "też zazwyczaj tak tłuści, że aż się zbiera na mdłości, i niechlujni we wszystkim, co się tyczy ich osoby" (s. 51).

Niemniej ambiwalentne były przez wieki opisy geograficzne. Rosset stwierdza wręcz, że "Geograficzna Polska sięga szczytów abstrakcji, skoro można by do niej zastosować słynną definicję Boga podawaną przez Pierre’a Ramus: "sfera, której środek znajduje się wszędzie, a obwód nigdzie" (s. 83). Jest to niejako podsumowanie różnego rodzaju niemożności, niepewności i nieprzystawalności, przed jakimi stawali piszący o Polsce dawni autorzy, z twórcami Encyklopedii Diderota włącznie.

Paradoksalnie, na pewniejszy grunt wstępujemy w części poświęconej figurom literackim Polski i jej mieszkańców. Z góry bowiem wiemy, iż dla Rosseta związek "Figurae" z realiami nie jest warunkiem niezbędnym. Dlatego "Bohaterski król" Jan Sobieski jawi się jako "Monarcha obarczony losem świata" (sonet F.N. Nodeta), lecz przede wszystkim "Od Sobieskich tłoczno będzie na scenach teatrów grywających melodramaty..." (s. 122). "Dobry król" Stanisław Leszczyński jest rozpoznawalny w rysach Lizymacha Monteskiusza, który to utwór uczony odczytał w Akademii w Nancy, gdy go do niej przyjmowano, ale szerokie rzesze Francuzów znały Leszczyńskiego raczej z tego, iż był "równie częstym gościem w repertuarze melodramatycznym co Sobieski" (s. 126). August Poniatowski pod piórem Benjamina Constanta staje się dziwną postacią, w odniesieniu do której "historia ostatecznie zapamiętała przede wszystkim ideę »odgrywania« roli króla" (s. 128). Rozważania Rosseta o Figurach króla (tytuł podrozdziału) prowadzą nas nieuchronnie (po drodze jest jeszcze Venceslas Rotrou) do najsłynniejszego literackiego monarchy: "Ubu króla" Jarry’ego, gdzie władca "Polski-nulle-part" rozprawia się bez najmniejszej litości z dwoma wcześniej omówionymi wymiarami francuskiego mitu króla Polski, czyli z jego wymiarem politycznym (władca państwa rządzącego się dziwacznymi prawami) i wymiarem estetycznym (król jakiegoś "nigdzie"). Dalej już tego wątku nie można było ciągnąć: "Gdyby nie było Polski, nie byłoby ani tekstu Jarry’ego, ani tego, który kończy się - póki co - w tym miejscu" - uśmiecha się rozbrajająco Rosset.

Na szczęście to nie koniec literackich smakołyków, gdyż autor przywołuje następny niezwykle trwały mit: Pięknego Polaka i Pięknej Polki. Otrzymujemy cały wachlarz postaci. Na pierwszy ogień (piekielny chyba) idzie polski szlachcic z XVII wieku, odznaczający się tak cudownymi rysami, że aż jego uroda wzbudziła "szkaradną namiętność maltańskiego kawalera" (s. 154). On też umożliwia Rossetowi postawienie tezy, iż: "od pierwszych swoich aktualizacji postać pięknego Polaka stawia w świecie literatury kwestię dwoistości, dwuznaczności i inwersji" (s. 154). Takich dwoistych Polaków pojawia się paru, na przykład Néel, bohater powieści Barbeya d’Aurevilly Żonaty Ksiądz, naznaczony dodatkowo piętnem szaleństwa z tej racji, iż miał matkę Polkę (s. 186). Jeszcze ciekawsza wszakże wydaje się Amazonka, czyli kobieta z Polski. Pojawienie się literackich Wand, Lodoiskich (rzekoma córka Pułaskiego), które wchodzą do repertuaru teatralnego, także do piosenek i powieści, sprawia, że w połowie XIX wieku można mówić o prawdziwej modzie na "płeć polską": "Piękna Polka, zrodzona, niczym Ewa Północy, z pięknego Polaka, zachowa przez cały czas trwania literackiej kariery znamię swego męskiego pochodzenia. Czy piękno, podobnie jak anioły, posiada płeć?" - zapytuje z rozrzewnieniem Rosset (s. 188). Mówiąc zaś poważnie, badacz wiąże tę modę z rosnącym na przełomie XVIII i XIX wieku "zainteresowaniem kobietą na polu myśli medycznej, filozoficznej, społecznej" (s. 164). Dodajmy od siebie, że owo zainteresowanie spotęgowały w znacznym na pewno stopniu znane i rzeczywiście istniejące kobiety: Walewska, Hańska, czy też piękna towarzyszka życia Stendhala, której nazwiska Rosset nie wymienia, ale my wiemy, iż była nią Matylda Dembowska.

Tę część książki kończy Rosset rozważaniem o mitach emigracji. Gorzka to mitologia. W pamięć zapada uderzająca w naszą dumę narodową ocena: "Emigrant jest w pewnym sensie pochlebcą, który nie zdaje sobie z tego sprawy, nawet wtedy kiedy pomrukuje pod nosem jak stary Marowsko [bohater powieści Maupassanta - przyp. M.D.]: »Wy, Francuzi, nie dotrzymujecie swoich obietnic«" (s. 197).

Ostatnia część, Exempla, poświęcona jest trzem różnym, właściwie nie bardzo do siebie przystającym mitom: Kościuszki, Ellenory - bohaterki słynnej powieści Benjamina Constant Adolf - oraz mitowi kopalni soli w Wieliczce. Najciekawsza jest ta ostatnia sprawa. Rosset od razu daje znaczący tytuł: Wieliczka, sól ziemi i słowa. Faktycznie, rzadko chyba się zdarza, by wokół jednego przedsiębiorstwa produkcyjnego narosła tak gruba warstwa słów wielowiekowych utopijnych opowieści. Już w wieku XVIII istniał opis Wieliczki dokonany przez znanego i skądinąd wiarygodnego przyrodnika, Valmonta de Bomare, od którego można się było dowiedzieć, iż "w pierwszych czasach eksploatacji kopalni soli (...) ci, którzy zostali skazani na tę pracę, byli przetrzymywani w podziemiach, a ich kobiety udawały się tam za nimi; powiada się nawet, że rodziły się tam i były wychowywane dzieci, mali obywatele przeznaczeni do górniczej szkoły" (s. 250). Ten i inne jeszcze opisy Wieliczki Rosset segreguje oczywiście zarówno w planie geograficznym, jak historycznym, ale najbardziej interesuje go wymiar symboliczny tych obrazów. Na przykład: "Schodząc do kopalni, człowiek powraca do łona matki wszechświata." To opinia z 1762 roku. Albo: "Pięciu czy sześciu ludzi przygotowało się do zejścia z nami. Zapalili lampki, otoczyli otwór w ziemi i zaczęli śpiewać ten akurat fragment Pasji, w którym znajdują się słowa »Expiravit Jesu«. Później jeszcze straszniejszym tonem śpiewali »De Profundis«. Przyznaję, że krew zmroziła mi się w żyłach’’ (s. 254). Rosset, cytując tak sugestywnie i malowniczo, nie sili się nawet za bardzo (i słusznie!) na interpretację, choć nawet ten materiał, zapewne dość wybiórczy, pozwoliłby mu na najróżniejsze analizy, od freudyzmu począwszy... Wieliczka nie jest dlań bowiem tylko jeszcze jedną figurą literacką. Dzięki mitowi kopalni - zamykającemu całość jego rozważań - widzimy wyraźnie zamysł przestrzenny kompozycji. Zaczął od drzewa, metafory wznoszenia się coraz wyżej ku światłu. Skończył na wciągającej coraz głębiej, niemal w nieskończoność, otchłani mitu.

Wreszcie refleksja osobista po zakończeniu tej niezwykłej lektury, w dodatku tak przetłumaczonej przez Krzysztofa Błońskiego, że niemal nie zauważa się francuskiego "palimpsestu". Otóż, komuś wychowanemu w Polsce na micie "Siostrzycy Francji", wychowanemu w przekonaniu, że Francuzi i Polacy są do siebie podobni, co - jak wiemy - tak lubił podkreślać Boy-Żeleński, książka Rosseta sprawia przyjemność obcowania ze zjawiskiem a rebours: Francuzom bowiem bardziej podoba się Polska wtedy, gdy jest inna. Gdy jest podobna, nie ma sensu się nią zajmować.

 

MAREK DĘBOWSKI

, teatrolog i romanista, adiunkt w Katedrze Teatru Instytutu Filologii Polskiej UJ. Wydał m.in. Trzy szkice o aktorstwie tragicznym (1996).
« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama