Jak radzić sobie z nieśmiałością w kontaktach z ludźmi?
Najskuteczniejszym lekarstwem na nadmierne skupianie się na sobie jest... poświęcenie. I wiara! Bo człowiek sam z siebie niewiele może... Jeśli jednak zgodzi się zaufać „Sile większej”, dzieją się prawdziwe cuda...
Zazdrość jest jednym z grzechów głównych - i ja to wiem! Jednak kiedy patrzę na ludzi, którym nie sprawia trudności zabranie głosu podczas wykładu w auli albo wejście na kościelną ambonkę i zaśpiewanie psalmu, ogarnia mnie wstyd, że ja tak nie potrafię. Chciałabym, ale panicznie się boję! W warunkach domowych, a i owszem, zdarza mi się podnosić głos, jednak w sytuacjach publicznych wystąpień górę bierze strach przed kompromitacją. Trudno z tym żyć, ale co robić? Tak już mam! Ktoś powie: nieśmiałość jest zaletą, a pokorne ciele dwie matki ssie... Tyle że koleżanka uświadomiła mi niedawno, że przez zamykanie się w sobie dużo tracę - przede wszystkim szansę na pokazanie siebie taką, jaką jestem!
Marta jest już żoną i matką. Po skończeniu studiów [kierunek: bibliotekoznawstwo] odbyła staż w jednej z miejskich książnic. - Moim zadaniem było katalogowanie książek, nie miałam styczności z czytelnikami. Niestety, właśnie ten argument, tj. lęk przed kontaktami, zadecydował o nieprzedłużeniu zatrudnienia - potwierdza, nie ukrywając, iż za wyborem profesji nie stał przypadek. - Archiwa i książki to świat moich marzeń - uściśla.
Wkrótce jednak życie dopisało Marcie drugą rolę: żony. - Męża poznałam na studiach, a konkretnie - w ramach duszpasterstwa akademickiego. Zaczęło się od przyjaźni. Dziś żartuje, że moja milkliwość była mu na rękę. Generalnie mężczyźni nie lubią trajkoczących kobiet. Rafał pomagał mi okiełznać strach przed egzaminami. Wiedział, że na pisemnych radzę sobie świetnie, gorzej z ustnymi. Czym objawia się moja trema? - powtarza pytanie i wyjaśnia: - Nieprzespane noce, suchość w gardle, czerwone plamy na dekolcie, drżący głos, spocone dłonie...
Jesteśmy razem od sześciu lat - zdradza małżeński staż. - Jeśli jednak miałabym drugi raz decydować, wolałabym cichy ślub w Częstochowie, niż to całe zamieszanie wokół wesela, które odchorowałam. „Bo co sobie ludzie pomyślą, jak będzie za ciasno albo nie będzie im smakowało? A jeśli nikt się nie zjawi? Albo nie zdołam wypowiedzieć słów przysięgi?” - Marta nie ukrywa, że wspomnienie paniki poprzedzającej dzień zaślubin wciąż śni się jej po nocach. - Koleżanka, która zna mój problem, namawiała mnie na urodzenie dziecka, tłumacząc, że nic nie dowartościowuje kobiety tak bardzo, jak właśnie macierzyństwo. I jestem dumną mamą! Ale czy odważną? Wciąż czuję się porównywana z innymi i obgadywana za plecami. Gdyby nie mąż, nie miałabym siły wyjść do ludzi. To on jest moją podporą! Pytanie tylko, kiedy znudzi mu się życie z niepewną siebie żoną?
Małgorzacie rzeczywistość w jaśniejszych barwach zaczęła jawić się dopiero po 40 latach. Półmetek młodości - jak lubi mówić o swoim wieku - zainspirował ją do zmian. Choć może nie tyle uciekające życie, co konieczność! Cechująca kobietę fobia skutecznie bowiem odcięła ją od świata i skazała na samotność.
- Jestem córką alkoholika - za wyznaniem, jakie czyni na wstępie, nie stoi przypadek. Małgorzata tłumaczy, że nieprawidłowe relacje między rodzicami a dziećmi mają dalekosiężne skutki i odbijają się na ich psychice. - Skąd to wiem? Terapeutka uświadomiła mi, że za moje lęki w znacznej mierze odpowiada brak poczucia bezpieczeństwa wyniesiony z rodzinnego domu. - Skoro pół osiedla naśmiewało się z naszej rodziny, jak miałam uwierzyć w swoją wartość? - pyta. - Brat, chcąc odbić sobie lata poniewierki, wpadł w szemrane towarzystwo. Moim ratunkiem była ucieczka od siebie. Głęboko ukrywałam własne potrzeby i przez całe życie miałam tylko jedno pragnienie: zyskać akceptację! Dziś wiem, że jeśli człowiekowi bardzo na tym zależy, nie uda się... I dopiero gdy zdoła polubić samego siebie, ma szanse na stworzenie przyjaznej relacji z drugim człowiekiem - precyzuje.
Małgorzata, mimo młodego wieku, jest już na rencie. - Stres i nerwica zrobiły swoje. Mam usuniętą tarczycę i chore serce. Dzięki mieszkaniu odziedziczonemu po ciotce nie muszę przynajmniej martwić się o dach nad głową. Rodzice poumierali: ojciec się zapił, matka chyba nie umiała żyć bez ciągłego strachu i awantur, więc zabrała się wkrótce po nim... Mam czystą kartę - sygnalizuje z uwagą, że podjęta terapia na nowo otwiera ją na świat, a jednym z jej bolesnych aspektów jest świadomość, jak wiele straciła przez nękający ją latami lęk przed życiem. - Wyjście z bloku było ponad moje siły. Zakupy robiłam najczęściej w małym osiedlowym sklepiku i to po zmroku! Do kościoła mogłam chodzić, ale tylko w tygodniu. Niedziela jednoznacznie kojarzyła mi się z tłumem, który mnie obserwuje, a jak patrzy, to i w duchu wyśmiewa, i obgaduje... - opowiada.
Zielonym światłem na niebezpiecznej drodze, jaką kroczyła Małgorzata, okazała się propozycja sąsiadki dotycząca uczestnictwa w pielgrzymce osób niepełnosprawnych na Jasną Górę. - Jak zwykle bałam się! Zwłaszcza tego, że nie podołam... Przekonała mnie argumentem, że będą tam ludzie bardziej doświadczeni przez los i że moja obecność może okazać się dla kogoś cennym ratunkiem. Zobaczyłam ludzi, którzy z trudem składają litery, a mimo to nie wstydzą się mówić... - wspomina błogosławiony w owoce czas. - Poznałam młodych na wózkach i o kulach, którzy zarażali optymizmem. Dzięki nim zrozumiałam, że problemem nie jest drugi człowiek, ale ja sama! Nabrałam nadziei, że chaos w mojej głowie da się uporządkować.
Kobieta kończy zapewnieniem, że najskuteczniejszym lekarstwem na nadmierne skupianie się na sobie jest... poświęcenie. I wiara! Bo człowiek sam z siebie niewiele może... Jeśli jednak zgodzi się zaufać „Sile większej”, dzieją się prawdziwe cuda... - Wiem, co mówię! Jestem tego przykładem - podsumowuje.
WA
PYTAMY Elżbietę Trawkowską-Bryłkę, psycholog
Perspektywę publicznego wystąpienia skutecznie hamuje trema. Wyciągnięta w geście powitania dłoń „cała” drży, a serce galopuje w tempie grożącym zawałem. „I co on/ona o mnie pomyśli?” - wstydzimy się jawnych oznak nieśmiałości. Nie przypuszczamy zapewne, że problem może być znacznie poważniejszy?
Dolegliwości somatyczne, m.in.: łzawienie, nadmierne pocenie się, drżenie mięśni, zaburzenia mowy i oddechu, są niewątpliwie przejawami przeżywanego lęku. Ich źródłem może być fobia społeczna (inaczej: socjofobia lub nerwica społeczna). Jest to rodzaj zaburzenia nerwicowego o charakterze lękowym.
Osoba dotknięta fobią społeczną czuje się poddawana dokładnej obserwacji ze strony innych ludzi, obawia się ich oceny oraz krytyki, dlatego źle czuje się w sytuacjach społecznych - towarzyskich bądź zawodowych.
Jedna z bohaterek tekstu skarży się, że wrodzona nieśmiałość i obawa przed wyśmianiem skutecznie blokują ją przed nawiązywaniem nowych znajomości.
Zdarza się, że uporczywy lęk (w lżejszych sytuacjach może to być jedynie dyskomfort) powoduje, iż chory unika kontaktów z ludźmi. Mimo że strach jest irracjonalny, niezgodny ze zdrowym osądem rzeczywistości, wywiera znaczny wpływ na zachowanie. Co więcej - przesadne reakcje zaniepokojenia i trwogi powodują chęć ukrycia choroby. Pacjent panicznie boi się, że ktoś stanie się świadkiem jego dziwnego zachowania. W zależności od stopnia nasilenia fobii może ona paraliżować całe życie chorego bądź pojawiać się tylko w określonych sytuacjach, np. gdy dana osoba znajduje się w centrum uwagi. Lękowy atak może też sprowokować zwykła czynność, jak robienie zakupów czy uczestnictwo w przyjęciu - mimo iż ludzie, którzy otaczają „nieśmiałego”, są mu dobrze znani.
Jakie odczucia i zachowania dowodzą, że chory cierpi na fobię społeczną? Może towarzyszące nam od czasu do czasu uczucie tremy to zwykła nieśmiałość, a lubienie samotności jest przejawem introwersji?
Nieśmiałość to stan psychiczny, który cechują zakłócenia normalnego zachowania się jednostki w sytuacjach społecznych interakcji. Mówiąc prościej: większość nieśmiałych to ludzie, którzy czują się skrępowani w pewnych sytuacjach. Brakuje im empatii, inteligencji emocjonalnej, umiejętności rozwiązywania konfliktów oraz wiary we własne możliwości.
Z kolei introwertycy to ci, którzy bardziej koncentrują się na swoim wnętrzu niż świecie zewnętrznym. Lubią samotność, a ograniczenie kontaktów z innymi nie wynika u nich z lęku przed oceną, tylko jest kwestią wyboru. Oczywiście introwertycy mogą być również nieśmiali, jednak są też wśród nich osoby pewne siebie. W przeciwieństwie do introwersji, która jest wrodzona, nieśmiałość to cecha nabyta - innymi słowy: można stać się nieśmiałym albo nauczyć się przestać nim być!
Fobia społeczna jest natomiast poważnym zaburzeniem lękowym o charakterze nerwicowym. Cierpiąca na nią osoba odczuwa wszechogarniający i praktycznie ciągły lęk w sytuacjach społeczno-towarzyskich bądź zawodowych, który znacząco rzutuje na jej życie i pracę. Fobia społeczna to schorzenie przewlekłe, jednak - co bardzo ważne - możliwe do wyleczenia. Nieleczone często prowadzi do depresji lub rozwoju chorób psychosomatycznych.
Czy cierpiąca na zaburzenie matka może „zarazić” nim swoje dzieci? Jakie są przyczyny zapadalności na fobię społeczną?
Szacuje się, że w populacji ogólnej na fobię społeczną cierpi ok. 7-9% społeczeństwa, zaś jej pierwsze objawy pojawiają się zwykle w okresie dojrzewania. Z badań wynika też, że problem ten częściej dotyczy kobiet niż mężczyzn. Jeśli zaś chodzi o przyczyny, badacze sugerują wpływ rozmaitych czynników: od neurobiologicznych, po kulturowe i socjologiczne. Najczęściej przyjmuje się, że fobia społeczna, owszem, może mieć podłoże genetyczne, natomiast ujawnieniu się jej sprzyjają czynniki środowiskowe, takie jak: niewłaściwe wychowanie, brak więzi emocjonalnej z rodzicami, odrzucenie przez rówieśników czy bolesne doświadczenia życiowe.
Dziękuję za rozmowę.
NOT.
WA
Echo
Katolickie 19/2015
opr. ab/ab