A niech to!

Fragmenty książki "Bóg wie, że się gniewasz"

A niech to!

Priscilla Herbison

Bóg wie, że się gniewasz

ISBN: 978-83-60703-83-0

wyd.: Wydawnictwo SALWATOR 2008



A niech to!

W pewien śnieżny, marcowy, niedzielny wieczór Robert - wbrew protestom licznie zgromadzonej rodziny - postanowił opuścić towarzystwo stosunkowo wcześnie. W zbliżającym się tygodniu miał dużo pracy w odległej, północnej części stanu Minnesota, ale prawdę mówiąc, miał już dość swojego rodzeństwa, które zawsze pożyczało od niego wszystko, co tylko się dało. Czuł się jak chodzący bankomat lub maszyna do sprzedaży podręcznych artykułów. Co gorsza, pożyczkom towarzyszyły zazwyczaj złośliwe uwagi na temat jego rzekomego bogactwa, szczególnie kłującego w oczy na tle trudnej sytuacji finansowej okolicznych gospodarzy.

"Po co mam znów tego wysłuchiwać? - myślał - Chociaż z drugiej strony rodziny się nie wybiera". Po przejechaniu blisko stu dwudziestu kilometrów zauważył, że wskaźnik poziomu paliwa niebezpiecznie zbliża się do zera. "Ciekawe - pomyś­lał - przecież wczoraj zatankowałem do pełna". Od następnego miasta dzieliło go jeszcze prawie osiemdziesiąt kilometrów, a tymczasem znajdował się w samym środku bezkresnych, pokrytych śniegiem pól. Miał nadzieję, że jeśli zwolni i będzie miał trochę szczęścia, dojedzie jakoś do miasta na resztkach benzyny.

Prognoza radiowa nie była zbyt pokrzepiająca: w nocy przewidywano ponadtrzydziestostopniowy mróz i obfite opady śniegu. Była prawie północ, gdy Robert poczuł dziwne wibracje i usłyszał hałas dochodzący ze strony przedniego lewego koła. Zdążył się zatrzymać i zjechać na pobocze, zapobiegając tym samym uszkodzeniu felgi. Opona była płaska jak naleśnik.

Owinął się szczelniej płaszczem, podszedł do bagażnika i otworzył go, co jednak na nic się zdało, bo żarówka najwyraźniej była przepalona. Po kwadransie rozpaczliwych ­poszukiwań po omacku stwierdził, że brakuje lewarka, podobnie zresztą jak latarki i podręcznej apteczki.

"A niech to! Mój kochany braciszek znów wykręcił stary numer! Bez pytania wziął samochód i wyjeździł prawie cały bak. Założę się, że zabrał też lewarek i apteczkę!".

Ruszył wzdłuż szosy, nie myśląc o mrozie. Z każdym krokiem wpadał w coraz większą wściekłość. Myślał o wszystkich sytua­cjach, w których bracia i siostry bez pardonu przywłaszczali sobie jego rzeczy, bo żal im było wydawać własne pieniądze. W pewnym sensie nie było w tym nic nowego - okoliczni farmerzy tak samo traktowali kiedyś jego ojca. Robert wprost gotował się ze złości, sapał wściekle i miotał pod nosem obelgi. Żyły pulsowały mu na skroniach. W pewnej chwili zobaczył żwirową drogę prowadzącą do domu oddalonego o dobre pół kilometra od szosy. Postanowił w nią skręcić.

"Przeklęci farmerzy, czemu nie włączają świateł wokół domu? Pewnie ze skąpstwa, wolą zaoszczędzić parę groszy na rachunkach, zamiast pomóc znaleźć drogę komuś, kto akurat potrzebuje pomocy!". Pomstując, dotarł pod sam dom.

"Pewnie zresztą nie pożyczą mi narzędzi, nawet w taką parszywą noc" - pomyślał, waląc w drzwi.

Po chwili drzwi się otworzyły i stanął w nich zaspany farmer, zaskoczony widokiem mężczyzny z czerwoną od mrozu twarzą i zaciśniętymi wściekle ustami, który po chwili wrzasnął: "Nie potrzebuję twojego głupiego lewarka!", odwrócił się na pięcie i ruszył żwirową drogą w mrok.

Gniew krzywdzi innych dopiero wtedy, 
gdy pozwalamy, by nami owładnął. A najszybciej popadamy w gniew wówczas, 
gdy próbujemy się go wypierać.
Stephen Levine

opr. aw/aw



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama