Fragmenty książki "Bóg wie, że się gniewasz"
ISBN: 978-83-60703-83-0
wyd.: Wydawnictwo SALWATOR 2008
Przebaczenie nie było kwestią religijnego sentymentu, lecz tak samo fundamentalnym prawem ludzkiej duszy, jak prawo grawitacji w sferze fizycznej. Lekceważenie prawa grawitacji grozi skręceniem karku; lekceważenie prawa przebaczenia może zadać śmiertelne rany duszy. Laurens van der Post
Decydując się przebaczyć komuś, kto nas głęboko zranił, doświadczamy wielu skrajnych emocji. Przebaczenie ma jednak wielką moc: może nam przywrócić wewnętrzną równowagę, a czasem również pomóc odbudować relację z osobą, która nas skrzywdziła.
Doświadczywszy dotkliwej krzywdy - czy to wskutek molestowania, zdrady, pogardy, zniewagi, dyskryminacji czy tysiąca innych przykrości - potrzebujemy czasu, by należycie ocenić to, co się stało, i podjąć odpowiednie działania. Dwie najcenniejsze, a jednocześnie najrzadsze rzeczy w naszym życiu to czas i spokój. Potrzebujemy obu z nich, gdy doświadczamy bólu. Musimy w bezpiecznym miejscu i bez pośpiechu dokładnie zbadać i opatrzyć doznane zranienia.
Do miasteczka, gdzie najczęściej spędzam wakacje, przyjeżdża regularnie wielu emerytowanych nauczycieli. Dawno temu zostali wysłani na wcześniejszą emeryturę i była to, jak sami twierdzą, propozycja nie do odrzucenia. Dziś mają po siedemdziesiąt kilka lat, ale każdy w małym kurorcie wie, że wciąż nie mogą się pogodzić z "zasadą 59 lat" (osiągnąwszy ten wiek, byli bowiem zmuszeni przejść na emeryturę). O tym, że czują się oszukani, wiedzą kioskarz i listonosz. Mówi się o tym na comiesięcznych spotkaniach klubu brydżowego. Po kilku dniach pobytu wiedzą o tym wszyscy wczasowicze. Słysząc tę historię po raz pierwszy, każdy okazuje współczucie, ale następnym razem, widząc nadchodzącego emeryta, ucieka na drugą stronę ulicy. Poczucie krzywdy i zgorzknienia towarzyszy starym nauczycielom na każdym kroku i zostanie pewnie z nimi do śmierci, jeśli się z niego nie otrząsną. Boję się, że niektórzy zwlekali zbyt długo.
Kiedyś musi przyjść dzień, w którym zamkniemy księgę naszego gniewu i rozżalenia, bo w przeciwnym razie staniemy się ich zakładnikami. Musimy sami wybrać na to właściwą chwilę.
Nie mam na myśli tylko osób nadwrażliwych. Na zranienie wszyscy reagujemy tak samo - szokiem i niedowierzaniem. W ten sposób nasza psychika broni się przed bólem. Jeśli jednak postanowimy wybaczyć osobie, która nas skrzywdziła, zanim wyjdziemy z szoku, przebaczenie przesłoni jedynie ból upokorzenia, który kiedyś w podobnej sytuacji na pewno znów da o sobie znać. Prawdziwe uleczenie z bólu to długotrwały i skomplikowany proces. Co więcej, próby tłumienia bólu pod presją czasu i kosztem własnej godności tylko pogłębiają i rozjątrzają doznane rany.
Innymi słowy, chodzi o to, czy przebaczenie w ogóle jest w danej sytuacji uprawnione. Czasami pod wpływem przekonań religijnych lub wartości rodzinnych próbujemy przedwcześnie udzielić przebaczenia lub je przyjąć. Wymuszamy je, nie chcąc, by "nad naszym gniewem zaszło słońce" (por. List do Efezjan 4, 26). Jeśli do tego pragniemy jak najszybciej uwolnić się od bólu, w rezultacie zadajemy swojej psychice i duszy kolejne dotkliwe rany. Wielu z nas przyjmuje czarno-białą optykę i uważa, że gniew jest zawsze grzechem, wobec czego należy jak najszybciej wyprzeć go ze swojego umysłu i duszy.
Innym powodem, dla którego większość z nas zbyt szybko stara się udzielić przebaczenia lub je przyjąć, jest niechęć do konfrontacji i pragnienie odtworzenia sytuacji wyjściowej. Może liczymy, że dzięki przebaczeniu możliwie jak najdalej odsuniemy od siebie osobę, która nas skrzywdziła. Unikanie konfrontacji zabija resztki bliskości, jaka kiedykolwiek między nami istniała.
W filmie Roberta Redforda Rzeka życia, opartym na wspomnieniach pisarza Normana Macleana, jest pewna pamiętna scena. Dwaj bracia urządzają szaleńczy spływ rzeką Chute. Wraz z kolegami chcą się zmierzyć ze zdradzieckim nurtem w "pożyczonej" od sąsiada łodzi. Niepokoją ich jednak dwie sprawy. Po pierwsze nie zapytali właściciela o zgodę na pożyczenie łodzi, a po drugie urządzili spływ bez wiedzy i zgody rodziców, którzy na pewno nie pozwoliliby im na takie ryzyko. Straceńczy rejs i rozbicie łodzi niemal przypłacają życiem. Euforia z powodu zwycięstwa nad żywiołem szybko zamienia się w przygnębienie, gdy w chwili powrotu do domu muszą stawić czoło wściekłości ojca i surowej karze.
Poczucie winy wywołane świadomością, że zawiedli ojca, sprawia, że bracia zaczynają się wzajemnie obwiniać, a chwilę potem rzucają się na siebie z pięściami, co rujnuje łączącą ich przyjaźń. Przerażona matka próbuje ich rozdzielić, ale w ferworze walki zostaje przewrócona na ziemię i dopiero wówczas chłopcy przerywają bójkę.
Potem zapada cisza. Przerywa ją matka, twierdząc, że do niczego nie doszło. Przekonuje swoich synów, że nigdy nie poniżyliby się do prostackiej, brutalnej i podłej konfrontacji. Przecież Macleanowie tak nie postępują! W konsekwencji wstyd, poczucie winy i rozżalenie niszczą autentyczną bliskość panującą dotąd w rodzinie. Incydent ten kładzie się cieniem na relację między braćmi, w której miejsce otwartości zajmuje skrywana podejrzliwość.
"Szybkie przebaczenie" może działać jako mechanizm obronny przed bólem, ale trzeba pamiętać, że towarzyszą mu nieuchronnie wstyd i poczucie winy. Poczucie winy wiąże się z tym, co zrobiliśmy lub czego zaniechaliśmy, wstyd natomiast dotyka całej naszej istoty, tworząc nieznośne napięcie między tym, kim jesteśmy, a kim pragnęlibyśmy być. Jeżeli w tej sytuacji próbujemy się bronić przed wstydem, reagując wściekłością, całkowitą utratą sił lub próbą dominacji, nietrudno do arsenału środków obronnych włączyć również błyskawiczne przebaczenie, dzięki któremu możemy podporządkować sobie innych lub podbudować własny wizerunek. W ten sposób uzyskujemy "przewagę moralną" nad osobą, której przebaczyliśmy.
Jeśli postanawiamy przebaczyć w celu manipulacji lub zdobycia nad kimś moralnej przewagi, zwodzimy samych siebie. Przedwczesne przebaczenie tylko pogarsza sprawę. Z ofiary stajemy się napastnikiem, oskarżycielem, sędzią i katem. Fałszywe przebaczenie okrada nas z możliwości wyzwolenia, paradoksalnie wiążąc nas mocniej z tym, kto nas skrzywdził.
Z mocy przebaczenia powinniśmy korzystać dopiero wtedy, gdy będziemy na to gotowi, a nie wówczas, gdy ktoś nas przeprasza. Aby przebaczyć, trzeba samemu wybrać najlepszy czas. To nas skrzywdzono i tylko my jesteśmy w stanie należycie określić rozmiar doznanych zranień. Do nas należy decyzja o sposobie i czasie wykorzystania dostępnej nam mocy przebaczenia. Osoba, która nas skrzywdziła, może nas przepraszać, ale jeżeli nie jesteśmy gotowi nazwać po imieniu swojego rozczarowania, poniżenia, zranienia lub wstydu i zapanować nad nim, oznacza to, że nie przyszedł jeszcze czas przebaczenia.
Prawo do udzielenia lub odmowy przebaczenia należy wyłącznie do nas, jako strony pokrzywdzonej, jeszcze z dwóch powodów: po pierwsze osoba, która nas zraniła, może za pomocą przeprosin próbować załagodzić konflikt i stłumić swoje wyrzuty sumienia, nie zamierzając jednak zmieniać swojego postępowania. Jeżeli postanowimy przebaczyć w narzuconej przez nią chwili, nie rozwiążemy prawdziwego problemu. Po drugie możemy się nigdy nie doczekać przeprosin - jeśli więc uzależnimy od nich swoje przebaczenie, nie zaznamy wyzwolenia z więzów cierpienia i żalu, które w pewnej chwili trzeba przeciąć.
Krótko mówiąc - powinniśmy przebaczyć dopiero wówczas, gdy będziemy na to gotowi. Przebaczamy dla zdrowia i spokoju własnej duszy, ciała i umysłu, a nie po to, by zmienić osobę, która nas skrzywdziła (choć można mieć na to nadzieję). Przebaczamy, by - tak jak potrafimy - przynieść prawdziwą ulgę cierpiącemu światu, co jest możliwe dopiero wówczas, gdy nadejdzie właściwy moment. Potrzebujemy przebaczenia - musi ono jednak płynąć z serca w odpowiednim czasie.
W końcu musi się dokonać przebaczenie - inaczej wszyscy zginiemy. Ale jeszcze nie teraz; dopiero gdy miejsce przemocy zajmie sprawiedliwość, bezprawia - prawo, a wojny - pokój. Dietrich Bonhoeffer
opr. aw/aw