Grzeczne dzieci sobie nie radzą?

Dziecko ma prawo popełniać błędy, bo są one nieuniknione w procesie uczenia się


grzeczne dzieci sobie nie radzą?

Z Zuzanną Celmer, psychologiem, terapeutką, z autorką książek na temat małżeństwa i rodziny, rozmawia Marta Wielek

Czytałam kiedyś o eksperymencie, który przeprowadzono w jednym z przedszkoli. Poproszono maluchy, by odpowiedziały na pytanie: „jaki jesteś?". Większość dzieci ograniczała się do stwierdzenia: „jestem grzeczny", albo przeciwnie: „jestem niegrzeczny". Jakby nie znały innego określenia, które opisywałoby je lepiej. Podczas innego badania pytano małe dzieci o ich marzenia. Okazało się, że większość marzy o tym, żeby być grzecznymi...

A czy pytano te dzieci o to, jak rozumieją słowo „grzeczny"?

Tego niestety nie wiem, ale to rzeczywiście ciekawe. Co myśli dziecko, kiedy słyszy, że jest grzeczne?

Rzecz w tym, że z takiego komunikatu mogą wynikać dla dziecka bardzo różne informacje. Najczęściej jest mu miło, bo jest to wyraz akceptacji. Dużo jednak zależy od tego, w jakiej atmosferze dziecko się wychowuje i jakie okoliczności towarzyszą temu komunikatowi. Jeśli dziecko często słyszy pochwały i ma poczucie, że jest akceptowane przez rodziców, to określenie „jesteś grzeczny" buduje jego poczucie własnej wartości, podobnie jak inne, np.: „jesteś mądry", „jesteś zdolny" albo „dzielny chłopczyk" czy też „pomocnica mamusi"...

Jeśli natomiast dziecko dość często słyszy, że jest niezgułą, że mogłoby się zachowywać tak jak siostra czy brat, że ma dwie lewe ręce itp., to komunikat „jesteś grzeczny" oznacza dla niego tyle, że w tym akurat momencie udało mu się dopasować do oczekiwań rodziców. Wskazuje mu kanon zachowań akceptowanych przez rodziców, który powinien sobie przyswoić. Ono musi się temu podporządkować, dlatego że rodzice zapewniają mu poczucie bezpieczeństwa. Dla małego dziecka jest wręcz kwestia: przeżyć albo nie - fizycznie i emocjonalnie. Rodzice są dla niego niemal jak bogowie, wszystko potrafią, wszystko wiedzą, wszystko od nich zależy. Dziecko ogromnie chce być przez nich kochane i zrobi wszystko, by poczuć się kochane.

Dlatego właśnie dzieci marzą o tym, żeby być grzeczne?

Samo słowo „grzeczny" nie miałoby tak wielkiego znaczenia dla dziecka, gdyby nie emocje, które mu towarzyszą. Wypowiadają to słowo ważni dla dziecka dorośli i przywiązują do niego dużą wagę.

Co zatem mają na myśli dorośli, kiedy oczekują od dziecka, by było grzeczne?

Można powiedzieć, że esencją grzeczności jest to, że rodzice nie mają z dziećmi kłopotu. Grzeczne dzieci nie rozrabiają, słuchają tego, co się do nich mówi, przestrzegają zaleceń, nakazów czy prawideł wychowawczych, które narzucają im rodzice... Krótko mówiąc: są to dzieci, które odpowiadają zapotrzebowaniu rodziców na to, jakie - zgodnie z ich wyobrażeniem - dzieci być powinny. Takie mniej więcej jest potoczne rozumienie grzeczności.

A istnieje jakieś mniej potoczne?

Jest taka teoria osobowości, która nazywa się analiza transakcyjna. Łatwa do praktycznego zastosowania. Otóż opisuje ona trzy stany naszego Ja, tworzące naszą osobowość. Określa się je jako Rodzic, Dorosły, Dziecko.

Stan Rodzic to system wartości, w którym dorastaliśmy. Obejmuje on cały przekaz kulturowy, ale też zasady i zachowania właściwe dla naszych rodziców. Przyswajamy sobie ich wartości poprzez obserwację, słuchanie tego, co mówią między sobą i do innych, a także poddawani ich intencjonalnemu wychowaniu. W ten sposób uczymy się, co należy mówić, jak się odnosić innych, w co wierzyć, co odrzucać. Stan Dziecko to świat emocji, zadzi-wień, radości, rozpaczy, cierpienia, szczęścia... Na nasze emocjonalne przeżywanie tego, co nam się przydarza, ogromny wpływ ma sposób, w jaki sposób się nami opiekowano w okresie niemowlęcym, a nawet prenatalnym. Czy czuliśmy się potrzebni, oczekiwani, czy nasze potrzeby były zaspokajane? Trzeci stan - Dorosły - zbiera i analizuje własne doświadczenia, co pozwala zweryfikować dane zawarte w Rodzicu i Dziecku.

Jeśli przyjmiemy tę teorię za punkt wyjścia, to można powiedzieć, że dziecko grzeczne jest dzieckiem przystosowanym. Czyli takim, które najczęściej kieruje się zestawem danych zawartych w Rodzicu. Stamtąd czerpie wiedzę o tym, jak się ma zachowywać w domu, jak się prezentować na zewnątrz, co ma mówić, a czego nie... Kiedy np. przychodzą goście i mama mówi: „Zosiu, powiedz wierszyk, zaśpiewaj" itp. albo przeciwnie: „Siedź w pokoju i nie wychodź, bo jeszcze zrzucisz coś ze stołu albo powiesz coś głupiego", dziecko dostaje czytelny przekaz na temat tego, jak się ma zachowywać, by zyskać wsparcie, życzliwość, aprobatę, bliskość innych ludzi.

Czy to źle?

Jest to niewątpliwie istotny czynnik socjalizacyjny. Grzeczność, rozumiana jako system reguł pomagających się odnaleźć w społeczeństwie, jest bardzo pożyteczna. Ale dziecko jest także spontaniczne, twórcze, a te cechy sprawiają, że „wyskakuje" niekiedy poza grzecznościowe reguły. Jeśli rodzice doceniają w swoim dziecku te wartości, uwzględniają je w wychowaniu, rozwija się ono zgodnie ze swoimi predyspozycjami, zdolnościami, potencjałem intelektualnym. Ale dla wielu rodziców grzeczność oznacza wyłącznie podporządkowanie. Wtedy nie ma miejsca na indywidualność, dyskusję, uwzględniane odmienności, ale domaganie się bezwzględnego posłuszeństwa.

Na takie argumenty wielu ludzi odpowiada: „Ja tak zostałem wychowany i wyrosłem na porządnego człowieka"...

Niestety bardzo wielu rodziców, a jeszcze więcej babć czy dziadków tak uważa. Tymczasem to, co sprawdza się w jednych warunkach, nie sprawdza się w innych. To, co korzystnie wpływa na jedno dziecko, będzie np. demobilizujące dla innego.

Dobrze wiedzą o tym rodzice, którzy mają dwoje lub troje dzieci. Każde dziecko przychodzi na świat ze swoimi predyspozycjami, uzdolnieniami, z zarysem charakteru, który się później umacnia, czasem może nieco zmienia. Dlatego każde dziecko inaczej reaguje na propozycje ze strony dorosłych. Zdarzało mi się mieć parę razy na terapii rodzeństwo okazywało się, że każdy z tych - dziś już dorosłych ludzi - układał sobie w głowie zupełnie inny obraz rodzinnego domu, który był przecież wspólny. Dlatego zamiast sztywnego systemu wychowawczego, potrzebne jest indywidualne podejście.

Możliwe jest takie „indywidualne podejście" np. przy trójce dzieci?

Już jedno dziecko wymaga od rodziców ogromnej pracy. Dużo łatwiej jest powiedzieć „nie wolno", „rób to albo tamto", dużo łatwiej jest dać klapsa albo krzyknąć, żeby dziecko było cicho, nie zawracało nam głowy, nie zadawało głupich pytań, nie robiło w domu jakichś eksperymentów. Jeśli zdecydowaliśmy się na dziecko, to musimy znaleźć czas i siły, by pomóc mu w procesie stawania się dojrzałym, zrównoważonym, kreatywnym dorosłym człowiekiem. Warto przemyśleć kilka spraw:  jakim chcę być ojcem czy jaką chcę być matką? Co było dobre w moim domu, a co nie? Co musiałem w sobie utajnić, a teraz widzę, że mi tego brakuje?

Konieczne jest także rzeczywiste poznanie swojego dziecka - jakie ono rzeczywiście jest - zamiast akceptowania tylko tego, co nam odpowiada i odrzucania reszty. Dziecko będzie naturalnie realizowało to, czego sobie życzymy, tłumiąc swoje rzeczywiste uzdolnienia i nieakceptowane przez nas cechy swojej osobowości, ponieważ jest od nas zależne i nas kocha.

Przecież żaden rodzic nie chce pozbawić swojego dziecka talentów...

Świadomie oczywiście nie, ale kiedy próbuje na siłę dopasować dziecko do swojego wyobrażenia, tłumi jego kreatywność, spontaniczność, fantazję i uczucia. Ile osób podjęło niechciane studia, ponieważ tak życzyli sobie rodzice, nie przyjmując do wiadomości, że marzy o innych?

To się zaczyna bardzo wcześnie. Dziecko rysuje emocjami, dlatego na jego rysunku mama jest np. większa od drzewa, które w dodatku ma niebieskie liście. Kiedy rysunek zobaczy mama, mówi zazwyczaj: „To nie tak, drzewo powinno mieć zielone liście i być wyższe od człowieka". Ona wie lepiej. Inny przykład: dziecko przychodzi z przedszkola i skarży się, że nie lubi Zuzi, bo jest wstrętna. „Jak to nie lubisz Zuzi?" - pyta mama - „Przecież to taka miła dziewczynka". Zazwyczaj gdy mówimy dziecku, co ma myśleć i czuć, a na dodatek powtarzamy to dosyć często, traci ono rozeznanie w tym, co tak naprawdę myśli i czuje. Mam pacjentów, którzy dopiero jako dorośli ludzie uczą się rozpoznawać swoje uczucia.

Mama powinna powiedzieć, że Zuzia rzeczywiście jest wstrętna?

Nie. Powinna dowiedzieć się, dlaczego dziecko tak uważa, co się na to składa; na czym opiera swój system ocen, co pozwoli jej lepiej je poznać i zrozumieć. Dopiero wtedy można wspólnie omówić tę sytuację, pokazać także punkt widzenia drugiej strony, ucząc wnikania w motywy zachowań innych. To pozwala zweryfikować jednoznacznie  negatywny osąd, dostrzec swój udział w zaistniałym sporze, wyrazić precyzyjniej swoje uczucia, a wszystko w taki sposób, który opiera się na wartościach dziecka, na jego sposobie myślenia i wspólnym poszukiwaniu rozwiązań. Mądry rodzic spędza dzieckiem co najmniej pół godziny przed snem, żeby pogadać: o kolegach, koleżankach, o tym, co się wydarzyło itp. Przez rozmowę, bajkę i zabawę poznaje świat swojego dziecka i wprowadza je w swój świat.

Dziecko ma prawo popełniać błędy, bo są one nieuniknione w procesie uczenia się. Tym bardziej, jeśli weźmiemy pod uwagę, że ma ono do przetworzenia ogrom informacji napływających z otoczenia. To są informacje emocjonalne, intelektualne, dotyczące praktycznego życia, ale też nadbudowy, czyli wierzeń. Stworzenie z tej wielości spójnego obrazu świata jest naprawdę trudnym zadaniem, szczególnie że dziecko często dostaje sprzeczne sygnały nawet od własnych rodziców. Nic więc dziwnego, że zdarzają się takie zachowania, komentarze czy wypowiedzi dziecka, które są nieadekwatne do sytuacji. W ten sposób przekazuje ono to, co się w nim dzieje. Dobrze jest za tym podążać i delikatnie je naprowadzać, a nie kategorycznie, za pomocą kar wyznaczać jedynie słuszny kierunek postępowania.

Dziecko, chcąc zasłużyć na nasze uczucia, będzie robiło to, co chcemy, ale nie będzie nam o wszystkim mówiło. Jeśli będzie uległe, po prostu zaakceptuje sytuację i dostosuje się, nie będzie nawet próbowało realizować swoich marzeń, wiedząc, że to się źle skończy. Jeśli zaś będzie miało dużo energii i nie będzie chciało się poddać naszym wymaganiom - będzie się buntowało, podkreślając swą niezależność. A w końcu zacznie nas okłamywać i robić to, na co ma ochotę, bez mówienia nam o tym.

Może jednak opłaca się być grzecznym dzieckiem? Może dzięki umiejętności dostosowania się grzecznym dzieciom jest łatwiej w życiu?

Jest takie powiedzenie: „Rozsądni przystosowują się do świata, nierozsądni przystosowują świat do siebie". Jeśli prześledzimy biografie  ludzi,   którzy  coś osiągnęli, przekonamy się, że byli oni zazwyczaj niepokorni. Ściągali na siebie kłopoty, ponieważ chcieli coś zmienić.

Jacy dorośli wyrastają z grzecznych dzieci?

Ma pani na myśli tych podporządkowanych? To w dużej części moi pacjenci. Bardzo często są to ludzie wycofani, zagubieni w swoich życiowych wyborach, niepewni swojej własnej wartości, a nawet pozwalający się wykorzystywać. Żyją w przekonaniu, że muszą walczyć o uczucie innych, zasłużyć na nie. Oni bardzo często reprezentują taką postawę życiową, którą w analizie transakcyjnej określa się: „Wy jesteście OK, Ja nie jestem OK". Ja jestem beznadziejna/beznadziejny, ale wy jesteście świetni. Każde dziecko na początku trochę tak patrzy na swoich rodziców, ale później z tego wyrastamy. „Grzecznym" dzieciom często to zostaje. Gdy ktoś komplementuje np. ich potrawę, to w odpowiedzi słyszy: „Nie, no coś ty, moja mama to dopiero gotuje". Albo: „Dobrze zrobiłaś to zestawienie". „Nie, ja tylko miałam wszystkie dane". Bywa, że takie osoby wybierają sobie na partnerów życiowych albo kobietę, która będzie się nimi opiekowała, albo mężczyznę, który będzie za nie decydował.

Bywa i tak, że te „grzeczne" - inaczej mówiąc, zbyt mocno przystosowane dzieci - są przez całe życie uzależnione od swoich rodziców, niezdolne do podjęcia samodzielnych decyzji albo też, w poczuciu krzywdy, całkowicie odcinają się od rodziny...

Zakładają swoje rodziny i wychowują kolejne „grzeczne" dzieci?

Każdy z nas w procesie kolejnych doświadczeń życiowych jakoś się zmienia. Jeśli dorośli powielają model wychowania rodziców, oznacza to, że zapominają, co czuli jako dzieci. Odcinają się zatem od doświadczenia swojego wewnętrznego Dziecka, ponieważ było ono zbyt bolesne, trudne czy przykre. Wtedy mogą powielać system wychowawczy własnych rodziców, ewentualnie lekko zmodyfikowany, ponieważ weryfikowanie odczuć wymaga uczenia się swojej roli na nowo, również od własnego dziecka.

Towarzyszenie dziecku otwiera nasze wewnętrzne Dziecko, które często jest gdzieś w nas skulone, schowane. Nawet jeśli wpadnie nam do głowy jakiś szalony pomysł, to szybko się z niego wycofujemy. To głupie. Nie wypada. Jestem na to za stary. Ile razy tak robiliśmy? Działo się tak właśnie dlatego, że kreatywna część naszego wnętrza została stłumiona.

Gdy człowiek podchodzi poważnie do roli rodzica, jako kogoś, kto wprowadza w świat nowego człowieka, to ma niepowtarzalną szansę wyzwolenia swojej własnej kreatywności. Nasze horyzonty poszerzają się dzięki nowemu pokoleniu, które przynosi ze sobą własne widzenie świata. Wtedy następuje wzajemna wymiana, która dla obu stron staje ę fascynującą przygodą. Rodzice mają ambicję, żeby dziecko przede wszystkim czegoś nauczyć, tymczasem jeśli jednocześnie zadadzą sobie trud poznania świata dziecka, mają szansę uczestniczyć w kształtowaniu pełnowartościowego człowieka, którego rozwój wzbogaca także ich.

Na przykład jak?

Mnie syn nauczył słuchać muzyki. Dawniej traktowałam muzykę jako tło, niemal ilustrację do tekstu. Dzięki niemu stała się dla mnie wartością niezależną. Widziałam, że dla mojego syna jest bardzo ważna, chciałam zrozumieć dlaczego, zaczęłam słuchać i ją cenić. Każde dziecko może nauczyć nas czegoś nowego, jeśli tylko zaczynamy je słuchać, podążać za tym, co je fascynuje - nawet jeśli jest to dziedzina bardzo odległa od naszych pasji.

Rzecz w tym, żeby dziecko nie tylko kochać, bo miłość jest czymś naturalnym, ale także się z nim zaprzyjaźnić. Ażeby się z kimś zaprzyjaźnić, musimy go naprawdę poznać i zrozumieć.       

Zuzanna Celmer, psycholog, terapeutka, jako jedna z pierwszych prowadziła w Polsce terapie małżeńskie; autorka książek o tematyce małżeńskiej i rodzinnej, współzałożycielka Stowarzyszenia na rzecz dzieci „Słoneczna Droga". Od lat współpracuje z radiem i telewizją, prowadzi seminaria szkoleniowe dla firm, treningi interpersonalne i warsztaty rozwoju osobistego w Polsce i za granicą.

opr. ab/ab



List
Copyright © by Miesięcznik List

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama