Rozprawa i dyskurs

Fragmenty książki "Sztuka debaty czyli jak sie nie dać" - o spokojnej konfrontacji

Rozprawa i dyskurs

Piotr Legutko

Sztuka debaty
czyli
jak sie nie dać

ISBN: 978-83-7505-459-0
wyd.: WAM 2009



Rozprawa i dyskurs

Brzmią dużo oficjalniej niż rozmowa. Nieprzypadkowo. Wychodzimy ze sfery prywatności w rejony, gdzie króluje szkiełko i oko, garnitury i krawaty. Rozprawa bywa zazwyczaj naukowa, nawet gdy nie ma charakteru opasłego tomu. Rozprawiać można wszak także bez pośrednictwa druku, publicznie, posługując się słowem. I nie do końca naukowo, choć o sprawach ważnych, czasem wręcz wagi państwowej. I niekoniecznie samotrzeć. Rozprawa może się toczyć nawet między trzema osobami publicz12 Sztuka debaty czyli jak się nie dać nymi, na przykład panem, wójtem i plebanem. U Mikołaja Reja toczyła się na tyle wartko, że do dziś pozostaje obiektem licznych studiów i analiz.

Niestety, obecnie już się tak barwnie („chytrze bydlą z pany kmiecie”) nie rozprawia, głównie ze względu na barierę językową. Polszczyzna zubożała, a rozprawa się zdemokratyzowała i to na tyle, że po prawdzie to w ogóle się nie rozprawia, wyłącznie dyskutuje. A to jednak nie do końca to samo. Rozprawa do dyskusji ma się trochę, jak kwiat do chwastu. W tej pierwszej element dbałości o formę wypowiedzi, dobór i adekwatność słów, był sprawą zasadniczą. W drugiej nie ma większego znaczenia. Dyskusja pleni się i wije, czasem na tyle bujnie, że tłumi pojawiającą się w poszczególnych wypowiedziach myśl. Rozprawa toczyła się zawsze w poszukiwaniu sensu, według zwyczajowo przyjętej dyscypliny. W dyskusji nie o to chodzi, by złowić króliczka, ale by gonić go. Sensem jest raczej możliwość swobodnej ekspresji poszczególnych dyskutantów, według bardzo umownie traktowanej dyscypliny. Także retorycznej.

Ciekawe, że określenie „dyskurs”, używane jest zazwyczaj w poważnych tekstach i bywa raczej pewnym ukłonem w stronę językowej tradycji. W praktyce jest to eufemizm, bo dyskusja stała się w ciągu ostatnich dekad wyrazem nacechowanym raczej pejoratywnie. Słyszymy zapowiedź: „a teraz rozpoczynamy dyskusję” — i jesteśmy gotowi na najgorsze. Niesłusznie, bo dyskusje bywają też gorące, ciekawe, burzliwe, ba, nawet zajmujące. Ale tak już się jakoś przyjęło, że dyskutant, znaczy tyle, co truteń (od słowa „truć”).

Powód jest dość banalny. Dyskusje mają zazwyczaj charakter żywiołowy i nieuporządkowany. Są formą publicznej terapii, nie tylko retorycznej. I skrzętnie wykorzystywaną okazją do zaprezentowania swoich dokonań, obserwacji, przemyśleń, zazwyczaj pozostających w luźnym związku z przedmiotem dyskusji. Jeśli nie zdarzy się cud, wystąpienia takie prowadzą zazwyczaj do nikąd lub na manowce. Dyskusje są co prawda zawsze na jakiś temat, ale nie zmierzają do jakiegoś określonego celu. Także dlatego, że nie mają sprawnego moderatora, a dyskutanci są zazwyczaj samozwańcami, nie dobieranymi według jakiegoś merytorycznego klucza. I tym dyskusja różni się od debaty.

dalej >>

opr. aw/aw

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama