Postępy w Marakeszu

Konferencja islamskich ulemów na temat mniejszości religijnych to wyraźne światło w tunelu islamu, jasny głos potępiający terroryzm i przemoc na tle religijnym

Postępy w Marakeszu

Zasługują jak najbardziej na słowa otuchy ci, którzy zadecydowali o zorganizowaniu konferencji w Marrakeszu, poświęconej mniejszościom religijnym. Wyraźne słowa, wypowiedziane przez ulemów na temat terroryzmu — określonego jako „patologia islamu” — należałoby oprawić w ramki ze względu na ich odwagę i światłość. Światłość kogoś, kto zrozumiał, i odwaga tych, którzy twierdzą, nareszcie coram populo, że żadna religia nie może nigdy usprawiedliwiać zabijania niewinnych.

Istniała już pilna potrzeba, aby usłyszano mocne głosy tych, którzy w łonie islamu stanowczo potępiają wszystkich podżegaczy do nienawiści. W Marrakeszu te głosy, bardzo wyraźne dały się słyszeć. Spotkanie — dwudniowe obrady — zakończyło się opracowaniem dokumentu pełnym dobrych intencji: przejmującym apelem o dialog i wzajemne poszanowanie.

Końcowa deklaracja zawiera wyraźne i wielokrotne odniesienia do zasad uniwersalnych i do wartości „mających poparcie w zasadniczych tekstach islamu”: poszanowanie godności człowieka, poszanowanie wolności religijnej, zasada sprawiedliwości i niedyskryminacji. Dokument ten należy popierać ze wszystkich sił, gdyż pojawia się w momencie naprawdę mrocznym w historii świata arabsko-islamskiego.

Niektóre komentarze na temat konferencji w Marrakeszu, jakie pojawiły się w prasie arabskiej, napełniły mnie radością i — nie przesadzam — optymizmem. Rzadko zdarzało mi się słyszeć słowa tak wyraźne. Jasne jest stwierdzenie Mohammeda Habasha, wykładowcy teologi islamskiej w Abu Zabi, który napisał: „Mniejszości religijne, które żyją wśród nas, cierpią”. A wielu innych podkreśliło, że zmiana stała się już sprawą nie cierpiącą zwłoki.

Nie tylko. Trzystu ulemów obecnych na konferencji wysłuchało także słów patriarchy chaldejskiego, który opisał i wyjaśnił trudną sytuację chrześcijan irackich. Jasne słowa obrazowały i popierały przykładami nieznośną sytuację, w jakiej znajduje się chrześcijaństwo na Bliskim Wschodzie. Ulemowie mogli usłyszeć na własne uszy, że interpretacja islamu, proponowana (i narzucana) przez niektórych, nie jest tak „tolerancyjna”, jak sobie wyobrażali. A to samo w sobie jest już bardzo pozytywne.

Ważniejszym aspektem apelu docierającego z Marrakeszu jest bez wątpienia zachęta do zrewidowania książek szkolnych, aby je ukierunkować inaczej, tak aby wyrażały szacunek dla mniejszości religijnych. Jest to krok bardzo odważny, by nie powiedzieć rewolucyjny. Był już najwyższy czas. Choć teraz trzeba przełożyć to zalecenie na konkretną praktykę, polityczną.

Przez tę konferencję muzułmańscy „duchowni” dali, jakkolwiek w ogólnych zarysach, bardzo poważne odpowiedzi na niezwykle aktualne kwestie. Jednakże pominęli odpowiedź na najbardziej palące pytanie: czy żydzi i chrześcijanie mają być chronieni jako obywatele w ramach państwa prawa czy też jako mniejszości religijne chronione przez większość muzułmańską?

Deklaracja z Marrakeszu wzmiankuje o tej kwestii, kiedy mówi o znaczeniu obywatelstwa, nie daje jednak żadnej wyraźnej odpowiedzi.

Zabrakło również określonego stanowiska co do drażliwej sprawy wolności wyznania: czy muzułmanie mogą wybierać inne religie? Czy mogą z wolnością nawrócić się na inną wiarę?

Niewątpliwie konferencja w Marrakeszu była niezwykle doniosłym krokiem naprzód. Należałoby jednak być jeszcze śmielszym i podjąć nareszcie kwestie, które okazują się szkodliwe dla samego islamu. Realizowanie w praktyce punktów deklaracji, uprawomocnionej przez obecność najważniejszych ulemów świata islamskiego, jest prawdziwym wyzwaniem, które potwierdzi, czy coś naprawdę się zmienia.     

 

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama