Parzący problem

Uwaga na barszcz Sosnowskiego, gatunek z rodziny selerowatych, pochodzący z Kaukazu, może silnie poparzyć, wywołując trudno gojące się rany

Na przedmieściach Siedlec rośnie toksyczna roślina - barszcz Sosnowskiego. Gatunek z rodziny selerowatych, pochodzący z Kaukazu, może silnie poparzyć, wywołując trudno gojące się rany.

Wygląda imponująco i kusi pięknymi baldachami kwiatów. Ale nie można dać się zwieść. Kontakt z barszczem Sosnowskiego jest bardzo niebezpieczny. Podkreślała to podczas miejskich obrad radna Stefania Hęciak, zwracając uwagę na niepokojące zjawisko, jakim jest rozprzestrzenianie się tej rośliny na terenie Siedlec. - Pojawiły się nowe stanowiska barszczu. Dlatego trzeba zintensyfikować działania, które pozwolą na zniszczenie chwastu. Obowiązek ten leży bowiem w gestii samorządów - tłumaczy radna, dodając, iż o nowych miejscach występowania rośliny poinformowali ją naukowcy z Uniwersytetu Przyrodniczo-Humanistycznego w Siedlcach.

- Do niedawna barszcz Sosnowskiego (Heracleum Sosnowskyi) znany był w Siedlcach z jednego, od dawna istniejącego, stanowiska przy ulicy Karowej. W tym roku pojawił się przy ul. Lecha Kaczyńskiego, w sąsiedztwie torów kolejowych mniej więcej na wysokości ul. Piaskowej, a dr Lidia Borkowska znalazła ten gatunek przy ul. Południowej - mówi dr Jolanta Marciuniuk z zakładu botaniki siedleckiego UP-H.

Upiorny dar

Parzący problem

 źródło: wikipedia.pl

Historia barszczu Sosnowskiego sięga lat 50. Sprowadzono go do Polski z Kaukazu jako roślinę leczniczą, próbowano ją także wykorzystać jako objętościową, treściwą i bogatą w wartości odżywcze paszę dla zwierząt. Ale dar sowieckiego Instytutu Uprawy Roślin szybko okazał się prawdziwą plagą szkodliwą dla zdrowia.

- Barszcz Sosnowskiego jest obcym gatunkiem inwazyjnym, który szybko rozprzestrzenia się na obszarze całej Polski. Często tworzy duże zwarte populacje, które wypierają rodzime gatunki z ich naturalnych stanowisk. Jednak to nie utrata różnorodności biologicznej czyni ten gatunek niebezpiecznym, lecz jego toksyczność dla ludzi - podkreśla dr J. Marciniuk, tłumacząc, iż barszcz Sosnowskiego produkuje duże ilości żywic, olejków lotnych i alkaloidów, które w kontakcie ze skórą wywołują nadwrażliwość na promienie słoneczne i w rezultacie pojawienie się bardzo rozległych, trudno gojących się ran i poparzeń.

Trudny przeciwnik

Jak wyjaśnia dr Marciniuk, barszcz Sosnowskiego jest gatunkiem dwuletnim, zakwitającym raz w życiu i po dojrzeniu owoców zamierającym (tzw. roślina monokarpiczna). Podkreśla, że nasze warunki klimatyczne szczególnie odpowiadają temu gatunkowi, co objawia się wyjątkową bujnością roślin. - Osobniki często przekraczają 3,5 m wysokości, a ich kwiatostany - baldachy - 80 cm średnicy. Natomiast liczba nasion produkowanych przez jedną roślinę nierzadko przekracza 20 tys. Barszcz Sosnowskiego preferuje gleby wilgotne i zasobne w związki pokarmowe, dlatego najbujniej rośnie w pobliżu cieków wodnych - dodaje dr botaniki.

Zwalczanie rośliny jest zadaniem trudnym i czasochłonnym. - Metodą najprostszą, bardzo skuteczną w przypadku małych populacji, jest wykopywanie niekwitnących rozet lub ścinanie pędów kwiatostanowych jeszcze przed dojrzeniem owoców. Skuteczne jest także koszenie, z tym że zabieg musi być wykonywany regularnie przez kilka lat. Bowiem rośliny, które nie wytwarzają pędów kwiatostanowych, mogą żyć nawet wiele lat, czekając na pojawienie się warunków korzystnych do dalszego rozwoju, czyli kwitnienia i wydania nasion - zaznacza dr Marciniuk. - Zwalczanie chemiczne jest skuteczne w przypadku stosowania herbicydów zawierających trichlopyr i glifosat. Zabieg należy przeprowadzać wczesną wiosną i powtarzać pod koniec maja; całkowite zniszczenie populacji może nastąpić dopiero po dwóch, trzech latach. Wynika to z dużych zapasów nasion w glebie, które zachowują zdolność kiełkowania przez kilka lat - wyjaśnia.

Bolesny problem

Nie dość, że wytrzymały, trudny do wyplenienia, to jeszcze niebezpieczny. - Lepiej zapamiętać, jak wygląda i trzymać się z daleka, bo za nieostrożność możemy zapłacić w bolesny sposób - ostrzega dr Agnieszka Polanowska, specjalista dermatolog z Siedlec, wyjaśniając, iż w częściach rośliny, w tym we włoskach gruczołowych na łodygach i w liściach oraz w korzeniach, znajduje się olejek eteryczny zawierający m.in. związki kumarynowe (furanokumaryny), których zapach jest wyraźnie wyczuwalny po roztarciu liści. Związki zawarte w wodnistym soku oraz w wydzielinie włosków gruczołowych furanokumaryny stanowią zagrożenie dla zdrowia ludzi. W kontakcie ze skórą i w obecności światła słonecznego, w szczególności ultrafioletu, powodują oparzenia (fotodermatozę) II i III stopnia. - Objawy pojawiają się przy naświetleniu promieniowaniem ultrafioletowym już po kilkunastu minutach od kontaktu, przy czym największa wrażliwość i natężenie następuje w ciągu od 30 minut do dwóch godzin od kontaktu z rośliną. Na siłę reakcji wpływ ma osobista wrażliwość poszczególnych osób. Warto wiedzieć, iż zwiększa się ona w wysokich temperaturach i przy dużej wilgotności powietrza, w tym także w przypadku silnego spocenia się - mówi dermatolog.

Dr Polanowska podkreśla, że objawy nasilają się w ciągu 24 godzin. Na skórze pojawiają się zaczerwienienia i wypełnione surowiczym płynem pęcherze. - Stan zapalny utrzymuje się ok. trzech dni. Po tygodniu miejsca podrażnione ciemnieją, następuje hiperpigmentacja. Może ona trwać nawet kilka miesięcy, a miejsca podrażnione na skórze zachowują wrażliwość na światło ultrafioletowe przez kilka lat. Kontakt z rośliną nierzadko pozostawia na skórze blizny - tłumaczy lekarka.

W przypadku stwierdzenia kontaktu z barszczem skutecznym sposobem uniknięcia powikłań jest wystrzeganie się przez kilka dni kontaktu ze słońcem. Chore miejsce można też posmarować maścią na oparzenia i założyć jałowy opatrunek. Jednak są to tylko doraźne metody, dlatego w takich sytuacjach najlepiej zwrócić się o pomoc do lekarza.

MD
Echo Katolickie 28/2012

opr. ab/ab

Echo Katolickie
Copyright © by Echo Katolickie

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama