Pomoc Szymona z Cyreny

Fragmenty książki "Droga krzyżowa dla obrażonych na Kościół"

Pomoc Szymona z Cyreny

Paweł Piotrowski

DROGA KRZYŻOWA DLA OBRAŻONYCH NA KOŚCIÓŁ

ISBN: 978-83-60703-75-5

wyd.: Wydawnictwo SALWATOR 2007

Wybrane fragmenty
Wstęp
Wprowadzenie. Synteza ludzkich dróg
Stacja II - Jezus bierze krzyż na swoje ramiona
Stacja V - Pomoc Szymona z Cyreny
Stacja IX - Trzeci upadek
Stacja XII - Śmierć Jezusa na krzyżu
Stacja XIV - Pogrzeb Jezusa

Stacja V

Pomoc Szymona z Cyreny

Cyrena jest miastem w Afryce położonym na terenie dzisiejszej Libii. Stamtąd pochodził Szymon, który pomógł Chrystusowi dźwigać krzyż.

Prawdopodobnie pracował na roli. Był rolnikiem i „wracając z pola, właśnie tamtędy przechodził” (por. Łk 23, 26). Był więc zmęczony po całym dniu pracy, pewnie dlatego „przymusili” go (Mk 15, 21). Ale być może dzięki niemu Chrystus doniósł krzyż, być może — jakby pośrednio — z jego pomocą dokonało się zbawienie, choć bez jego świadomości o doniosłości tego wydarzenia i pomocy Chrystusowi — Bogu. I ta pomoc, choć wymuszona, okazała się „zbawienna” dla dokonania zbawienia świata, bo każdy czyn jest jak kamień rzucony w wodę. Nigdy nie wiadomo, jakie kręgi zatoczy, czyją śmierć spowoduje albo kogo uzdrowi. Ile smutku albo uśmiechu dzięki niemu pojawi się na twarzy drugiego.

Jezus wcale nie potrzebował pomocy. Jest przecież Bogiem, a więc wszystko może. Jako człowiek przyjmuje tę pomoc, widać jej potrzebował. I mimo że było ciężko i sił już nie stało, nie odniósł się do swojej boskości i zdolności czynienia cudów, nie przybyło Mu sił, a aniołowie nie zstąpili z nieba, aby dźwigać Jego krzyż. I nie odmienił swojej trudnej sytuacji, bo to, co najważniejsze w Ewangelii, cudem nie jest. Publiczne życie Jezusa rozpoczęło się na pustyni od rezygnacji z cudu; na końcu Jego życia Ojciec też milczy...

Nieszczęściem i jakby wstydem Szymona jest to, że go przymuszono, ale szczęściem, że pomógł, że być może w trakcie dźwigania coś zrozumiał, czegoś się nauczył, że te rekolekcje nie poszły na marne, a zetknięcie z krzyżem Chrystusowym pozostanie głęboko w Jego sercu. Kiedy byłem na Giewoncie, w górach, wszyscy podziwiali krzyż Chrystusa stojący na szczycie pośród Tatr. Zatrzymywali się przed nim i spoglądali w jego kierunku. Z uznaniem mówili o tych, którzy go tam wznieśli. Wielu z nich z głową odwróconą do góry powtarzało pod nosem jego wymiary i datę postawienia i to, że papież Jan Paweł II patrzył na niego podczas Mszy Świętej w Zakopanem; że stoi jest tam od wielu lat i że niezłomnie trwa. Przyjmuje na siebie wszystkie pioruny podczas burzy i jest widoczny. I... nic. Tylko tyle. Zatrzymywali się przed nim, podziwiali i odchodzili tam, skąd przyszli... i nic.

Jezu, daj mi przymuszenie pomagać innym w dźwiganiu krzyża, bo komukolwiek pomagam, Tobie pomagam. Spraw, bym nie był jak ta mucha z afrykańskiej opowieści, chwaląca się, że pole zaorała, podczas gdy jedynie siedziała na rogu woła.

opr. aw/aw

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama