Kim był św. Jan Apostoł? Dlaczego jest nazywany "uczniem umiłowanym"? Dlaczego tylko on wytrwał pod krzyżem w godzinie próby?
„Bóg jest miłością” (1J 4,16) - głosił w swoim Pierwszym Liście św. Jan. Apostoł doskonale wiedział, co pisze. Przez trzy lata chodził za Jezusem, słuchał Jego słów i patrzył na cuda, których dokonywał Mistrz. Osobiście przekonał się o wielkiej miłości Boga, którą został obdarowany również każdy z nas.
Tradycja mówi, że św. Jan był najmłodszym z apostołów. Na obrazach przedstawiany jest dość często jako młody mężczyzna, bez brody i siwizny. Ewangelie podają, iż był rybakiem, jednak dość szybko zamiast ryb, zaczął łowić ludzi. Jako jedyny z grona wybranych nie zginął śmiercią męczeńską. Zmarł w bardzo podeszłym wieku, mając na swoim koncie Ewangelię, trzy listy apostolskie i Apokalipsę. Jego symbolem jest orzeł. Ten dostojny ptak ma symbolizować teologiczną głębię Janowej Ewangelii. Jeśli porównamy z nią teksty pozostałych ewangelistów, szybko okaże się, iż jest ona nie tylko najtrudniejsza, ale również najbardziej mistyczna. Św. Jan nie powtarzał w niej tego, o czym pisali św. Marek, Mateusz i Łukasz. Jego Ewangelia jest pełna szczegółów; nie ma charakteru katechetycznego, ale historyczno-teologiczny. Apostoł poświęcił w niej wiele miejsca na wyjaśnienie pochodzenia Jezusa. Pisał o Jego relacji z Ojcem i o posłannictwie swego Mistrza. To on zanotował Chrystusowe wyznanie: „Ja jestem drogą, prawdą i życiem” (J 14,6). Do dziś przypomina nam, że Jezus jest bramą prowadząca do Ojca, dawcą prawdy, która wyzwala, i Tym, który daje nowe, wieczne życie.
W życiu św. Jana obserwujemy trzy wydarzenia, które pokazały go trochę z innej strony. Był oburzony, gdy zobaczył, że jakiś człowiek, nienależący do uczniów Jezusa, wyrzuca w Jego imię złe duchy. Kiedy mieszkańcy samarytańskiego miasteczka nie chcieli przyjąć do siebie Nauczyciela z Nazaretu, apostoł zaproponował, by zniszczyć ich ogniem. Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze prośba matki św. Jana, która chciała, by jej synowie zasiadali po obu stronach Chrystusa w Jego Królestwie.
Apostoł był przywiązany do Jezusa i cenił Go ponad wszystko. Wiedział, iż towarzysząc Mu podczas Jego misji, ma do czynienia z Kimś niezwykłym. Chciał, by wszyscy w Niego uwierzyli i szanowali Go. Krocząc za Mistrzem, nie nauczył się jednak miłości do ludzi; wypowiadając swoją uwagę odnoście do niegościnnych Samarytan, jakby zapomniał, do Kogo należy. Przy boku Jezusa chciał zrobić karierę. Sam być może nie ośmielił się prosić o zaszczytne miejsce przy Jego tronie, ale od czegóż była „troskliwa” matka? Jezus nazwał św. Jana i jego brata Jakuba „synami gromu”. Na co dzień byli zapewne cisi i posłuszni, ale niektóre ich pomysły były tak nieoczekiwane i dziwne, jak grom z jasnego nieba. Późniejsze doświadczenia uświadomiły im, że Jezus nie wyzwoli Izraela spod okupacji najeźdźcy. W końcu dotarło do nich, że Królestwo ich Mistrza ma wymiar duchowy i dotyczy wszystkich ludzi.
Św. Jan na długo zapamiętał zdarzenie związane z prośbą swojej matki. Być może dlatego kiedy pisał swoją Ewangelię, nigdy nie wspominał o sobie w pierwszej osobie. W tekście nie ma nawet jego imienia. Apostoł pisał Ewangelię z pozycji uważnego obserwatora i świadka. Siebie samego nazywał uczniem, którego miłował Jezus. W analizowaniu postaci św. Jana pojawia się pytanie, dlaczego był on umiłowanym towarzyszem Jezusa? Z kart Ewangelii dowiadujemy się, że młodszy syn Zebedeusza był zaufanym uczniem Nauczyciela z Nazaretu. Być może szczególnie bliskie relacje z Mistrzem można wytłumaczyć jego wiekiem albo tym, że był jednym z pierwszych apostołów. Pozostali uczniowie mieli już pewien bagaż życiowych doświadczeń, jakieś nawyki i przyzwyczajenia. Jako długoletni rybacy zdawali się być twardzi, nie okazywali zbyt wielu emocji, swoje uczucia ukrywali w głębi serca. Młody Jan był inny, on dopiero wkraczał w dorosłe życie. Pierwotnie był uczniem Jana Chrzciciela, widać więc, że interesowały go sprawy Boga. Dla Jezusa porzucił to, co dawało mu pewną stabilizację. Zdecydował się pójść za Człowiekiem, który z taką samą siłą był przez ludzi przyjmowany i odrzucany.
Czy wiedział, że Ostatnia Wieczerza była pożegnaniem? Skoro usiadł przy Nauczycielu, musiał Go bardzo kochać i cenić. Przytulony do jego serca, patrzył na coś, czego początkowo nie rozumiał. Następnie, posłuszny Mistrzowi, poszedł z Nim do Ogrójca. Razem z dwoma pozostałymi towarzyszami mieli czuwać i modlić się. Ogarnęła ich senność i zmęczenie. Na nic zdały się napomnienia Jezusa. Potem była męka i patrzenie na agonię. Jan, jako jedyny z apostołów, stanął pod krzyżem i z bliska obserwował ostatnie chwile Nauczyciela. Oparty o krzyż wspominał to wszystko, co przeżył idąc za Jezusem. Jego obecność na miejscu kaźni została nagrodzona. Mistrz nazwał go synem i polecił mu, by zaopiekował się Jego Matką. Umierający Chrystus mimo straszliwego bólu dostrzegał tych, którzy byli przy Nim. Oddając Matkę Janowi, oddał Ją tak naprawdę każdemu z nas. Maryja od tego momentu stała się Matką wszystkich ludzi, za których umierał Jezus. Umiłowany apostoł być może miał wyrzuty, iż nie czuwał przy Jezusie w Ogrójcu, i dlatego przyszedł pod krzyż. Trwał pod nim do samego końca. Kiedy trzy dni później usłyszał nowinę o pustym grobie, nie potrafił usiedzieć na miejscu. Wszystko musiał sprawdzić osobiście. Bał się jednak wejść do grobu. Pamiętał zmasakrowane ciało Jezusa. Uwierzył dopiero wtedy, gdy, kiedy ujrzał pogrzebowe płótna.
W przedostatnim rozdziale swojej Ewangelii św. Jan uzasadnia, dlaczego postanowił spisać historię Jezusa. Pisał o Nauczycielu z Nazaretu „... abyście wierzyli, że Jezus jest Chrystusem, Synem Bożym, oraz abyście mieli życie w imię Jego” (J 20,31).
Życie św. Jana skłania nas do tego, by zastanowić się nad swoją wiarą w Jezusa. Czy potrafimy być wierni, tak jak ten apostoł? Czy chcemy wpatrywać się w krzyż Zbawiciela? Czy chcemy dzielić się Dobrą Nowiną z innymi ludźmi? Warto zapytać siebie, czy w Jezusie widzę żywego Boga, czy raczej postać z obrazów i kościołów. Czy przyszło nam kiedykolwiek do głowy, by tak jak Jan przytulić się do Jezusa? Nie mówmy, że się nie da... Każdy z nas może oprzeć się na Jego ramieniu. Wystarczy chwila szczerej modlitwy, moment ciszy podczas adoracji Najświętszego Sakramentu, kilka minut skupienia i zatrzymania w codziennym zabieganiu. Umiłowanym uczniem powinien być każdy z nas.
Agnieszka Wawryniuk
Echo Katolickie 13/2012
Wierność i kontemplacja
Jan (hebr. „Bóg jest łaskawy”) pochodził z Galilei. Był synem Zebedeusza i Salome, bratem Jakuba Starszego. Początkowo należał do grona uczniów Jana Chrzciciela. Jako najmłodszy został powołany do grona Dwunastu wraz ze swoim starszym bratem Jakubem. Obaj otrzymali od Jezusa przydomek Boanerges, co znaczy „synowie gromu”, bo to oni prosili Jezusa o pozwolenie zniszczenia niegościnnego miasteczka samarytańskiego (Łk 9,54). Św. Jan był jednym z trzech wybranych uczniów Pana Jezusa. Uczestniczył w największych wydarzeniach w Jego życiu. Był świadkiem wskrzeszenia córki Jaira, przemienienia na górze Tabor i modlitwy w Ogrójcu. Święty Jan razem z Piotrem przygotował Ostatnią Wieczerzę, był też tym uczniem, który w czasie Ostatniej Wieczerzy złożył głowę na piersi Pana Jezusa. Jako jedyny towarzyszył Mu podczas śmierci na krzyżu. To właśnie jemu Jezus powierzył swoją Matkę.
Św. Jan uczestniczył w wydarzeniach, które stały się fundamentem chrześcijaństwa. W dniu Zmartwychwstania wystarczył mu widok mar i opasek, w które owinięte było Ciało Chrystusa, by uwierzyć, że jego Pan żyje. Nad Morzem Tyberiadzkim szybko rozpoznał Go po słowach: „Dzieci, czy macie, co na posiłek? Nie? To zarzućcie sieci po prawej stronie, a znajdziecie”. Rozpoznał Go nie tylko po samych słowach, ale też po sposobie ich wypowiadania. Słowa te są ujmujące i pełne troski o człowieka, która wyraziła się w prozaicznym przyrządzeniu posiłku. Umiłowany Uczeń, podobnie jak Maryja, był człowiekiem, który przede wszystkim słuchał i rozważał to, co działo się wokół niego. Potrafił sięgać pamięcią do minionych wydarzeń i odczytywać ich znaczenie. Jezus był całym jego życiem. Z tego powodu niemal natychmiast skojarzył fakt pustego grobu z wcześniejszą zapowiedzią tego wydarzenia przez Jezusa. To z jego Ewangelii pochodzi zdanie, które bł. Jan Paweł II uznał za najważniejsze zdanie Pisma Świętego - „Prawda was wyzwoli”. Jan należał do grona tych uczniów Jezusa, którzy od początku byli Mu wierni i którzy od zawsze trwali przy Nim w cichej kontemplacji.
Echo Katolickie 13/2012
opr. ab/ab