Uroczystość kończąca Okres Wielkanocny w życiu Kościoła kieruje naszą uwagę na Trzecią Osobę Trójcy Świętej. Zdawać by się mogło, że najbardziej niedowartościowaną.
Uroczystość kończąca Okres Wielkanocny w życiu Kościoła kieruje naszą uwagę na Trzecią Osobę Trójcy Świętej. Zdawać by się mogło, że najbardziej niedowartościowaną.
Nawet pomiędzy teologami powtarza się jak mantrę, że jest to Osoba zapomniana przez ludzi wierzących, koncentrujących się na dziele stwórczym Ojca i zbawieniu dokonanym w Synu. Nic bardziej mylącego. Obwieszczanie światu, że Duch Święty był zapomniany w Kościele, jest wyrazem co najmniej ignorancji teologicznej, o złej woli nie wspominając. Wystarczy prześledzić działalność pisarską Ojców Kościoła czy sięgnąć do traktatów mistrzów średniowiecznych, by przekonać się o stałym zainteresowaniu Trzecią Osobą Trójcy Przenajświętszej. Bzdurą jest również i to, że to w naszych czasach nagle dokonało się nowe Zesłanie Ducha Świętego, jakaś nowa Pięćdziesiątnica. Już sama taka konstrukcja powoduje uderzenie w Boga, którego dary łaski są nieodwołalne. Jeśli więc udzielił swego Ducha Kościołowi, to nigdy go nie odbierał. Przynależąca do dzieła zbawienia Pięćdziesiątnica, o której czytamy w Dziejach Apostolskich, jest jak każde z tych dzieł jednorazowym wydarzeniem. Można oczywiście przez bardzo dużą analogię lub kulejące ludzkie porównanie uznać za podobne do tegoż wydarzenia otwarcie się człowieka na działanie Ducha Świętego lub finalizację jakiegoś procesu w łonie wspólnoty uczniów, którzy dzięki Jego działaniu odkryli Prawdę, ale jest to tylko metafora. Problem jest zupełnie gdzie indziej. Podkreślanie na siłę, iż nasze czasy są szczególnym terenem działania Trzeciej Osoby Trójcy Świętej ma posmak ziszczania się teorii średniowiecznego mnicha cysterskiego Joachima z Fiore, który w swoich pismach zapowiadał, iż po epokach (eonach) Ojca i Syna nadejdzie epoka Ducha. Epokę ową opisywał jako domenę wolności, kontemplacji, miłości oraz przyjacielskiej relacji z Bogiem i między ludźmi. Miała być ukoronowaniem wszelakich ludzkich możliwości, przemiany umysłowości i nadziei na lepszy świat, a jej zapowiedzią miało być pojawienie się nowego wodza. Nie dziwi więc, że w dzisiejszym Kościele działanie Ducha Świętego usiłuje się przypisać do wszelkich ludzkich emocji, poruszeń i wyobrażeń tętniących subiektywizmem, a wykwitające jak grzyby po deszczu ruchy i stowarzyszenia, bractwa i zgromadzenia odwołują się bardzo łatwo do tchnienia Ducha Świętego, najczęściej mającego działać przez ich przywódców, niekiedy traktowanych jak guru. I w tym właśnie momencie Osoba Ducha Świętego zostaje zapomniana, a raczej - zniekształcona, jakby uczyniona naszą ludzką ręką. Może więc warto zatrzymać się, by zadać sobie proste pytanie” „Kim On właściwie jest?”.
J.P. Torrel analizując nauczanie św. Tomasza z Akwinu, zwraca uwagę na fakt, że błędem naszych czasów jest swoiste stawianie rzeczy na głowie zamiast na nogach. Mówiąc inaczej: dzisiejsze popularne nauczanie o Duchu Świętym rozpoczynamy od przejawów Jego obecności w świecie i w nas, zapominając o tym, że Jego swoistym „matecznikiem” jest Trójca Święta - Jeden Bóg w Trzech Osobach. Refleksja Tomaszowa wychodzi właśnie od Trójjedynego Boga i może dlatego nie popada w pułapki subiektywizmu i socjologizmu. Nie wchodząc w skomplikowane wywody teologiczne, można pokrótce stwierdzić, iż to właśnie kontemplacja (na miarę naszych ludzkich możliwości) prawdy o Trójjedynym Bogu wskazuje zasadniczą rolę Ducha Świętego. J. Ratzinger mówi, iż „Jego istota odkrywa się jako wspólnota między Ojcem i Synem. Z całą pewnością szczególna cecha Ducha to stanowienie tego, co wspólne dla Ojca i Syna, bycie jednością Ojca i Syna”. Stąd wyprowadza on jasny wniosek: „Duch Święty jest Osobą jako jedność, jednością jako Osoba”. Używając bardzo dalekiego porównania, można stwierdzić, że jest On w Trójcy „jak dziecko dla ojca i matki: jest owocem ich wzajemnej miłości, skupia w sobie ich miłość wzajemną, odbija ją, stale podtrzymuje i rozżarza” (A. Macura). Duch Święty jest wewnętrzną więzią Ojca i Syna, a więc zasadą i mocą wewnętrznego Bożego Życia, dynamizmem miłości między Ojcem i Synem, jednoczącej od wewnątrz Trójcę Świętą. Już sama ta konstatacja ukazująca Ducha Świętego jako zasadę jedności wewnętrznego życia w Bogu wskazuje na zasadnicze Jego działanie, jakim jest jednoczenie wszystkiego dzięki wlewaniu życia w to, co jest martwe. Uczynionego z mułu człowieka żywą istotą uczyniło tchnienie Boga, które nie tylko ożywiło martwą materię, ile raczej wyryło na duszy ludzkiej Boży obraz i podobieństwo. I to również wskazuje na intymne działanie Ducha w sercach ludzkich, do tego stopnia intymne, że nawet przez samego człowieka niedostrzegalne. Zasadniczym celem tego działania jest udział istoty ludzkiej w życiu Boga. Logika Zesłania Ducha Świętego, którego Jezus nazywa Pocieszycielem, po Pańskim Wniebowstąpieniu to logika wprowadzenia ludzkiej natury w Chrystusie w wewnętrzne życie Boga, dzięki czemu Duch mógł być posłany i napełniać ludzkie serce pociechą, nadzieją prawdziwego szczęścia i życia. Duch Święty nie jest niebiańskim kelnerem, roznoszącym na tacy natchnienia i poruszenia ludzkich emocji, ani też popychaczem do działania ewangelizacyjnego. Jest zasadą osobistej jedności człowieka z Bogiem, jedności życia dokonującej się w znakach sakramentalnych.
źródło: Echo katolickie
Podążając za owym wskazaniem, iż Duch Święty jest Osobą - Zasadą Jedności Trójcy Świętej, dostrzegamy zawarty w liście św. Jana Apostoła fragment, iż Bóg jest Miłością. Nasze czasy, być może przesiąknięte altruizmem, zapoznały właściwe znaczenie miłości, która w ludzkim działaniu objawia się poprzez upodobanie w przedmiocie, ku któremu zwraca się ludzkie chcenie. Św. Tomasz z Akwinu właśnie na ten moment zwraca uwagę, gdy mówi o Duchu Świętym. Jest On Tym, który ukierunkowuje nas ku Bogu poprzez Prawdę. Prawda bowiem jest tym, co daje człowiekowi możliwość rozpoznania właściwego dobra i szczęścia. Akwinata wykorzystuje do objaśnienia napełniania nas miłością obraz przyjaźni. Tak jak przyjaciele pragną ze sobą przebywać, a ich wspólnota objawia się we wspólności celu, podobnie jest z relacją człowieka do Boga. Jezus wyraźnie powiedział, iż nazywa nas przyjaciółmi, a nie sługami. Przyjaźń pomiędzy Bogiem a nami ujawnia się w całkowitym ukierunkowaniu naszego życia na wieczność, którą Bóg objawił jako dostępną dla nas. To prawda o właściwym celu człowieka ma moc wyzwalającą. Tę prawdę o rzeczywistości Bóg objawił nam w Chrystusie, zaś sam Zbawiciel powiedział, iż Duch doprowadzi nas do całej prawdy. Rozlany jako Miłość w naszych sercach, Duch pomaga nam z jasnością i pewnością podążać ścieżką Bożą, gdyż z jednej strony ukazuje nam Boga i Jego życie jako cel naszych dążeń, z drugiej przekonuje nas o sprawiedliwości, o grzechu i o sądzie. J. Ratzinger porównuje w tym względzie działanie Ducha Świętego do światła. Gdy spoglądamy na świat, dostrzegamy dzięki światłu różne rzeczy, jednak nie skupiamy się na samym świetle, choć to właśnie dzięki niemu możemy widzieć. Podobnie jest z działaniem Ducha w nas. Jest On tak delikatny i intymny, że nie skupia na sobie uwagi, ale to dzięki Niemu, dzięki Jego darom nie tracimy z oczu właściwego celu. Stąd pierwszym objawem działania Ducha w nas jest pokora, która objawia się w poddaniu swojego umysłu i woli działaniu Bożemu, objawiającemu Prawdę, a dokonującemu się poprzez Kościół.
Rozmowa Nikodema ze Zbawicielem, zapisana na kartach Janowej Ewangelii, ukazuje jeszcze jeden moment działania Ducha Świętego. Wiejąc, kędy chce, pobudza człowieka do działania. Nie jest to jednak działanie niewolnicze. Bóg dał nam Ducha przybrania za synów, więc nie chce z nas czynić niewolników. Obrazy biblijne, takie jak wiatr, płomień, tchnienie, woda, pokazują, iż Duch uzdalnia nas do wydawania owoców i do przemiany. To dzięki Jego łasce możemy stawać się ogrodem Pana, w którym wszystkie drzewa figowe wydają owoc we właściwym czasie. Wśród Ojców Kościoła powtarzano często zdanie, że o ile nasze ludzkie cnoty można porównać do wioseł, wymagających żmudnej pracy człowieka, o tyle dary Ducha można porównać do żagli, które choć nie zastąpią ludzkiego wysiłku, to jednak są siłą napędową pozwalającą płynąć szybciej i sprawniej do przystani zbawienia. Rodzą one w sercu człowieka owoce, które stanowią swoisty zadatek chwały na dni ciężkie i żmudne. Sama obecność Ducha Świętego jest początkiem życia uwielbionego w Bogu. Nietrudno wówczas powiedzieć za Zbawicielem, iż słudzy nieużyteczni jesteśmy. Dzięki tej łasce zbawieni jesteśmy.
KS. JACEK WŁ. ŚWIĄTEK
Echo Katolickie 21/2012
opr. ab/ab