Fragmenty książki "Jak znaleźć swoje miejsce w życiu?"
Marko Ivan RupnikJak znaleźć swoje miejsce w życiu?ISBN: 978-83-60703-89-2 wyd.: Wydawnictwo SALWATOR 2008 |
|
Dzwony dzwoniły już jakiś czas temu i moi mnisi są już na obiedzie, więc możemy jeszcze chwilę porozmawiać. Chciałbym spróbować dokończyć wywód o powołaniu człowieka, powołaniu, które bierze początek w stworzeniu. Powiedzieliśmy, że nasz Bóg jest Bogiem mówiącym o sobie, że jest komunią i że stwarza człowieka, wypowiadając do niego Słowo. Powiedzieliśmy też, że przez Ducha Świętego Bóg przekazuje człowiekowi miłość. Musimy dokonać jeszcze jednego ważnego rozróżnienia, aby nie tworzyć nieporozumień i nie popełnić błędu nie tylko na płaszczyźnie teoretycznej, lecz przede wszystkim ze względu na konsekwencje, jakie mogłoby to przynieść w życiu. Kiedy mówimy o osobie stworzonej, chodzi dokładnie o istotę stworzoną, Bóg natomiast, jak wiesz, jest niestworzony. Ta przepaść, która istnieje między Stwórcą a stworzeniem i którą Bóg przekracza, bo wychodzi nam naprzeciw, wyciska jakieś piętno na sposobie przyjmowania przez nas miłości, której uczestnikami czyni nas On za pośrednictwem Ducha Świętego. Sposób, w jaki przeżywamy tę miłość, jest naznaczony prawdą o nas jako stworzeniach. Nadążasz za mną?
— Wydaje mi się, że tak. Jeśli dobrze rozumiem, chce ojciec powiedzieć, że ten obraz Boga, z którym jesteśmy stworzeni, to zdolność do wolnych relacji, do dialogu, do słowa... Jest to możliwość — proszę powiedzieć, jeśli się mylę — poznania miłości za pośrednictwem mądrości. Lecz zdolność ta jest czymś kruchym, ponieważ dana została nam — istotom stworzonym. Sądzę, że ojciec miał na myśli proch, z którego człowiek został ulepiony?
— Właśnie tak, Aljažu! Widzę, że się rozumiemy. Może właśnie dlatego przyjechałeś z pragnieniem tak wielkim, że zdecydowałeś się na bardzo trudną podróż... Bóg stworzył człowieka jako ostatnie ze swoich stworzeń, jako ukoronowanie sześciu dni stworzenia. Na początek przygotował swego rodzaju materię pierwszą. Kiedy Pismo Święte mówi, że Bóg wziął proch ziemi, chce nam podpowiedzieć, że w człowieku żyje wszystko, co zostało stworzone przez pięć poprzednich dni. Pan wziął stworzenie tych pięciu dni i tchnął w nie swego Ducha. Człowiek nie pochodzi od niższych od niego gatunków, lecz zawiera je w sobie, ponieważ jest zwierzęciem totalnym i niejako ma w sobie całe stworzenie. Jesteśmy tą materią i jednocześnie tym tchnieniem — które jest oddechem Boga, Duchem Świętym — tym wyjątkowym wymiarem Bożego życia, który stanowi jego osobistą miłość. Nasze powołanie polega więc na tym, aby zachować jedność między stworzeniem pięciu dni a jedynym i niepowtarzalnym wydarzeniem dnia szóstego, czyli tchnieniem. Powołanie człowieka polega na byciu towarzyszem Stwórcy, jego najbliższym i najbardziej osobistym współpracownikiem, czyli na doświadczaniu miłości, którą Bóg tchnął weń jako życie, wyrażającej się w nieskończonych możliwościach twórczych, używanych do tego, by podźwignąć stworzenie pierwszych pięciu dni ku miłości danej szóstego dnia. Zostaliśmy stworzeni, ponieważ Bóg mocą tego tchnienia wezwał nas do uczestnictwa w stwarzaniu świata oraz — nie niepokój się — również w stwarzaniu nas samych. Dlatego, Aljażu, głos, który cię woła, nie pochodzi od stworzenia, lecz od Boga, jest głosem samego Boga, głosem, który jest Bogiem — Logosem — przez który wszystko się stało. Człowiek nie jest więc powołany do tego, żeby całą jego uwagę zajmowało stworzenie pierwszych pięciu dni. Nie znajduje w nim przyjaciół ani rozmówców. Jego rozmówcą jest Ten, który nadał mu wymiar osobowy, życie miłości, Ducha Świętego. Tchnienie szóstego dnia, które Bóg tchnął w nozdrza Adama, zawiera głos wzywający do podniesienia spojrzenia ku Bogu, od którego ono pochodzi. Nie chcę powiedzieć, że człowiek nie powinien oglądać się „za siebie”, jeśli „za siebie” oznacza historię. Co więcej, jeśli chodzi o historię, człowiek jest powołany do objęcia jej całej, do tego, aby jego pamięć zamieszkiwały pokolenia, stulecia... Chcę powiedzieć, że człowiek nie jest powołany do odwracania się za siebie w sensie obsesyjnej koncentracji na „materii” pierwszych pięciu dni stworzenia i zapominania o tchnieniu dnia szóstego, które Bóg tchnął tylko na jego twarz — jedynego w całym stworzeniu. Od chwili gdy człowiek pójdzie za wezwaniem tchnienia, czuje, że tchnienie to, przenikając całą „materię”, z której jest uczyniony, ożywia go. Można zresztą powiedzieć, że uwaga skupiona na tchnieniu oznacza uwagę skupioną na wszystkim, na całości. Lecz zaniedbanie tchnienia i skierowanie uwagi na przykład ku światu zwierzęcemu, który jest nam najbliższy według dni stworzenia, oznacza doświadczenie pęknięcia, nieprzezwyciężalnego rozdwojenia, a wtedy człowiek zaczyna mylić swoją tożsamość. Tak, człowiek jest istotą powołaną do tego, żeby się nie oglądać za siebie... Nie wiem, czy kiedykolwiek słyszałeś o tym epizodzie ze Starego Testamentu, kiedy żona Lota odwróciła się i zmieniła w słup soli. Gdy w starożytności chciano zniszczyć miasto, równano je z ziemią, a ruiny posypywano solą. Sól unicestwia życie. Posypanie solą oznacza zabicie wszystkiego, co żyje. Nawet wielki przywódca Mojżesz, ojciec narodu żydowskiego, podczas wyjścia ze swoim ludem wątpił, czy naprawdę powinien iść ciągle do przodu i czy kiedykolwiek dojdzie. Z powodu tych wątpliwości nie dane mu było wejść do ziemi obiecanej i mógł ją zobaczyć tylko z daleka.
opr. aw/aw