Stawać się uczniem Pańskim, to coś więcej i coś bardziej ewangelicznego, niż trwać na kolanach lub pod płaszczem Matki!
Stawać się uczniem Pańskim, to coś więcej i coś bardziej ewangelicznego, niż trwać na kolanach lub pod płaszczem Matki!
Podczas refleksji o pobożności maryjnej, często zatrzymujemy się na relacji „ja i matka”, rozumianej niekiedy bardzo naturalnie, na wzór ludzkich relacji. Wyrazem tego mogą być subtelne słowa pieśni maryjnej, iż wobec Maryi chcemy pozostać jak dziecko, w Jej ramionach się skryć. Takie dążenie wspiera inna pieśń, często śpiewana w kościołach: Idźmy, tulmy się, jak dziadki, do Serca Maryi, Matki.
Przychodzi jednak czas, że trzeba wyjść z „serdecznej” więzi z Opiekunką, i iść do szkoły…, do Szkoły Chrystusowej. Bo trzeba iść dalej, aby rosnąć i stawać się uczniem Pańskim. Postęp w tym kierunku, to coś więcej i coś bardziej ewangelicznego, niż zatrzymanie się na kolanach lub pod płaszczem Matki. Oczywiście, stawanie się uczniem Pańskim, nie oznacza zerwania z Matką. Ona, ozdobiona ewangelicznymi cnotami, inspiruje i zaprasza do podjęcia formacji duchowej w stylu chrześcijańskim – według Ewangelii swego Syna.
Najświętsza Maryja Panna jest przez nas czczona jako Wspomożycielka i Opiekunka Wiernych. Tytuł ten występuje w mszale pod datą 24 maja (od 1816 r.) oraz w Litanii loretańskiej (od XVI w.). Wyraża on troskliwą rolę Matki Bożej wtedy, kiedy jesteśmy w potrzebie, tak w porządku łaski jak i w porządku doczesnym.
Przytoczone zawołanie, kierowane do Matki Bożej, mówi coś także o nas, o wszystkich wierzących; mówi, że w Maryi i w Jej wstawiennictwie u Boga pokładamy nadzieję. W naszych sercach taka wiara jest żywa. Jest ona obecna dzisiaj. Była też w całej historii Kościoła. Już w III wieku wierni wołali: Pod Twoją obronę uciekamy się, święta Boża Rodzicielko, naszymi prośbami racz nie gardzić w potrzebach naszych, ale od wszelakich złych przygód racz nas zawsze wybawiać...., Orędowniczko nasza.
Ogół wiernych Matce Bożej przypisywał otrzymane łaski osobiste, dlatego zaczął nazywać Ją Marią Łaskawą, Marią Wspomożycielką, Marią dającą pomoc. Również oręż chrześcijański Matce Bożej zawdzięczał swe zwycięstwa nad Turkami, zwłaszcza w 1683 pod Wiedniem, z udziałem polskiego króla, Jana III Sobieskiego. Także papież Pius VII, Matce Bożej zawdzięczał szczęśliwy powrót z wygnania do Rzymu w r. 1815 po wojnach napoleońskich. Dlatego w 1816 r. z dniem 24 maja związał liturgiczne święto maryjne, które w kalendarzu kościelnym zachowało się do dzisiaj. My, Polacy, Matce Bożej przypisujemy zwycięstwo nad Sowietami w 1920 roku, sam fakt nazywając „cudem” nad Wisłą. W tych i podobnych „militarnych” okolicznościach tytuł Wspomożycielki zyskał jakby drugi wymiar, jakby podtytuł uzupełniający, mianowicie: Matki Bożej Zwycięskiej.
Historia pokazuje dobitnie, że naprawdę Maryja jest łaskawa, pomocna, zwycięska. I nie da się do końca opisać Tej pięknej Postaci i Jej różnorodnej funkcji, a raczej posługi, gdyż była i pozostaje Służebnicą.
Gdy patrzymy na obecność Matki Bożej w naszym osobistym życiu religijnym i na Jej udział w dziejach całego Ludu Bożego- Kościoła, to w nas rodzi się cześć i uczucie wdzięczności. Dlatego słusznie Maryję wysławiamy. Słusznie nawiedzamy Jej sanktuaria i modlimy się przed Jej wizerunkami i kapliczkami, zwłaszcza w miesiącu maju.
Dziś, myśląc o naszej faktycznej pobożności maryjnej, niestety, wymagającej pogłębienia czyli udoskonalenia, a może i korekty, trzeba pamiętać o dwóch zadaniach.
Na pierwszym planie w naszym życiu ma stać Bóg i Jego wola, Jego przykazania i nasza z nim więź jako Ojcem i Opiekunem. Istotne jest kształtowanie w sobie pokornej postawy religijności jako stworzenia i zarazem postawy zawierzenia Bogu na sposób dziecka. Ze zmiłowania boskiego, zawsze też mamy być nie tylko dziećmi Maryi, lecz także, i nade wszystko, uczniami Chrystusa, Jej Syna, a naszego Mistrza, Zbawiciela i Pana. Te dwie sprawy oczywiste trzeba uczynić realnymi, to znaczy elementami naszej rzeczywistości praktycznej, czynnikami naszego „sposobu na życie” według nadprzyrodzonej wiary, według Ewangelii.
2.1. W tekstach Pisma św. szukałem słowa „wspomożycielka” – i nie znalazłem. Natomiast spotkałem wyraz „wspomożyciel”. Oznacza on tego, kto wspomaga. Według Biblii naszym wspomożycielem jest Bóg. Znamienne słowa zamieścił autor psalmu 70-go (w. 6):
Jestem ubogi i nędzny.
Boże, szybko przyjdź mi z pomocą.
Tyś Wspomożyciel mój i wybawca;
Nie zwlekaj, Panie!
Podobne wyznanie złożył prorok Izajasz (Iz 50, 9; por. Ps 37, 40):
Oto Pan Bóg mnie wspomaga. Któż mnie potępi?
Pan nas wspomaga i wyzwala!
Wyzwala, ponieważ do Niego się uciekamy.
Te słowa biblijne dobrze się kojarzą z tekstem modlitwy maryjnej: Pod Twoją obronę uciekamy się. Posługujmy się tą modlitwą w naszych potrzebach. Z tym jednym zastrzeżeniem, że maryjne „wspomożenie” jest zanurzone w mocy i w łaskawości Boga. Bo tylko Bóg jest cudowny, największy, możny, najwspanialszy. On sam jest naszym Ojcem i Panem naszych losów, naszym Opiekunem. On nas wspomaga w każdym utrapieniu naszym.
Dlatego pierwsza wiara, pierwsza kultyczna cześć, pierwsza miłość, pierwsze zaufanie, pierwsza prośba o pomoc – należą się Bogu Wspomożycielowi i do Niego – razem z Maryją – niech będą kierowane w postaci hymnów i modłów!
W tak rozumianej religijności, z priorytetem dla Boga, naśladujmy Maryję śpiewającą Magnificat. Ona z głębi serca wołała: Wielbi dusza moja Pana, Boga mego. Jego miłosierdzie i łaska zawsze jest nad tymi, którzy się Go boją i cześć Mu oddają (por. Łk 1, 46 nn.).
2.2. Myśląc o nauce płynącej z faktu obecności Maryi pod krzyżem (J 19, 25-27), zastanówmy się nad tym, co to znaczy, że nie wystarczy czuć się dzieckiem Maryi, synem czy córką Maryi, lecz także trzeba stawać się uczniem Jej Syna, Jezusa Chrystusa?
Myśląc o Maryi, często zatrzymujemy się na relacji „dziecko i matka”, rozumianej niekiedy bardzo naturalnie, na wzór ludzkich relacji. Wyrazem tego mogą być subtelne słowa pieśni maryjnej, iż chcemy pozostać jak dziecko, w Jej ramionach się skryć. Takie dążenie wspiera inna pieśń, często śpiewana w kościołach podczas nabożeństwa z udziałem dorosłych: Idźmy, tulmy się, jak dziadki, do Serca Maryi Matki.
Tymczasem trzeba wyrastać z „dzieciństwa”, z kordialnej więzi z Opiekunką, i trzeba iść do szkoły Chrystusowej. Trzeba iść dalej, aby stawać się uczniem Pańskim. Postęp w tym kierunku, to coś więcej i coś bardziej ewangelicznego, niż zatrzymanie się na kolanach lub pod płaszczem „najukochańszej” Matki!
Scena pod krzyżem, wymowna jako testament Pana przed Jego śmiercią, objawia dwie sprawy, dwie relacje międzyosobowe. Po pierwsze, Jezus daje nam swą Matkę. Maryja jest darem! Ten dar trzeba przyjąć! Zbawcza misja i ofiara Chrystusa obejmuje wiele łask, także dar Matki. Oto Matka Twoja – powiedział Zbawiciel do swego ucznia i dlatego św. Jan nie został sierotą, otrzymał Matkę. Ten święty Dar , Matka Pana, wspomagał Jana w dziele ewangelizacji. Po drugie: w słowach Oto syn Twój, [Matko moja], Jezus objawia nową, inną więź między Jego uczniami i Maryją. Bycie w łączności z Maryją, oznacza teraz zajmowanie miejsca Jezusa, oznacza uczenie się „bycia” Jezusem, synem Maryi tak, aby Ona mogła o każdym z nas, uczniów Pańskich, powiedzieć Oto syn mój, oto odbicie i obraz mego Jedynego Syna. Nie jestem sama. Moje życie ma sens: jestem Matką Kościoła, Matką wielu uczniów. Każdy z nich jest osobowym znakiem mego Jezusa – Jego obecności i Jego misji.
Prawda ta konsekwentnie prowadzi nas do prostego wniosku. Kto nie staje się jak Chrystus, kto nie naśladuje Go, kto nie żyje według Jego Ewangelii, ten nie jest doskonałym synem Maryi, nie jest dorosłym dzieckiem Maryi. Taki osąd sytuacji pochodzi od Niej. Ponieważ Ona powiedziała w Galilei, i powtarza w każdej współczesnej Kanie: Wykonajcie wszystko, co nakazał Jezus, mój Syn (por. J 2, 5). Weźcie sobie do serca Jego Ewangelię!
W pobożności maryjnej, w naszym praktycznym katolicyzmie, właśnie to stanowi słabą stronę, że uznajemy Jezusowy dar Matki, że chcemy być dziećmi Maryi, a faktycznie nie wchodzimy w powołanie ucznia, idącego za Mistrzem, naśladującego Go i żyjącego według Jego Ewangelii. Trzeba więc podjąć powołanie Boże do stawania się uczniem Pańskim -w Kościele, jako we wspólnocie „braci” Chrystusa i „dzieci” Maryi. Trzeba tak dalece się zaangażować, żeby Maryja mogła o każdym uczniu powiedzieć: Oto dziecko moje, wyrosłe prawdziwie, na wzór i na miarę mego Jezusa, Syna Bożego. W przeciwnym razie, jeśli nie staniemy się Drugim Chrystusem, „synem w Synu”, to ani Jezus w dniu sądu nie przyzna się do nas, ani Najświętsza Maryja Dziewica nie rozpozna w nas oblicza Swego Syna i nie zaświadczy: Oto dziecko moje!
W tym kontekście łatwiej nam pojąć zachętę św. Jana Pawła II, wyrażoną w liście wydanym na początku nowego tysiąclecia (od 2000-go roku): kształtujmy w duszy naszej rysy Oblicza Chrystusowego, bo nie ma ucznia ponad Mistrza (zob. Novo millennio ineunte,16; por. Mt 10, 24).
Ilekroć w liturgii wspominamy Matkę naszego Zbawiciela, ilekroć nucimy pieśni majowe lub Godzinki, zawsze mówimy o Niej, że Ona jest naszą Wspomożycielką, Pomocą od Pana, Maryją łaskawą, Marią Panną Zwycięską. Bo rzeczywiście Ona nas wspomaga, sama będąc „możną” z Mocy i „łaski pełną” z Łaskawości Boga. Niech nadal nas umacnia w tym, co jest najważniejsze: w stawaniu się uczniami Jej Syna, w upodobnianiu się do Niego, w kroczeniu za Nim, w naśladowaniu Mistrza Ukrzyżowanego i Zmartwychwstałego, aż do ostatecznego zwycięstwa w nas – łaski nad grzechem i cnót „nowego” człowieka, posłusznego Bogu, nad dążeniami „starego” człowieka, niestety, skłonnego do chodzenia własnymi drogami.
- Nie tylko w maju, ale trwale i ufnie wołajmy do Maryi, Matki Jezusa i Matki Kościoła, który stanowią uczniowie Pana. Z głębi naszego serca niech płynie starożytna modlitwa: Pod Twoją obronę uciekamy się..., Orędowniczko nasza. Do tej modlitwy zaprasza nas papież Franciszek, zwłaszcza w trudnym czasie pandemii. - Patrzmy też na cnoty Maryi i naśladujmy je, gdyż są odbiciem Jej ewangelicznej doskonałości, zdobytej w szkole Syna, Mistrza i Pana, naszego Zbawiciela. Ewangeliczne piękno Maryi, Matki Pana, niech nas inspiruje do życia według Ewangelii w naszej codzienności i do dawania o niej świadectwa w świecie, zwłaszcza w bliskim nam środowisku, w zakresie naszych prac, zadań i posług.
Marian Pisarzak, MIC
Licheń- Sanktuarium, 5 maja 2020
opr. ac/ac