Fragmenty książki p.t. "Jakiego księdza chcą ludzie?"
Krzysztof Wons SDS Jakiego księdza chcą ludzie? |
|
Zawsze poruszał mnie widok sędziwego, zgarbionego kapłana, który w drżących rękach ukrywa przeistoczony chleb — „kruchego” Jezusa. Przypomina mi, że to ukryty Jezus, pochylony nade mną, przeistacza mój świat i że może to uczynić nawet przez najsłabsze ręce. Kiedy tracę dystans do życia i wierzę jedynie we własne ręce, kiedy za bardzo stapiam się z moją pracą... i niepostrzeżenie gubię człowieka, On przy ołtarzu leczy mnie z niezdrowych zachowań, wyprowadza na szczyt, abym lepiej zobaczył moje życie, abym oderwał się od siebie, od swojego zmęczenia, abym zauważył, że świat, owszem, może istnieć beze mnie, ale ja nie mogę istnieć i poruszać się bez Boga. „Bo w Nim żyję, poruszam się i jestem” (por. Dz 17, 28). Żyję w Jego rękach, nie w swoich! Przypominają mi o tym Jego przebite ręce. Patrzę na Niego i słyszę, jak mówi: „Oto wyryłem cię na obu dłoniach” (Iz 49, 16). Jest we mnie nieraz pragnienie, aby o tym powiedzieć na ambonie, aby zawrócić ludzi z ruchliwych ulic, na których, biedni, zmęczeni (żal mi ich!), gonią za skrawkiem życia i próbują „złapać szczęście” swoimi dłońmi. I chciałbym krzyczeć, pomny także na swoje pomyłki i iluzje, że bez Jego przebitych rąk nie ma dla mnie życia i że tak naprawdę wobec źródła Eucharystii wszystko inne jest jak popękane cysterny, z których uchodzi woda. Nigdy nie zastąpi wody źródlanej. Eucharystia mi mówi, że tylko Jezus jest strumieniem wody żywej.
Mogę stanąć przy ołtarzu i powiedzieć, że jestem słaby i zmęczony i muszę odpocząć, nabrać sił, pobyć z wiernymi. Nie muszę wchodzić w rolę innego niż jestem. Nie muszę sztucznie podnosić głosu, aby patosem zasłaniać moją kruchość. Na Eucharystii jak Jezus na krzyżu mogę poczuć się odarty z mojej ostatniej „szaty”, aby odsłoniła się przed Nim naga prawda o mnie samym. Niech ludzie widzą, że zostałem wybrany przez Jezusa nie „za coś”, ale za to, że jestem — taki, jaki jestem w tej chwili. Nie jestem księdzem dlatego, że dobrze śpiewam i mam niezłą dykcję, ale dlatego, że sam nie wiem, dlaczego On tak chciał. Jest bardziej niż ja świadomy moich słabości. Mogę wtulić się z nimi w ołtarz i słuchać, jak mówi do mnie: „O wszyscy spragnieni, przyjdźcie do wody, przyjdźcie, choć nie macie pieniędzy! Kupujcie i spożywajcie, dalejże kupujcie bez pieniędzy i bez płacenia za wino i mleko” (Iz 55, 1). Kiedy słucham tych słów, mam odczucie, że Bóg wypowiada je od ołtarza za każdym razem, kiedy widzi mnie biednym i słabym. Dzięki Eucharystii mogę popatrzeć na siebie inaczej: oczami Boga. Wtedy widzę dalej, ponad moje słabości i troski, ponad moje zawężone horyzonty. Widzę, że moja bieda jest w Jego rękach. Lepiej też widzę ludzi. Potrafią przyjmować mnie z moją biedą, gdy się do niej przyznaję.
opr. aw/aw