Czy jako chrześcijanie głosimy Chrystusa ukrzyżowanego?
„Tak jak wtedy i dziś — pisze K. Rahner -wiele przechodzi koło krzyża, wielu przystaje, spoglądając przelotnie na Tego, który wisi na owej szubienicy, i gwałtownie przyspieszają kroku. Bo nie chcą mieć z tym nic wspólnego. Wielu przechodząc rzuca bluźnierstwo, czasami gestem nienawiści zaciska pięść. Wielu zatrzymuje się i pozostaje. „Bo tu jest ich miejsce. Bo tutaj znaleźli Wszystko. Więc zostają. Klękają. Całują rany Pana”.
My chrześcijanie wraz ze św. Pawłem: głosimy Chrystusa ukrzyżowanego, który jest zgorszeniem dla Żydów, a głupstwem dla pogan dla tych zaś, którzy są powołani, tak pośród Żydów, jak i spośród Greków, Chrystusem, mocą i mądrością Bożą (1 Kor 1,23-24).
Tertulian, chrześcijański pisarz i apologeta, nazywa chrześcijan wyznawcami krzyża — relogiosi crucis. Od początku swego życia chrześcijanin jest znaczony krzyżem, a pierwszym religijnym gestem cierpliwie przyswajanym przez rodziców czy wychowawców jest gest przeżegnania się. Nawiązuje on nie tylko do tego momentu, gdy Kościół — Matka tym znakiem obdarza dziecko przy chrzcie, ale sięga do korzeni tego gestu, które tkwią w posłannictwie Jezusa Chrystusa ukrzyżowanego i zmartwychwstałego. Czynimy ten znak dotykając dłonią czoła, piersi i ramiona. W ten sposób znak krzyża obejmuje i przenika swoim misterium całego człowieka, jego istnienie i działanie. Chrześcijanin kreśląc znak krzyża przed podjęciem jakichkolwiek dobrych działań wyznaje, że ta ziemia jest własnością Boga i że oddaje się pod opiekę i opiekę całej Trójcy Świętej. Tym gestem włącza swoją ciężką pracę w ofiarę Jezusa Chrystusa, by wyprosić skuteczną pomoc w uzyskaniu dobrych owoców ziemi.
Tam, gdzie stawia się krzyż, powstaje znak, że dotarła już Dobra Nowina o zbawieniu człowieka przez Miłość. (Jan Paweł II) W naszej kulturze krzyż utożsamił się z wiarą w Chrystusa. Kto się żegna, ten wyznaje swą wiarę. Dla nas krzyż nie jest amuletem, który przynosi szczęście, ani ozdobą. Krzyż wbity na Golgocie tego nie wybawi, kto sam w sercu swoim krzyża nie postawi (Mickiewicz). Postawienie zaś krzyża w sercu oznacza świadomość naszego odkupienia przez krzyż. Dzięki śmierci Pana Jezusa na krzyżu Bóg darował nam wszystkie występki.
Od 14 września 335 r. krzyż odbiera w chrześcijaństwie cześć publiczną i prywatną jako najświętsza relikwia męki Chrystusa i świadectwo odkupienia. Nie ma katolickiego domu bez krzyża, tak jak nie ma żadnej modlitwy czy sakramentu bez znaku krzyża. Krzyż tak się zrósł z naszym myśleniem i kulturą, że trudno sobie wyobrazić świat zachodni, jego kulturę, sztukę czy filozofię bez pojęcia i symbolu krzyża. Krzyż uosabia najpiękniejsze ideały poświęcenia i ofiary, które mogą docenić tylko wielkie jednostki i szlachetne narody. W takiej aurze krzyża wszyscy wzrastaliśmy.
Krzyż pojawia się w roli atrybutu w plastycznych przedstawieniach różnych świętych osób. Na najbardziej z znanych listach świętych Pańskich, można się doszukać ponad pięćdziesięciu osób, które są wyróżnione symboliką krzyża. Nic też dziwnego, że chrześcijanin dla przypominania sobie wartości ciężkiej pracy i jej sensowności stawiał krzyże. Najstarszym, znanym na aktualnym etapie badań, poświadczeniem obecności krzyża „w przestrzeni” poza budynkiem kościoła, jest zapiska z Metryki Księstwa mazowieckiego z roku 1425: In Sobonicze campus dictum Crzischowe pole. Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że nazwa krzyżowego pola, wiąże się z krzyżem zlokalizowanym przy tej roli. Krzyże stawiano na początku i na końcu wsi, by były zaporą dla złego. Bardzo często sytuowano krzyże na rozstajach dróg, gdzie według ludowej tradycji diabeł lubił szczególnie przebywać.
Kto w trudnościach mocno trzyma się krzyża, odczuje niespodziewanie, jaką pomoc otrzymał.
W krzyżu nastąpiło pojednanie ziemi z niebem. Krzyż przypomina i uobecnia odkupienie świata. Nie jest reliktem minionej epoki ani wymierającego pokolenia, lecz żywą prawdą o odkupieniu ludzkości przez Syna Bożego. To Bóg stał się Człowiekiem i umarł za nas, by nas odkupić. Chrystus, chociaż był równym Bogu, dobrowolnie ogołocił się, czyli wyrzekł się oznak i przywilejów Bóstwa do tego stopnia, że stał się podobnym do ludzi. Mało tego. Przyjął postać sługi, przez co uniżył się do rzędu najniższej klasy społecznej, by nawet najbardziej poniżony mógł mieć przystęp do Niego. Dopełnieniem zaś tych wyrzeczeń i upokorzeń było poddanie się okrutnym i zarazem haniebnym cierpieniom krzyżowania.
Iluż to ludzi zostało uratowanych od czarnej rozpaczy i potępienia, dzięki wpatrywaniu się z wiarą w krzyż Chrystusowy. Podobna wiara w moc krzyża i Chrystusową opiekę towarzyszy rodzicom, wysyłającym swe dzieci w daleki świat z krzyżykiem na czole, na piersiach i w błogosławiącym geście. Bóg tylko wie, ilu ludzi te matczyne błogosławieństwa uchroniły od zagłady doczesnej i wiecznej.
Wiedzy krzyża nie można zdobyć, dopóki nie czuje się krzyża spoczywającego na własnych ramionach (Edyta Stein). Od cierpienia ucieczki nie ma. Pozostaje jedynie nauka, jak cierpienie znosić, by było owocne dla nas. Skoro Chrystus użył cierpienia do odkupienia świata, to tym samym dał przykład, jak należy cierpienie znosić.
W wielkopostnej pieśni śpiewamy: Gdy cię skrzywdzono albo zraniono lub serce czyjeś zawiodło, nie rozpaczaj, módl się, przebaczaj — Krzyż niech ci stanie za godło.
Wśród nas żyją ludzie, którzy z krzyża czerpią siłę i moc. Siostry ze zgromadzenia Matki Teresy z Kalkuty swój dzień pracy rozpoczynają od modlitwy w kaplicy. Modlą się wpatrzone w czarny krucyfiks umieszczony nad ołtarzem, obok którego widnieje napis: Pragnę. Chrystus wzywa z krzyża do szerzenia miłości. Wpatrzone w ten krzyż siostry codziennie wychodzą do najbiedniejszych, by nieść im Boga żywego, Boga miłującego.
Dla każdego chrześcijanina krzyż powinien być znakiem miłości Boga do człowieka, miłości, którą mamy wokół siebie szerzyć każdym naszym słowem i każdym naszym czynem.
Krzyż Jezusa stał się znakiem miłości i drogą do zbawienia. Na pewno ta droga dla Jezusa była bardzo trudna, pełna męki i udręczenia. Ale, jak powiada przysłowie, cóż się nie robi dla miłości?
Pomyśl teraz: gdzie wisi krzyż w twoim mieszkaniu? Może trzeba go odkurzyć, oczyścić, „podwyższyć”? Jakie miejsce zajmuje krzyż w twoim życiu? Czy starannie czynisz znak krzyża przy pacierzu, w kościele? Czy kłaniasz się przechodząc obok krzyża?
Krzyż był i jest nadal znakiem sprzeciwu i walki. Wielu bowiem postępuje jak wrogowie krzyża... Były całe epoki i pokolenia, które zrywały krzyże z wież kościelnych, cmentarzy, polnych dróg czy piersi wierzących, by zatrzeć wszelki ślad krzyża na ziemi. Po wydarciu z serc ludzkich wiary w krzyż, łatwo szło potem zniewolenie i upodlenie człowieka, by poza doczesnym użyciem niczego nie widział, ani nie pragnął.
W latach osiemdziesiątych młodzież śpiewała: Nie zdejmę krzyża z mojej ściany, za żadne skarby świata, bo na nim Jezus ukochany grzeszników z niebem brata. A gdy zobaczę w poniewierce Jezusa krzyż i rany oraz przebite Jego serce, w obronie krzyża stanę.
Ludzie żyją od dwu tysięcy lat w cieniu krzyża. W tym czasie chrześcijanie znacznie oddalili się od Jeruzalem, ich myślenie jest bardzo dalekie od myślenia biblijnego, dlatego wielu staje przed prawie nieprzezwyciężalnymi trudnościami, nie potrafią „uzgodnić” rzeczywistości, w której żyją, z rzeczywistością, w którą wierzą.
Być wyznawcą krzyża Chrystusa Pana to oddanie Jezusowi do dyspozycji łodzi swojego życia, czyli przyjęcie zgody na świadczenie o Bogu nie tylko w Kościele, na pielgrzymce czy w innych środowiskach wiary, ile właśnie w miejscu nauki, studiów, pracy i najtrudniejszej codzienności. To są najbardziej palące zadania na dziś, na trzecie tysiąclecie. Nie można zatrzymać się tylko i zadowolić chrześcijaństwem „świątynnym”, kultycznym. Chrześcijaństwo poza Kościołem, chrześcijaństwo poza liturgią. To są współczesne zadania dla chrześcijan. Dlatego Jezus z krzyża do nas woła: „odbij nieco od brzegu”, niech inni cię zobaczą; daj świadectwo nie tylko w niedzielę, ale i w poniedziałek: módl się nie tylko w kościele, ale i w domu; „nie kradnij” nie tylko w pacierzu, ale i w życiu. Odbij od brzegu, bądź chrześcijaninem nie tylko wtedy, gdy się modlisz, ale i wtedy gdy pracujesz, studiujesz, zarabiasz pieniądze, oglądasz telewizję, spędzasz wolny czas, głosujesz, jesteś na dyskotece.
Przyjrzyj się z bliska tym właśnie sferom, które mocno zagrożone, wołają o nową chrześcijańską jakość w naszym wydaniu: rodzina, sakramentalne małżeństwo — jedno na całe życie, obecność i zaangażowanie w życie społeczne, polityczne i gospodarcze, umiłowanie ojczyzny. Trzeba się temu przyjrzeć, bo przełożenie wiary na życie, zwłaszcza w tych dziedzinach, nie zawsze nam Polakom jakoś wychodzi. A czy można z tego zupełnie zrezygnować? Czy można wierzyć, modlić się, chodzić do Kościoła, a później żyć tak jakby Boga nie było? Prośba Jezusa: „odbij nieco od brzegu” jest zaproszeniem, aby tak jak Piotr również swoim fachem, swoim zawodem, swoją codziennością przyczyniać się do ewangelizacji. Aby nie tylko nie wykonywać czynności, które przeczą, że Jezus jest naszym Mistrzem, ale aby wyraźnie dać się rozpoznać i być identyfikowanym z gronem wyznawców krzyża Jezusa. I nie chodzi tu, broń Boże, o chrześcijaństwo faryzejskie, na pokaz, lecz o takie, które idzie o krok dalej i z metryki staje się świadectwem.
Dzisiaj Bóg ma za mały wpływ na nasze decyzje. Jesteśmy społeczeństwem podobnym trochę do zniecierpliwionych Izraelitów, którzy po górą Horeb zaczęli oddawać cześć bożkowi ulanemu z metalu, nie czekając na przesłanie od tego Jedynego, który ich wyprowadził z Egiptu. Nie zapominajmy, że tania propaganda to bardzo niebezpieczna droga na skróty.
Krzyż Chrystusa zaprasza nas do współpracy, do wysiłku i trudu. Bóg nie akceptuje lenistwa i usprawiedliwień. Chce błogosławić pracy.
W dramacie pt. Atłasowy trzewiczek, którego autorem jest Paul Claudel, piraci napadają na statek, przywiązują kapitana do masztu i zatapiają go. Na krótko po tym wydarzeniu kapitan - wciąż przywiązany do masztu — unosi się na falach oceanu i modli się:
„Panie, dziękuję Ci za to, że pozwalasz mi umierać w ten sposób. Czasami uważałem, że Twoja nauka jest zbyt trudna i często nie zgadzałem się z Twoją wolą, lecz teraz jestem bardzo blisko Ciebie. Nie mogę uwolnić się od tego krzyża, do którego jestem przywiązany i na którym umrę, a nawet tego nie chcę, ponieważ przywiązany do tego kawałka drewna czuję się bardzo blisko Ciebie. Ten krzyż, który mnie więzi, uratuje mnie".
Krzyż jest wyjściem człowieka z sytuacji bez wyjścia.
Gdzież się podział krzyż — pyta Norwid — Krzyż stał się bramą”.
Krzyż jest zobowiązaniem, ale przede wszystkim mocą i zwycięstwem dla chrześcijan.
opr. mg/mg