Skazany za niewinność

Reportaż o kameruńskim więźniu, katechiście, który 28 stycznia 2013 roku wyszedł po ponad sześcioletnim wyroku. Został niesłusznie skazany

Poznajmy Kamerun! Andrzej Lewicki będzie nam go przybliżał, wysyłając wieści prosto z Afryki.
Oto ósma część cyklu Opoki: "Zapiski z Kamerunu".

Reportaż o kameruńskim więźniu, katechiście, który 28 stycznia 2013 roku wyszedł po ponad sześcioletnim wyroku. Został niesłusznie skazany.

Samuel przyjechał z zachodniej części Kamerunu, z okolic Bafoussam do Batouri w Regionie Wschodnim. Tam, gdzie przedtem mieszkał, poznał osobę, którą później spotkał również w Batouri. Kolega ze szkoły podstawowej. Znajomy ten sprzedawał owoce. Poprosił go, żeby sprzedawał razem z nim. Zgodził się. Przyjął go nawet pod swój dach, bo ten nie miał gdzie się podziać. Był sam. Żona jeszcze wtedy mieszkała zupełnie gdzie indziej. Mama, tata i bracia zostali w rodzinnej miejscowości na północnym zachodzie.

"Moja działalność polegała na tym, że kupowałem jeszcze niedojrzałe banany. Myłem je. Po czym sprzedawałem na drewnianym wózku, tzw. marche a pied, co oznacza handel obwoźny. Nie miałem świadomości, że to, co sprzedaję jest kradzione. Kiedy policja zorientowała się, że znajomy jest poszukiwany, ten wszystko mi zostawił, po czym zniknął bez śladu. Policja oczywiście zatrzymała mnie za sprzedaż kradzionym towarem, który przechowywałem w domu po godzinach pracy. Nie miałem, ani adwokata, ani nikt nie potwierdził, że jestem niewinny. Nie miałem świadków tego procederu. Byłem kompletnie pozostawiony sobie.

Rodzina była zszokowana takim obrotem sprawy. Jednak nie miała wyjścia i musiała to zaakceptować. Najbliżsi odwiedzali mnie w więzieniu w Bertoua. Jako, że już wcześniej znali tego człowieka z jego ciemnej strony, ufali tym samym, że jestem niewinny. Ja natomiast nigdy nie wyczuwałem jego złych intencji”.

W Kamerunie jest tak, że przed prawomocnym wyrokiem przeprowadzane są ankiety. Ich celem jest znalezienie i przesłuchanie jak największej ilości świadków. W tym czasie sędzia może skazać na więzienie, bądź uznać czyjąś niewinność. Ta procedura trwa maksymalnie osiemnaście miesięcy.

"W moim przypadku było tak, że już w dziewiątym miesiącu odbył się proces. Skazano mnie na sześć i pół roku więzienia. Dobrze, że chociaż te dziewięć miesięcy wlicza się na poczet wyroku. Dzięki temu nie miałem obowiązku odsiadywania go od początku.

Dlaczego akurat sześć i pół roku? Każdy chce zarobić, państwo też. Ostatnie sześć miesięcy służy do ewentualnego wykupienia skazanego z więzienia. Mojej rodzinie udało się zebrać pieniądze i wykupić mnie. Z kolei Prezydent Kamerunu Paul Biya podarował mi w zeszłym roku kolejnych piętnaście miesięcy z okazji Święta Narodowego obchodzonego rok rocznie dwudziestego maja".

Więzienia w Kamerunie są zatłoczone. W jednej celi mieszka zazwyczaj dwudziestu, trzydziestu więźniów. Warunki do funkcjonowania są zgoła trudne.

"Ja należałem do celi trzydziestoosobowej. Często rodzina danego więźnia wyposaża go w materac. Niestety ten ma nie więcej, jak sześćdziesiąt centymetrów, bo zaraz obok ciebie już ktoś leży. Ci, którzy nie dostąpią takiego luksusu, śpią na kartonach, albo na ziemi.

Moja rodzina raz w miesiącu przysyłała mi pieniądze, żebym mógł godziwie przeżyć. Chodzi tu głównie o wsparcie w kwestii jedzenia, ponieważ w więzieniu próżno szukać nawet przeciętnych racji żywnościowych. Przy okazji mogłem dzielić się ze swoimi współwięźniami. Oczywiście nie ze wszystkimi, bo byłoby to niewykonalne. Dla przykładu, tydzień temu poczęstowałem dwóch kolegów, wczoraj kolejnych dwóch, a dzisiaj jeszcze innych. Ci, którzy mieli podobne możliwości to wkrótce to odwzajemniali. Dodatkowo, jako katechista ewangelizowałem kolegów”.

Minęło wiele lat. Podczas, gdy Samuel przebywał w celi, życie poza murami więzienia płynęło swoim rytmem. Sporo się pozmieniało.

"Moja rodzina pomniejszyła się o cztery osoby. Odeszła moja babcia, siostra i dwaj bracia. Należę do plemiona Bamileke. U nas jest taki zwyczaj, że jeśli nie mogło się uczestniczyć w obrzędach pogrzebowych, trzeba udać się na groby tych, którzy zmarli w tym czasie, celem oddania im hołdu. A ponieważ nie funkcjonuje tu pojęcie przepustki, tym bardziej odwiedzenie swoich zmarłych krewnych i przyjaciół jest jak najbardziej zasadne. Pierwsze co zrobiłem po opuszczeniu więzienia to udałem się na ich mogiły.

Paradoksalnie jestem zadowolony, że odsiedziałem cały wyrok, ponieważ gdybym nie dopełnij swojej kary, wówczas ludzie napiętnowaliby mnie. Powiem więcej, czuję się w tym spełniony, że wytrwałem. Modlitwa bardzo mi w tym wszystkim pomogła. Kiedy wrócę do Batouri to będę robił to samo, jednak rozsądniej podejdę do sprawy zaufania, nawet znajomemu”.

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama