Halloween, antykultura i... ekonomia

Spojrzenie na walkę o kulturową pamięć i tożsamość. Miejscem tej walki są media, a poprzez nie - także nasze sumienia

To nie jest kolejny artykuł z cyklu „Bo Halloween jest złe”. Wychodząc od tego - tylko pozornie niewinnego święta - przyjrzyjmy się dokładniej walce o kulturową pamięć i tożsamość. Miejscem tej walki są media, a poprzez nie - także nasze sumienia.

Uroczystość Wszystkich Świętych i Dzień Zaduszny. W liturgii Kościoła to dni, które przypominają nam o świętych obcowaniu, o naszym powołaniu do świętości, o zbawieniu. Pokazują wszystkich, którzy do tego zbawienia dążą albo już je osiągnęli. Może to zabrzmi dziwnie, ale nawet Dzień Zaduszny jest świętem zbawionych, mimo że modlimy się tego dnia „o wieczne zbawienie” dla tych, którzy już odeszli do Pana. Wbrew pozorom, jedno drugiemu wcale nie przeszkadza. Dlaczego? Ponieważ zmarli w czyśćcu w jakiś sposób są już pewni zbawienia, choć jeszcze go w pełni nie osiągnęli. Z czyśćca jest tylko jedno wyjście - do nieba. Nie można „spaść” z czyśćca do piekła.

Taki przekaz od wieków był i jest głoszony przez Kościół. Zresztą, przez wieki to właśnie rok liturgiczny i święta kościelne wyznaczały rytm roku i codziennego życia. W wielu aspektach nadal tak jest. Jednak z czasem obok przekazu Kościoła zaczęły pojawiać się inne - zaczerpnięte z innych kultur czy ideologii. Pamiętamy pewnie czasy, kiedy w kalendarzach w dniu 1 listopada próżno było szukać uroczystości Wszystkich Świętych, bo figurowało tam „Święto Zmarłych”. W ciągu ostatnich kilkunastu lat jesteśmy świadkami wprowadzania - cytując słynne powiedzonko z filmu „Miś” - „nowej świeckiej tradycji”, czyli święta Halloween.

Demonowi wszystko jedno...

 źródło: echokatolickie.pl

Oczywiście - ta „nowość” dotyczy tylko naszego kraju, ponieważ w Stanach Zjednoczonych jest to tradycja silnie zakorzeniona. Co jednak o niej tak naprawdę wiemy? Czy to tylko „przebieranki” i psikusy? Sielankowy obraz Halloween, gdzie jest ono tylko niewinną dziecięcą zabawą, opieramy na wielu filmach, na czele ze słynnym „E.T.”. W tym miejscu jednak warto przypomnieć, że owo święto ma dość ponury rodowód - jego korzenie sięgają bowiem do pogańskich obchodów święta duchów oraz celtyckiego boga śmierci. W satanistycznej biblii, napisanej przez Antona Laveya, noc 31 października/1 listopada nazwana jest największym świętem lucyferycznym, zaś kroniki policyjne notują tej nocy zwiększoną liczbę aktów przemocy o charakterze okultystycznym. Przypominał o tym kilka lat temu w specjalnym liście abp Sławoj Leszek Głódź. Z kolei biskup siedlecki dwa lata temu na antenie KRP mówił, że praktyki związane z Halloween w świetle wiary chrześcijańskiej są to „surogaty i namiastki, którymi współczesny człowiek, przeżywający często kryzys wiary, chce wypełnić swoją pustkę i wejść w jakiś kontakt ze światem transcendentnym. Czyniąc to jednak w ten sposób, bardzo często banalizuje i trywializuje rzeczywistość duchową i samą śmierć jako tajemnicę i majestat ludzkiego życia”.

Trzeba bowiem zdać sobie sprawę z jednej, podstawowej rzeczy: życie duchowe nienawidzi próżni, zaś przeciwnikiem w walce duchowej jest demon - istota, która, po pierwsze, przewyższa nas inteligencją, po drugie zaś - jest całkowicie zła, nienawidząca Boga i człowieka. Demonowi jest najzwyczajniej w świecie obojętne, w jaki sposób usidli ofiarę, podobnie jak pająk ma na celu schwytanie muchy i nie wnika w moralne aspekty tkania pajęczyny. Nawet jeśli my, wchodząc w jakąś duchową rzeczywistość, traktujemy to jako niewinną zabawę, to otwieramy się na działanie złego ducha.

Wspólny mianownik - ekonomia

Nie chciałbym jednak, by był to kolejny tekst z cyklu „Bo Halloween jest złe”. Chciałbym spojrzeć na to w trochę szerszym kontekście.

Po pierwsze, warto zauważyć, że do naszej kultury ostatnio próbuje się importować różne obyczaje, zupełnie obce, typu właśnie Halloween czy choćby słynne Walentynki. Niewątpliwie, gdy spytamy o cel takich działań, musimy dojść do aspektu ekonomicznego. On właściwie jest wspólnym mianownikiem, w którym spotykają się i Walentynki, i Halloween, ale również takie kwestie, jak in vitro czy antykoncepcja. W tych wszystkich toczących się dyskusjach warto zawsze zadać pytanie: jakimi motywacjami kierują się ci, którzy są zwolennikami jakiegoś rozwiązania? Czy na pewno są to motywacje szczytne, czy chodzi tu o czyjeś dobro, czy też po prostu o zarobienie pieniędzy? Walentynki świetnie nakręcają przemysł reklamowy między Bożym Narodzeniem a Wielkanocą, Halloween to także maski i stroje, które ktoś produkuje i sprzedaje. Antykoncepcja to gigantyczny przemysł, zaś in vitro... Cóż, kiedy słyszę, że jeden z jego czołowych promotorów w Polsce, a jednocześnie przeciwnik naprotechnologii, jest właścicielem ogromnej i bardzo drogiej kliniki in vitro, to zapala mi się ostrzegawcze światełko. Jakiś taki nieufny jestem z natury (i choć głęboko wierzę w Boże miłosierdzie, to od razu odpowiadam: miłosierdzie i bezpodstawna naiwność to dwie różne sprawy. Zaś s. Faustyna na kartach „Dzienniczka” pisała zarówno o miłosierdziu dla grzeszników, jak i o sądzie dla tych, którzy ofertę Bożego miłosierdzia odrzucą).

Kultura sposobem istnienia człowieka

Ponieważ zaś obecnie areną walki o nasze poglądy i sumienia w coraz większym stopniu jest przestrzeń mediów, to nasuwa się jednoznacznie potrzeba krytycyzmu wobec medialnych przekazów. Na naszych oczach (a także w naszych umysłach i sercach) rozgrywa się właśnie wojna o prawdę, pamięć i tożsamość. Na razie jeszcze bezkrwawa - choć dosięgająca już poziomu sal sądowych, gdzie gnębi się procesami tych, którzy mają odwagę mówić niewygodną prawdę i nazywać sprawy po imieniu.

Jak przebiega w tej wojnie linia frontu? Biegnie ona między dwoma zupełnie odmiennymi stylami życia. Jeden opiera się na kulturze i wartościach, wypracowanych i przekazanych przez minione pokolenia. Szanuje odmienność innych, zachowuje jednak silną własną tożsamość. Nieprzypadkowo Jan Paweł II w swym słynnym przemówieniu na forum UNESCO tak mocno akcentował, iż człowiek nie może obejść się bez kultury; człowiek żyje prawdziwie ludzkim życiem dzięki kulturze; że jest ona właściwym sposobem istnienia i bytowania człowieka.

Antykultura, czyli zagrożenie

Po drugiej stronie mamy tzw. kulturę masową, choć bardziej adekwatne byłoby chyba określenie „antykultura”. O ile bowiem prawdziwa kultura pozostaje w nierozerwalnym związku z tym, kim człowiek jest, bazując na jego unikalnej tożsamości, o tyle w kulturze masowej nie ma miejsca na odrębność, na „bycie”. W prawdziwej kulturze, w jej jedności „bierze zarazem początek wielość kultur, wśród których człowiek bytuje. W tej wielości człowiek rozwija się, nie tracąc istotnego kontaktu z jednością kultury jako podstawowego i istotnego wymiaru swego istnienia i bytowania” (Jan Paweł II). W kulturze masowej wielość kultur, ich różnorodność, przenikanie się, wzajemne wpływy i ścieranie zostają zastąpione jednolitą papką. Tu już nie ma miejsca na tożsamość, osobowość, dziedzictwo. Mimo szermowania hasłem „wielokulturowości”, w istocie „kapłani” popkultury dążą to całkowitego ujednolicenia gustów konsumenckich, wymieszania i zatarcia wszelkich granic i różnic. Ponieważ zaś popkultura nie ma najmniejszych oporów przed obniżaniem poziomu swej oferty, byleby tylko zaspokoić wszelkie gusta odbiorcy (nawet te najniższe i najbardziej prymitywne - wszak „nasz klient - nasz pan!), ów poziom systematycznie leci w dół. Nawet informacja staje się rozrywką. Po próbie samobójstwa prokuratora wojskowego w przerwie konferencji prasowej tylko jeden z dziennikarzy, którzy wbiegli do sali, słysząc odgłos strzału, zaczął ratować leżącego w kałuży krwi człowieka. Pozostali chwycili za kamery i telefony, żeby przekazać newsa.

Myśleć samodzielnie

Jak widać zatem, problem wykracza znacznie dalej, niż się nam wydaje. Kwestie Halloween, in vitro, antykoncepcji mają różny ciężar gatunkowy. W oderwaniu od innych każda ma zupełnie odrębną historię i kontekst. Tym, co je łączy, jest wizja świata całkowicie odmienna od tej, którą - opierając się na słowie Boga - proponuje Kościół. Drugim wspólnym mianownikiem jest ekonomia - czyli fakt, że ktoś na promocji tych (czasem zupełnie różnych) zachowań zarabia. Trzecia sprawa - to rola mediów w tej walce i potrzeba zdystansowania się od ich przekazu, spojrzenia nań trzeźwym umysłem i umiejętność oraz odwaga zadawania niewygodnych pytań, a także chęć i radykalna decyzja odcięcia się od medialnej papki. A wszystko po to, by ocalić pamięć i tożsamość. Przywołane sprawy to tylko kamyczki w ogromnej mozaice, pierwsze z brzegu przykłady. Dlatego nie bójmy się myśleć samodzielnie!

KS. ANDRZEJ ADAMSKI
Echo Katolickie 44/2012

opr. ab/ab

Echo Katolickie
Copyright © by Echo Katolickie

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama