Silna słaba płeć

Chyba największą szkodę kobietom i ich prawom uczynili ci, którzy mienili się rzecznikami równouprawnienia – komuniści i socjaliści. Za sprawą ich kilkudziesięcioletniej „marcowej” działalności prawie nikt w Polsce nie traktuje Dnia Kobi

Chyba największą szkodę kobietom i ich prawom uczynili ci, którzy mienili się rzecznikami równouprawnienia – komuniści i socjaliści. Za sprawą ich kilkudziesięcioletniej „marcowej” działalności prawie nikt w Polsce nie traktuje Dnia Kobiet na serio.

Większość Polaków średniego i starszego pokolenia doskonale pamięta groteskowy blichtr z pozoru przeciętnego, szarego dnia, jakim był 8 marca. Tego dnia w tysiącach zakładów pracy, w tkalniach, przędzalniach, mleczarniach, pegeerach, w kołach gospodyń wiejskich i świetlicach kulturalnych pojawiali się koryfeusze systemu - kordialni sekretarze partyjni, dyrektorzy zakładów i fabryk, brygadziści i aktywiści, którzy wyposażeni w pęki goździków, a później tulipanów, przypominali sobie o istnieniu kobiet.

Przeciw kuchennemu niewolnictwu

W swych wyszukanych oracjach wygłaszanych z okazji tego jednego z najbardziej socjalistycznych „świąt”, mieli się na kim wzorować. Już w 1932 roku na plakatach propagandowych w Związku Radzieckim, dumnie i z przekonaniem, zamieszczano rewolucyjne hasła: „8 marca jest dniem rebelii pracujących kobiet przeciwko niewolnictwu kuchennemu”. Protestowano przeciwko „uciskowi i zaściankowości pracy domowej”, zachęcając jednak kobiety do wstąpienia „na traktory”, by tam, z wysokości nowoczesnej maszyny rolniczej, mogły udowodnić, że są równe mężczyznom. Ideologia przyświecająca obchodom nieoficjalnego jeszcze Dnia Kobiet w Związku Sowieckim w latach 30. była więc wyraźnie antykapitalistyczna, antyburżuazyjna, nowatorska i egalitarystyczna. Analizując obyczajowość i życie społeczne w Związku Radzieckim, można by powiedzieć, że ideologia ta była tam bardzo popularna, ale… tylko 8 marca. Przez pozostałe 364 dni w roku z prawami kobiet w państwach dyktatury komunistycznej nie było już tak łatwo. Kobiety w ZSRR miały zapewnioną specyficzną „równość” z mężczyznami: jeśli stwierdzono, że kobieta jest młoda i silna, nic nie stawało sowieckim władzom na przeszkodzie, by skierować ją do prac uznawanych – zapewne wskutek „burżuazyjnych przesądów” – za typowo męskie.

Podziemna równość płci

Zatrudniano więc kobiety nie tylko przy ścinaniu i korowaniu drzew w lesie i w tartakach, ale także na przykład przy pracy w kopalniach. Trudno jednak mówić tu o „zatrudnieniu”, bowiem ten typ angażu był często efektem tak powszechnych w ZSRR deportacji. Dotykał on też przymusowo deportowane w głąb sowieckiego „raju” Polki. W lutym i czerwcu 1940 roku część spośród wywiezionych do Rosji Sowieckiej polskich kobiet zatrudniono w kopalniach rudy żelaza, złota i miedzi, zarówno przy pracach na powierzchni ziemi, jak i pod ziemią. Pod ziemią przy załadunku i transporcie urobku zatrudniano nie tylko kobiety, a często ledwie kilkunastoletnie dziewczęta. Jednak także praca na powierzchni nie należała do lekkich, zwłaszcza dla kobiet, którym na przykład nakazywano ręczne przenoszenie kamieni i odpadów poprodukcyjnych oraz układanie ich w pryzmy. Dzień pracy tych kobiet, początkowo wynoszący 7-8 godzin, już wczesną wiosną 1941 roku przedłużono do 10 godzin, a dyskryminowanym polskim zesłańcom, w tym kobietom, wolny dzień przyznawano co 14, a czasem co 18 dni. I raczej nie te kobiety widzieliśmy pośród wysportowanych gimnastyczek paradujących z wypiętą piersią na placu Czerwonym przed trybuną, z której machali do nich kolejni sowieccy przywódcy.

Socjalistyczne święto

Choć Dzień Kobiet ma bardzo rozbudowaną tradycję lewicową, to jednak błędem jest twierdzić, że jest wynalazkiem sowieckim. Według różnych opracowań historycznych nowożytne początki tego dnia wywodzą się z syndykalistycznych i robotniczych ruchów północnoamerykańskich. Niektórzy badacze przywołują 28 lutego 1909 roku, jako pierwszy przypadek obchodzenia Międzynarodowego Dnia Kobiet. Tego dnia partia socjalistyczna w Stanach Zjednoczonych zorganizowała w wielu miastach demonstracje dla upamiętnienia odbywającego się rok wcześniej w Nowym Jorku strajku włókniarek i przędzarek, które po raz pierwszy zademonstrowały swój sprzeciw wobec złych warunków pracy kobiet. Rok później w Kopenhadze obradowała Międzynarodówka Socjalistyczna. To właśnie ta lewicowa struktura proklamowała po raz pierwszy publicznie Dzień Kobiet, który miał być obchodzony we wszystkich krajach na świecie. Celem tego „święta” miało być – jak napisano wówczas w specjalnym manifeście – „krzewienie idei praw kobiet oraz budowanie powszechnego wsparcia dla powszechnych praw wyborczych kobiet”. Na kopenhaskiej konferencji pojawiły się delegatki z kilkunastu krajów, w tym trzy Finki – pierwsze kobiety wybrane do parlamentu. Były to burzliwe czasy działalności sufrażystek, które walcząc o prawa wyborcze kobiet, szczególnie w Wielkiej Brytanii, były ciągane po komisariatach, aresztach i więzieniach, a w swym proteście potrafiły posunąć się nawet do aktów samobójczych.

Zasługi kobiet sowieckich

Ostatecznie Organizacja Narodów Zjednoczonych w podpisanej w 1945 roku Karcie Narodów Zjednoczonych po raz pierwszy na poziomie międzynarodowym i instytucjonalnym potwierdziła zasadę równości kobiet i mężczyzn. 20 lat później Prezydium Rady Najwyższej ZSRR ustanowiło dekretem Międzynarodowy Dzień Kobiet, by „uczcić zasługi kobiet sowieckich w konstrukcji komunizmu, w obronie ojczyzny podczas Wielkiej Wojny Ojczyźnianej, upamiętniając heroizm i bezinteresowność na froncie i w wychowywaniu, a także zaznaczając duży wkład kobiet w umacnianie przyjaźni między ludźmi i walkę dla pokoju". To od tego czasu dzień ten był obchodzony we wszystkich państwach bloku sowieckiego, także w Polsce w owym charakterystycznym goździkowo-tulipanowym ceremoniale, utrwalonym na budzących dziś u wielu uśmiech filmach z zasobów Kroniki Filmowej. W lepszych latach kobiety mogły jeszcze liczyć na nylonowe rajstopy, wyrób czekoladopodobny albo kawę – wszystko to za obowiązkowym pokwitowaniem odbioru.

Kto kogo dyskryminuje?

Myliłby się jednak ten, kto sądziłby, że Dzień Kobiet stał się przeżytkiem wraz z tak zwanym upadkiem komunizmu. W kilkudziesięciu państwach na świecie nadal jest to święto państwowe. O ironio, jest tak między innymi na Białorusi i w Rosji, ale i w Chinach, gdzie – co powszechnie wiadomo – morduje się „nadliczbowe” dzieci, szczególnie płci żeńskiej. Także w Polsce środowiska feministyczne i lewicowe organizują różne przedsięwzięcia, wśród których najbardziej znana jest tak zwana Manifa – demonstracja różnych środowisk uznających się za poszkodowane. Poza tym wszystkim nie da się ukryć, że dla wielu mężczyzn Dzień Kobiet to trudny orzech do zgryzienia. Ustępując miejsca kobiecie w tramwaju w Norwegii czy w Szwecji, mężczyzna może narazić się na zarzut dyskryminacji, „gdyż w ten sposób uznaje kobietę za słabszą, a więc nierówną sobie”. Z kolei w Polsce mężczyzna siedząc w tramwaju obok stojącej kobiety albo przechodząc przed kobietą w drzwiach, uznany zostanie za gbura, nieszanującego kobiecości. Z drugiej strony w krajach tak słynących z działań antydyskryminacyjnych, jak właśnie kraje skandynawskie, Wielka Brytania czy Francja, nie protestuje się przeciwko tradycyjnej marginalizacji roli kobiety w żyjących tam środowiskach muzułmańskich, uznając, że byłaby to ingerencja w ich kulturę macierzystą. Przy czym pod hasłem „marginalizacja” nie kryje się już subtelność przepychanek o miejsce w tramwajach, ale niekiedy zwykła przemoc rodzinna. Wielu mężczyzn nie wie więc, jak zachować się tego dnia, czy nadal obdarowywać kobietę goździkami, czy raczej zignorować jego obchody. Warto się jednak zastanowić, w nieco żartobliwym tonie, czy to mężczyźni nie są dyskryminowani: w Polsce na 100 mężczyzn przypada, aż 106 kobiet, a zatem jest ich więcej. Poza tym „słaba płeć” wcale chyba nie jest aż tak słaba, skoro przetrwała tyle wieków „prześladowań”, a do tego wywalczyła sobie własne święto, podczas gdy mężczyznom – mimo kilku prób - się to nie udało.

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama