W Kościele katolickim zdecydowanie wierzymy, że Bóg jest Miłością. Toteż w różnych sytuacjach, kiedy nas (lub kogokolwiek) spotyka jakieś przekraczające nas zło, jedno wiemy na pewno: że nie wyrwało się ono spod rządów Bożej Opatrzności. Zatem choćby nie wiem jakie zło nas spotkało, starajmy się trwać w postawie „Jezu, ufam Tobie!” – pisze o. Jacek Salij OP.
My, chrześcijanie, zdecydowanie nie wierzymy w istnienie zła osobowego. Wierzymy bowiem w wszechmogącego Boga, który jest Stwórcą wszystkiego, co istnieje. Wszystko zaś, co Bóg stworzył, jest dobre. Dlatego w świecie przez Niego stworzonym w ogóle nie ma miejsca na osobowe zło.
Szatan, oczywiście, jest osobą. Ale nie jest on ani uosobieniem zła, ani osobowym złem. Również teraz, po swoim buncie, kiedy nienawidzi on Boga i chciałby niszczyć Jego przyjaciół, szatan nie przestał być Bożym stworzeniem. Św. Tomasz z Akwinu twierdził w związku z tym coś, co może nas zaskoczyć: Skoro szatan został stworzony jako dobry, to nawet zostając nienawistnikiem Boga, nie jest on w stanie nie chcieć dobra.
Jego diabelskość polega na tym, że on chce dobra w sposób skrajnie przewrotny, najkoszmarniej wypaczony. Dobrem dla niego jest niszczyć i degradować miłość, burzyć i dewastować Boże zamysły stwórcze.
Jeśli zapomnimy o tym, że wieczność Boga to coś niewyobrażalnie więcej niż to, że Bóg istnieje od zawsze, wówczas zaleje nas mnóstwo bardzo poważnych pytań i zastrzeżeń:
„Przecież wszechmogący Bóg mógłby w ogóle nie dopuścić do pojawienia się zła! Z całą pewnością nie jest tak, że niewierność stworzeń, odrzucenie Boskiego wezwania do miłości było dla Pana Boga niespodzianką. On na pewno przewidział bunt aniołów! Dlaczego więc Lucyfera i jego naśladowców w ogóle stworzył, skoro ich bunt przewidział? Przecież gdyby ich nie stworzył, to zło w ogóle nie pojawiłoby się i świat pozostałby krystalicznie dobry!”
Czy kogokolwiek z nas, kto poważnie zastanawiał się nad tajemnicą zła, takie pytania nie dopadały? Są to pytania bardzo logiczne, ale one nie odnoszą się przecież do Boga prawdziwego. Wieczność prawdziwego Boga jest przecież ponadczasowa, ponad przeszłością i przyszłością. Natomiast nasze wyobrażenia o tym, że Bóg przewiduje przyszłe wybory swoich stworzeń, są całe zanurzone w czasie, toteż wprowadzają tylko zamęt w nasze o Nim myślenie.
Mówiąc krótko: To, dlaczego Bóg dopuścił zło w stworzonym przez siebie świecie, który miał i mógł być cały dobry, jest przekraczającą nasz umysł tajemnicą. Otóż pierwszą rzeczą, kiedy stajemy wobec jakiejś Bożej tajemnicy, jest przypomnieć sobie, że Pan Bóg naprawdę jest Miłością i tylko w tej perspektywie możemy coś z Bożych tajemnic zrozumieć.
Również pytając o tajemnicę zła, należy wyjść od tej prawdy, że Bóg jest Miłością. I tylko dlatego, że jest Miłością, postanowił stworzyć osoby, byty stworzone na Jego obraz i podobieństwo, a zatem podobnie jak On zdolne do miłości. Jeśli zaś do miłości, to i do wolności. Bo niemożliwa jest miłość zaprogramowana. Naprawdę kocha tylko ten, kto chce kochać. Miłość trzeba wybrać. A zatem stworzenie uzdolnione przez Boga do miłości, może jej nie wybrać albo wybrać niezgodnie z prawdą miłości. Zło jest owocem takiego fałszywego wyboru.
Tak właśnie od wieków wyjaśnia teologia katolicka: Początkiem zła jest wolna wola stworzeń rozumnych. Sam Pan Jezus potwierdził nasze domysły, że to „z serca ludzkiego pochodzą złe myśli, nierząd, kradzieże, zabójstwa, cudzołóstwa, chciwość, przewrotność, podstęp, wyuzdanie, zazdrość, obelgi, pycha, głupota” (Mk 7,21-22). A wszystko to bierze się stąd, że kto jest wezwany do miłości, może też miłość odrzucić, czyli może wybrać zło.
Kiedy spotyka nas jakieś zło, zwłaszcza duże zło, lubimy z tego powodu oskarżać Pana Boga, i to nawet wówczas, kiedy sami je nieopatrznie na siebie ściągnęliśmy, a tym bardziej jeżeli przyszło ono na nas wskutek zaniedbania lub złej woli innych ludzi.
„Skoro Bóg jest wszechmocny, to przecież mógł do tego nie dopuścić! Gdyby nas naprawdę kochał, to by nam tak strasznego zła oszczędził!”
Zwątpienie w Bożą wszechmoc lub w Bożą miłość to stosunkowo częsta reakcja na dotykające nas zło, które wydaje nam się zbyt trudne do udźwignięcia.
Pokusy buntu przeciwko Bogu ogarniają nas szczególnie mocno wówczas, kiedy spada na nas (czy w ogóle na jakichś ludzi) zło, wobec którego czujemy się bezsilni, a które wydaje się nam przez nikogo niezawinione – takie jak trzęsienia ziemi, zarazy, susze, powodzie czy inne klęski żywiołowe – słowem, klęski, których nawet jeśli częściowo moglibyśmy uniknąć, nie da się od nich uciec całkowicie.
W Kościele katolickim zdecydowanie wierzymy, że Bóg jest Miłością, a zarazem, że naprawdę jest wszechmocny. Toteż w różnych sytuacjach, kiedy nas (lub kogokolwiek) spotyka jakieś przekraczające nas zło, jedno wiemy na pewno: że nie wyrwało się ono spod rządów Bożej Opatrzności. Zatem choćby nie wiem jakie zło nas spotkało, starajmy się trwać w postawie „Jezu, ufam Tobie!”.
Pan Jezus na krzyżu modlił się nawet za swoich morderców, a w miłości Boga trwał niezłomnie również wtedy, kiedy ogarnęło Go poczucie, że Bóg chyba Go opuścił. Właśnie wtedy i właśnie w ten sposób okazało się, że w stworzonym przez dobrego Boga świecie zło wyprawia nieraz straszne rzeczy, ale zwycięża tylko do czasu. Ostatecznie zło przegra, a zwycięstwo należy do miłości.