Do opinii publicznej dociera przekaz, że po wiekach potępienia nagle otwiera się przestrzeń do wymiany myśli, o ile nie wręcz do współpracy. Tymczasem masoneria zawsze okazywała Kościołowi wrogość, usiłując niszczyć przechowywaną w jego depozycie wiary Prawdę Boga objawioną w Chrystusie – pisze felietonista Opoki ks. Robert Skrzypczak.
Ich ojcem jest Lucyfer
Pius IX był pierwszym papieżem, który stwierdził, że prawdziwym architektem masońskiego spisku był diabeł, twórca ciemności i chaosu. Leo Zagami, były mason i były członek Bawarskiego Zakonu Iluminatów, w wywiadzie dla dwóch włoskich dziennikarzy Giacomo Galeazziego i Ferruccio Pinottiego wyjaśniał: „Musimy rozróżnić między podejściem gnostyckim i masońskim, które postrzega Lucyfera jako Prometeusza, czyli nosiciela boskiego światła skradzionego bogom, a klasycznym podejściem chrześcijańskim, które rozpoznaje w nim absolutnego wroga wiary i kusiciela ludzkości, współpracującego z szatanem i całą rzeszą upadłych aniołów wyspecjalizowanych w prowadzeniu naszych dusz ku rozpuście i zatraceniu. Upadłe anioły, według iluminatów z masonerii, są pierwszymi, którzy wprowadzili ludzkość w wiedzę tajemną: sztuki okultystyczne, w tym astrologię, magię i alchemię, jednakże prawda o postaci Lucyfera leży pośrodku, w szarej strefie między dobrem a złem. Myślę, że interesujące jest wskazanie na fakt, że iluminaci wierzą, iż są rządzeni przez linię powstałą ze zmieszania upadłych aniołów z istotami ludzkimi w pradawnych czasach. Owa mniej lub bardziej tajna linia, która bez wątpienia dotarła do naszych czasów wyposażona w szczególną potęgę, aktualnie działa pośród arystokracji i w domach królewskich całego świata, w środowiskach, które, jak wiemy, zawsze promowały ideę mitycznych genealogii” (podaję za: G. Galeazzi, F. Pinotti, Vaticano massone. Logge, denaro, e poteri occulti: il lato segreto della Chiesa di papa Francesco, Piemme, Milano 2013, s. 313-315).
Zagami uważa, że te wczesne inicjacyjne grono masonów wykroczyło poza swoje granice: „Niestety, wielu z tych pseudo-iluminatów, wierzących w to, że są półbogami, uważa, że wynieśli swoją duchową istotę ponad kategorie dobra i zła, dlatego dzisiejsza masoneria jest w upadku i znajduje się w rękach anty-wtajemniczonych i satanistów, a także grup różokrzyżowców”.
Czy istnieje zatem coś takiego, jak „dobra” masoneria? „Bóg istnieje tylko dla regularnej masonerii – wyjaśnia Zagami – a nie dla tej nieregularnej, która doprowadziła do francusko-angielskiego rozłamu w 1877 roku. Do tej schizmy dążył Wielki Wschód Francji w celu promowania nadejścia epoki ateizmu w loży. Ona dziś wydaje się mieć wpływ nawet na pewne kręgi masonerii angielskiej, coraz bardziej tolerancyjnej wobec ateizmu. Dlatego nie cała masoneria myśli w ten sam sposób. Judaizm, który wywarł silny wpływ na masonerię, z pewnością nie popiera ani chrześcijaństwa ani wiary w Wielkiego Architekta, chyba że z racji oportunizmu. Często dochodzi do tego punktu, że promuje ateizm wśród nie-Żydów, których uważa za «gojów» (czyli ludzkie bydło). Krótko mówiąc, komunizm – początkowo eksperymentalnie praktykowany przez jezuitów w Ameryce Południowej, następnie przyjęty w pewnych środowiskach judaizmu – narodził się w dużej mierze dzięki bawarskim iluminatom, a następnie masonom z Wielkiego Wschodu Francji, instytucjom wykorzystywanym do ekspansji ateizmu”.
Według Zagamiego, począwszy od 1958 r., czyli od śmierci papieża Piusa XII, w Watykanie miał miejsce prawdziwy masoński zamach stanu, którego ofiarą padł przede wszystkim kardynał Giuseppe Siri. Według krążących legend musiał on zrzec się dokonanego przez kardynałów wyboru na Tron Piotrowy, w wyniku czego z konklawe wyszedł uprzedni dyplomata i patriarcha Wenecji Giuseppe Roncalli jako papież Jan XXIII,. Zagami upiera się przy twierdzeniu, że Roncalli należał do ruchu różokrzyżowców. Celem takiego manewru miało być przejęcie kontroli nad przebiegiem Soboru Watykańskiego II i próba przekształcenia wiary katolickiej w religię ekumeniczną i prożydowską, a następnie narzucenie własnego zarządu nad Bankiem Watykańskim IOR, najpierw przez tradycyjną masonerię, a następnie przez tak zwaną „białą” masonerię, stworzoną specjalnie w tym celu, czyli prałaturę Opus Dei.
Jak podchodzić do tego typu sensacyjnych i na pierwszy rzut oka niepokojących stwierdzeń? Nikt nie wątpi chyba, że poruszamy się po śliskim i skrajnie niepewnym gruncie. Pytanie jednak, jaką wartość należy nadać rewelacjom Leo Zagamiego. Kiedy mason postanawia opuścić lożę i odtąd w artykułach, książkach lub wywiadach zaczyna opowiadać o tym, co widział i słyszał, gdy był jej członkiem, istnieje wiele dobrych powodów, by odnosić się z najwyższą ostrożnością do wszystkiego, co mówi. Masoneria, we wszystkich swoich formach i strukturach, regularnych i nieregularnych, jest wciąż tajnym stowarzyszeniem. Nie wchodzi się do niego z ciekawości czy turystyki. Nie wyjdziesz zeń także bezkarnie, tym bardziej, jeśli zamierzasz wyjawić jego tajemnice światu zewnętrznemu. Nie chodzi tylko o ochronę doktryn i strategii, lecz przede wszystkim o sytuacje mające związek z ogromnymi pieniędzmi. W przypadku kontaktów masonerii z Kościołem związek ten łączy się z Bankiem Watykańskim. Prałaci w nim pracujący są masonami lub przyjaciółmi masonów. A wiemy, co w niedalekiej przeszłości działo się z tego rodzaju przyjaciółmi. Roberto Calvi został powieszony pod jednym z londyńskich mostów, zaś Michele Sindona otruty strychniną we włoskim więzieniu. Dziennikarz Mino Pecorelli, który wpadł na trop nazwisk kojarzonych z procederem, został zastrzelony na ulicach Rzymu. Ettore Gotti Tedeschi, mianowany przez Benedykta XVI zarządcą wspomnianego banku w celu uporządkowania chaosu w watykańskich finansach, mówił nieraz o cynizmie i pogardzie dla życia niektórych prałatów, przyzwyczajonych bardziej do posługiwania się obrotami pieniężnymi niż brewiarzem czy mszałem.
Toteż, gdy były mason decyduje się na podanie do publicznej wiadomości swoich rewelacji, mogą wchodzić w grę dwa powody: albo nie mówi wszystkiego, co wie, aby chronić siebie i swoją rodzinę, a być może miesza prawdziwe fakty z fantazjami, albo został specjalnie upoważniony do wygłaszania tych sekretów w celu wprowadzenia wszystkich w błąd. W tym przypadku oznaczałoby to, że nie jest on byłym masonem, ale masonem ze specjalną misją przefiltrowania systemu informacyjnego, aby go zanieczyścić i zdezorientować. Tertium non datur est, chyba że jest to niedoszły samobójca.
Trzeba być zatem bardzo ostrożnym w oddzielaniu dobrego ziarna od plew. Szczególnym przypadkiem osób są byli wolnomularze, którzy opuścili masonerię po dogłębnym kryzysie duchowym i z tego powodu przeszli na katolicyzm. Tylko w takim przypadku można okazać większy stopień zaufania temu, co ujawniają, ponieważ mają silną motywację moralną naprawy zła. Ujawniają swe czyny z przeszłości, pomimo narażania się na ewentualny odwet. Sprawa jest jasna: nie wydostaniesz się z tajnego stowarzyszenia, takiego jak masoneria, chyba, że staniesz się nowym człowiekiem za sprawą samego Boga.