Otwierając drzwi zbolałych serc...

Głos w kwestii aborcji


Otwierając drzwi zbolałych serc...

Z Józefem Dudkiewiczem, publicystą i psychologiem, długoletnim prezesem Katolickiego Klubu Dyskusyjnego na Manhattanie, rozmawia Agnieszka Warecka.

„Sumienie obudzone” to nieco szerzej pomyślana recenzja autobiograficznej książki Bernarda Nathansona. Ale przede wszystkim dodatkowy głos w kwestii aborcji. Co skłoniło Pana do zainteresowania się tematem?

Był rok 1996 r. Mieszkałem wtedy w Nowym Jorku. Na Manhattanie, przy 2. Alei i 22. Ulicy, działała największa wówczas na wschodnim wybrzeżu kontynentu klinika aborcyjna. Przechodząc obok, spotykałem ludzi z różańcami w rękach, których od wejścia do gmachu energicznie odgradzała policja. Z czasem sam zacząłem stawać w grupie modlących się w intencji matek chcących zabić swoje poczęte dzieci. W tym czasie ukazała się też książka autorstwa prof. Nathansona, dyrektora tej kliniki. Przetłumaczona na język polski, do czytelników trafiła jako „Ręka Boga”.

I przyjęła formę świadectwa lekarza ateisty, w którym obudziło się sumienie...

W swojej autobiografii Nathanson przyznaje, iż w latach sześćdziesiątych w sposób czynny zaangażował się w zniesienie zakazu przerywania ciąży w Ameryce, co następnie zaowocowało podobnymi ustawami niemal we wszystkich krajach świata. W klinice, której był dyrektorem, dokonywano 120 aborcji dziennie. W ciągu 2 lat przeprowadzono w sumie 60 tys. zabiegów. A dodatkowe 10 tys. nadzorował w innym szpitalu. Już jako człowiek nawrócony wyznał, że czuje się odpowiedzialny za 75 tys. aborcji oraz że w liczbie tej mieści się również zabieg dokonany na jego własnym dziecku.

Przypomnijmy, co spowodowało tak wielką przemianę.

Moralną obojętność wobec problemu przerywania ciąży zmieniło wynalezienie ultrasonografu na początku lat siedemdziesiątych. Postawiony twarzą w twarz z obrazem embrionu w łonie matki, Nathanson przestał wierzyć w aborcję na życzenie. Ale potrzebował jeszcze kilkunastu lat, zanim zapragnął zobaczyć, co dzieje się z dzieckiem po włączeniu maszyny, która wysysa „coś”, co trafia do torebki z gazy jako strzępy tkanek. I dopiero kiedy w 1984 r. w studium montażowym obejrzał sfilmowane łono matki, doznał tak silnego wstrząsu, że postanowił już nigdy więcej nie przeprowadzać zabiegu aborcji. Przekonały go nie względy religijne, ale widok dziecka abortowanego w zaawansowanym okresie ciąży! W Boga uwierzył później. Nawrócony, zaczął pokazywać filmy na zgromadzeniach obrońców życia w całym kraju. „Niemy krzyk”, a po nim drugi obraz „Zaćmienie rozumu” wywołały w świecie prawdziwy ferment...

Szerokim echem odbiła się też wizyta Nathansona w Polsce.

W 1996 r., a więc w czasie, kiedy w Sejmie toczyła się debata nad złagodzeniem ustawy antyaborcyjnej. Profesor wystąpił wówczas między innymi na Konferencji Episkopatu Polski, gdzie tłumaczył obecnym, że zabezpieczenie Polski przed społecznym rozkładem w dużej mierze zależy od biskupów i księży oraz że ingerencja Kościoła w politykę ma uzasadnienie w sytuacji, kiedy dylematy dotykają spraw moralnych. Zaś niepowstrzymanie aborcji da zielone światło eutanazji, zalegalizowanej już wówczas w Holandii, jednym ze stanów Australii i dwóch Ameryki. Dalej wyjaśniał, że lawina tocząca się ku dolinie śmierci skończy na inżynierii genetycznej, tworzącej nowe formy życia, trudne do wyobrażenia, a tym bardziej do przyjęcia dla zwykłego śmiertelnika. Apelował tym samym, by naród, który tak wiele wycierpiał w ostatnich stuleciach, nie kroczył krwawymi śladami Stanów Zjednoczonych.

Śladami, którym poniekąd sam dał początek...

W swojej autobiografii szczegółowo wyjaśnia proces całego przedsięwzięcia. Wystarczyło 2 ludzi i sprzyjające ich usługom media.

Jaka zatem będzie puenta „Sumienia...”?

Wybór formy obszernej recenzji autobiografii Nathansona, pozwolił mi na poruszenie szeregu zagadnień oraz opracowanie ich w osobnych 12 rozdziałach. Ostatnim dotykam sedna sprawy... Przed człowiekiem o wrażliwym sumieniu staje bowiem dziś problem odwrócenia kierunku cywilizacji od śmierci ku życiu. Jest na to jeden sposób! Tak jak matka dopuszcza do śmierci swojego nienarodzonego dziecka, tak też ona tylko będzie w stanie zaważyć na duchowym przeobrażaniu świata. Jan Paweł II wzywał kobiety, by spojrzały na siebie i zobaczyły życie takim, jakim mogłoby ono być. Nie chciał, aby te z nich, które poddały się zabiegowi przerwania ciąży, zostały uwięzione w swojej przeszłości niczym w pułapce. Zdaniem Papieża, właśnie one poprzez odejście od rozpaczy i pogodzenie z tym, co zaszło, żyjąc nadzieją, mogą dostarczyć jednego z najbardziej wymownych argumentów w obronie prawa wszystkich do przyszłości. Po przebytym cierpieniu i duchowym ozdrowieniu powinny stać się świadkami oraz ratunkiem dla innych kobiet - nieświadomych i złudzonych kłamstwem „prawa do własnego ciała”. Ponieważ opowiadać się po stronie życia to stawać w obronie prawdy o pochodzącej od Boga godności i wartości każdej ludzkiej istoty.

A jak przebić się z nadzieją na przyszłość do tych, których życie umarło razem z dziećmi?

Nie ma kobiety, która nie przeżywałaby utraty ciąży. Cierpienie tych spośród nich, które poddały się zabiegowi aborcji, ma szansę stać się pomostem od przeszłości do przyszłego poszanowania życia. Przekroczywszy własny próg nadziei, nabytą ufność mogą one szczepić w serca zniewolone lękiem, napawane kłamstwem, względnie zdecydowane na zabicie swojego poczętego dziecka... Jego utrata może w każdej chwili i u każdej z nich przerodzić się w oddanie życia sprawie nienarodzonych. Tym samym kobieta ma szansę stać się źródłem mądrości i zdrowia dla drugiej. Chwalebne byłoby, gdyby taki ruch ozdrowieńczy zaproponowały Kościołowi w Polsce właśnie kobiety!

Na wzór istniejącego Ruchu Czystych Serc...

...byłby to ruch zranionych serc. Zresztą oba są komplementarne w tej materii. A nam potrzeba takiego ruchu! Potrzeba nam żywych świadectw pozwalających zrozumieć, że aborcja nie jest rozwiązaniem. A najbardziej wiarygodny będzie głos tych, które tej tragedii doświadczyły poniekąd na sobie. Kultura śmierci pozostawiając kobiety po aborcji samym sobie, skazuje je tym samym na ból i depresję. Iluzja „wolnego wyboru” prowadzi je często na manowce. Zaś rozpacz po stracie dziecka tym bardziej domaga się głośnego wyrażenia żalu, a w konsekwencji dążenia do pojednania z Bogiem oraz bliskimi. I to właśnie Kościół, kapłani w łączności z psychoterapeutami, mogą otwierać Chrystusowi drzwi zbolałych serc. Z kolei matki powinny świadczyć o tym, że wartości ludzkiego istnienia nie da się mierzyć w kategoriach kalkulacji ekonomicznych czy politycznych. Kobiecie został bowiem powierzony dar życia, stanowiący podstawę jej moralnej i duchowej siły, a przez nią narodu oraz świata. Jan Paweł II w liście apostolskim „Mulieris dignitatem” pisał, że nasze czasy w sposób szczególny oczekują na objawienie geniuszu kobiety, który zabezpiecza wrażliwość na człowieka w każdej sytuacji dlatego, że jest on... człowiekiem! Ale także dlatego, że największa jest miłość.

I właśnie zrozumienia tego przesłania życzymy Czytelnikom!

Przeczytać książkę do końca to pewien wysiłek. Łatwiej pstryknąć i zobaczyć obraz w oknie TV. Jedynie utrwalony kulturowo odruch daje piszącemu nadzieję, że zadziała on u kogoś jeszcze i jego publikacja znajdzie się w polu uwagi. „Sumienie obudzone” dotyka zagadnienia terroru na skalę niespotykaną dotąd w dziejach ludzkości, bo godzącego w całą współczesną cywilizację. Co wiemy o przeżyciach kobiet po aborcji i ku czemu zmierzamy w tym kołowrocie zbrodni? — to tylko niektóre z poruszonych w książce zagadnień. Im większa świadomość społeczeństwa, tym większe szanse na okiełznanie ogromu zła. Refleksje polecam z nadzieją, że jak długo wybieramy dobro, nie grozi nam zniewolenie.

Dziękuję za rozmowę.

opr. aw/aw



Echo Katolickie
Copyright © by Echo Katolickie

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama