Z niezłomną nadzieją

Opowieść o przebaczeniu


Iwona Zduniak-Urban

Z niezłomną nadzieją

Już jako mała dziewczynka wyobrażała sobie, że wszystko będzie jak z bajki. Dorastając, snuła plany i z głęboką nadzieją w sercu szła przez życie, ufając, że nic ani nikt nie jest w stanie zakłócić jej szczęścia. Bóg chciał jednak inaczej...

„Pamiętaj bracie i siostro, że ten czas to nie tylko okres postu i pokuty, ale przede wszystkim okazja do moralnego odrodzenia i odrzucenia grzechu. To moment, w którym trzeba się zatrzymać na przystanku zwanym Golgotą. Ten postój, dłuższy niż zwykle, ma sprawić, by myśli spróbowały dogonić to, co nieuchwytne. Aby przemyślenia przynajmniej dotknęły tego, czego ogarnąć się nie da. Niemożliwe staje się przecież faktem: Dawca wszelkiego życia umiera na drzewie krzyża. Niech refleksja nad męką, śmiercią i zmartwychwstaniem Zbawiciela już tu, na ziemi, przybliża nas do Niego. By tak się stało, nasze serca muszą być otwarte na cierpiącego Chrystusa i każdego z tych jego najmniejszych. Niech więc nie zabraknie autentycznego żalu za grzechy, a nad tym wszystkim niech króluje radość, nadzieja i miłość, bo bliskie jest Królestwo Boże” - słowa księdza rekolekcjonisty jak dzwony kołatały jeszcze w sercu Marii. W czasie tamtej Eucharystii czuła, jakby nauka kierowana była bezpośrednio do niej. Wiedziała bowiem, że ona i jej mąż mają na sumieniu coś, co nie pozwala im godnie i w pełni cieszyć się z nadchodzących świąt.

Wyrzec się miłości

- Jak to wszystko będzie? Czy dam sobie radę sama, bez rodziców? Czy będę w życiu naprawdę szczęśliwa, czując się jednocześnie odrzuconą przez bliskich? - zastanawiała się Ola. - Nie mogę jednak wybaczyć im tego, że odwrócili się od człowieka, którego kocham. A wszystko dlatego, że widzą w nim tylko kalekę! - rozważała ze łzami w oczach.

Już dwa lata mijały od chwili, w której, zabrawszy swoje rzeczy, wyprowadziła się z domu. - Jak dziś pamiętam dzień, w którym Tomek poprosił mnie o rękę. Szalałam z radości i myślałam, że swoje szczęście dzielić będę z najbliższymi. Niestety, tak bardzo się myliłam... - wspomina.

Poznali się cztery lata temu. Koleżanka cieszyła się, że ich „wyswatała”. - Przy Tomku czuję się naprawdę kochana, mogę być sobą, bez lęku o to, że zostanę wyśmiana lub odrzucona -wyznaje moja rozmówczyni, dodając: - Mój mąż to naprawdę wspaniały człowiek, obdarzony niezwykłym poczuciem humoru i, mimo tego iż w wyniku poważnego wypadku został przykuty do wózka na resztę życia, tryska niezwykłym optymizmem, którym zaraża wszystkich dookoła.

Ola przyznaje, że nie wahała się ani chwili przy podejmowaniu decyzji, czy chce iść przez życie właśnie z Tomkiem. Niestety, jej pewności nie podzielali rodzice. - Kiedyś nie mieli nic przeciwko naszemu związkowi, choć teraz myślę, że po prostu nigdy nie brali go na poważnie. Jednak w momencie, gdy postanowiliśmy sformalizować łączącą nas wieź, gwałtownie zaczęli protestować. Ojciec powiedział, że chcę związać się z człowiekiem bezradnym jak dziecko, którego będę musiała utrzymywać i niańczyć. Zabolało mnie to tym bardziej, że Tomek, dzięki wykształceniu ekonomicznemu, zdobył stałą i dobrze płatną pracę na kierowniczym stanowisku. A pomimo swojej niepełnosprawności jest całkowicie samodzielny. Moja mama, dowiedziawszy się o zaręczynach, dostała ataku histerii, oświadczyła, że na własne życzenie marnuję sobie życie - wspomina. - Nie podejrzewałam rodziców o takie uprzedzenia. Przecież to niesprawiedliwe i nieludzkie. Zawiodłam się. Obiecali zawsze mi pomagać, a teraz, nakazując mi wyrzec się miłości, robią wszystko, bym tylko nie była szczęśliwa...

Tomek niejednokrotnie próbował załagodzić sytuację. W swoim życiu wiele razy doświadczył bowiem krzywdzących ocen, wiele mówiących drwiących uśmiechów czy spojrzeń wyrażających głębokie politowanie. - Wiem, że Ola tęskni za rodzicami, gryzie się z całą tą sytuacją. Spodziewamy się dziecka, ale radość z tego faktu nie jest pełna. Przecież gniew i życie w nienawiści nie prowadzą do niczego dobrego... - tłumaczy.

Moc przebaczenia

Nakrywając do wielkanocnego stołu, Maria ze łzami w oczach wspominała minione lata, kiedy to zasiadali do świątecznego śniadania całą rodziną. Zdawała sobie sprawę z tego, że dziś tak nie będzie. Czas od momentu, w którym widzieli się po raz ostatni, ciągnie się jak cała wieczność. Pokój Oli pozostał pusty, a w domu zapanowała głucha cisza, przerywana jedynie rozmowami jej i męża, choć dyskusje te, niestety, z biegiem czasu i pod naporem rodzinnego konfliktu, też się zmieniły. Poza tym nie ma nic. O tym, jak bardzo brakuje jej codziennego „Cześć Mamuś”, wiedziała tylko ona. I choć w myślach z uporem, jak mantrę, powtarzała, że nie można było postąpić inaczej, to mimo wszystko serce matki, teraz rozerwane na pół, cały czas jest z dzieckiem. - Po co jej taki ciężar? Dlaczego akurat moją córkę musiała spotkać tak trudna i wymagająca poświęceń miłość?! - analizuje. - Chcieliśmy dobrze, a wyszło najgorzej, jak to tylko możliwe... Straciliśmy nasze jedyne dziecko - rozważa, spoglądając przed siebie nieobecnym wzrokiem.

Nagle przed bramą ich domu zatrzymuje się samochód, z którego długo nikt nie wysiada. Maria i Stanisław podchodzą do okna. Drzwi auta otwierają się, a z pojazdu wychyla ich niechciany zięć Tomek oraz córka Ola. Spojrzenia rodziców spotykają się, z oczu płyną słone krople, a na twarzach pojawia się uśmiech nadziei. - Najwyższy czas, by się pojednać... - przyznają zgodnie.

Wychodząc na spotkanie gościom, Maria jest zdania, że życzenia, które za pośrednictwem poczty dostała kilka dni temu od kuzynki z Wrocławia, właśnie się ziszczają. A słowa z wielkanocnej karty, z których płynęły najlepsze życzenia błogosławionej radości, pokoju, ogromu sił i mocy, a zwłaszcza niezłomnej nadziei na każdy dzień w zwycięstwo dobra nad złem, prawdy nad kłamstwem, miłości nad nienawiścią i wszelkim przeciwieństwem, już zawsze przypominać jej będą tę chwilę - moment, w którym ich serca odrodziły się na nowo...

opr. aw/aw



Echo Katolickie
Copyright © by Echo Katolickie

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama