W ramach przygotowań do beatyfikacji Jana Pawła II, czwarty artykuł cyklu pozwalającego zrozumieć fenomen świętości Papieża Polaka
13 maja 1981 r. świat zamarł. Zdjęcie papieża w zakrwawionej sutannie, podtrzymywanego przez ks. Dziwisza w mknącym do kliniki Gemelli papamobile, obiegło błyskawicznie kulę ziemską.
Nie tylko tysiące ludzi zgromadzonych na Placu św. Piotra, ale cały świat stawiał sobie pytanie: dlaczego? Ruszył szturm modlitwy na niebo. Zapełniły się katedry biskupie i świątynie parafialne. Razem z katolikami modlili się prawosławni, protestanci, żydzi i wyznawcy Mahometa. Prośba milionów zastała wysłuchana. „Czyjaś ręka strzelała, ale inna Ręka prowadziła kulę” - powiedział potem Jan Paweł II.
Już cztery dni po zamachu padły słowa, które po raz kolejny wstrząsnęły światem. „Wiem, że w tych dniach, specjalnie w godzinie modlitwy „Regina coeli”, jesteście zjednoczeni ze mną. Ze wzruszeniem dziękuję wam za modlitwy i wszystkich was błogosławię. Jestem szczególnie bliski dwóm osobom, zranionym wraz ze mną, oraz modlę się za brata, który mnie zranił, a któremu szczerze przebaczyłem”. Dopełnieniem słów było późniejsze spotkanie z niedoszłym zabójcą w rzymskim więzieniu. Głowa przy głowie, pochylone postacie, rozmowa z dala od kamer i fleszy... Nigdy się nie dowiemy, o czym rozmawiali ci dwaj, z których jeden, wedle wszelkich zasad prawdopodobieństwa, miał nie żyć. Po raz kolejny, choć już w diametralnie innym kontekście, powróciło pytanie: dlaczego?
21 października 1981 r., podczas audiencji generalnej, Jan Paweł II powrócił do wspomnianego wyżej wydarzenia. „Przebaczenie. Chrystus nauczył nas przebaczać. Wielokrotnie i na różne sposoby mówił o przebaczeniu [...] Przebaczenie jest słowem, które wypowiadają usta człowieka pokrzywdzonego. Bardziej jeszcze jest słowem serca ludzkiego. W tym słowie serca każdy z nas usiłuje przekroczyć granicę nieprzyjaźni, jaka może oddzielić go od drugiego. Przebaczenie jest łaską, o której trzeba myśleć z głęboką pokorą i wdzięcznością. Jest ona tajemnicą serca ludzkiego, o której trudno mówić za wiele”.
Następna ciężka próba nadeszła 20 lat później. Świat otrzymał kolejną lekcję świętości - może najważniejszą z wszystkich, które do tej pory papież przeprowadził. Wykraczającą poza słowa, deklaracje. Długą i bolesną. Jan Paweł II zaczął własnym życiem pisać „encyklikę cierpienia”.
Do końca swoich dni zapamiętam ostatnie błogosławieństwo „Urbi et orbi”, jakiego Papież Polak miał udzielić w pamiętną Niedzielę Palmową 2005 r. Zabrakło sił. Słowa zamarły w gardle. Grymas nieopisanego bólu, jaki wtedy zarysował się na twarzy Ojca Świętego, był z jednej strony wyrazem niemocy, bezsilności; z drugiej - znakiem zawierzenia wszystkiego Bogu. Stanął przed nami słaby, schorowany człowiek, mocny jednak siłą wiary i miłości. Trudno nam to do końca pojąć. Jan Paweł II wiedział, że taka lekcja też jest potrzebna światu. Nie zdezerterował, nie ukrył się przed obiektywami kamer. Był do końca.
Lekarze opowiadają, że ostatnie miesiące życia papieża można porównać do sytuacji, jak gdyby ktoś bez przerwy, w dzień i noc, musiał nosić ciężki pancerz, krępujący ruchy, tłumiący oddech, powalający cierpieniem. A wewnątrz niego uwięziony był umysł - ciągle jeszcze świeży, świadom niemocy - słowa wyrywające się z serca, ale więdnące w krtani. Jak wielkie to musiało być cierpienie? I jak wielka pokora?...
Do tej ostatniej - najtrudniejszej lekcji Jan Paweł II przygotowywał się długo. Spotykał się z chorymi, stanął w Lourdes jako jeden z nich - potrzebujący pokrzepienia i nadziei. „Cierpienie jest tajemnicą szczególnie nieprzeniknioną i dlatego jakże często trudną do zrozumienia, do przyjęcia przez człowieka - mówił podczas audiencji generalnej 6 czerwca 1991 r. - Człowiek dotknięty chorobą często pyta sam siebie: <<Dlaczego ja muszę znosić ból?>> i prawie natychmiast stawia sobie inne pytanie: <<Po co, jaki jest sens cierpienia, które mnie dotknęło? >> [...] Cierpienie nie jest karą za grzechy ani odpowiedzią Boga na zło człowieka. Można je zrozumieć tylko i wyłącznie w świetle Bożej miłości, która jest ostatecznym sensem wszystkiego, co na tym świecie istnieje [...] Odpowiedzi na pytanie o sens cierpienia udzielił człowiekowi Bóg w Krzyżu Jezusa Chrystusa. Nasze cierpienia nabierają znaczenia i wartości, gdy są zjednoczone z Jego cierpieniem”.
Swoim świadectwem życia Jan Paweł II pokazał, że wierzy w to, co mówi.
KS. PAWEŁ SIEDLANOWSKI
Echo Katolickie 10/2011
Czas zatacza coraz szersze kręgi. W sensie fizycznym sylwetka Jana Pawła II, bielejąca na Placu św. Piotra, odchodzi w przeszłość z każdym dniem. Sześć lat bez człowieka, który dla każdego był kimś. Dla wiernych - duchowym przewodnikiem; dla polityków - charyzmatycznym przywódcą; dla duchownych - wzorem kapłaństwa; dla zlaicyzowanego zachodu - nieustępliwym obrońcą trwałych wartości.
Obowiązkiem każdego z nas jest duchowe przygotowanie się do uroczystości beatyfikacji Jana Pawła II. Nie chodzi tylko o skrupulatne śledzenie relacji telewizyjnej z Placu św. Piotra - bierny odbiór przekazu nieróżniący się niczym od zachowania widowni w teatrze.
Żyjemy w czasach deprecjacji słowa. Słowa, które pochodzi od Boga. Jan Paweł II był rycerzem i orędownikiem słowa, używał go jako narzędzie do realizacji duchowych celów. Nic innego nie pozostaje po człowieku poza słowem, które napisał lub wypowiedział. Encykliki, adhortacje, listy apostolskie, poezje, rozważania - papież żyje w słowie i poprzez słowo. Pytanie tylko, czy jesteśmy na nie otwarci?
Wyniesienie na ołtarze Sługi Bożego Jana Pawła II ma o tyle dla każdego z nas sens, o ile odbędzie się ono w zaciszu własnej duszy, w zakamarku jaźni, czyli tam, gdzie jest miejsce na kontemplację. Refleksje staną się impulsem do postawienia sobie fundamentalnych pytań: kim był dla mnie Jan Paweł II? Czy wkładam wystarczająco dużo wysiłku w celu poznania choć odrobiny jego spuścizny? Jakie miał dla mnie przesłanie? Czy jestem gotowy je przyjąć?...
Z gazet nie dowiemy się, jaki sens kryje wydarzenie beatyfikacji Jana Pawła II. Media przedstawiają obraz powierzchowny, zabraknie w nich miejsca na najważniejszy element beatyfikacji: na jego świętość. Ukażą formę, natomiast to my, katolicy - świadkowie beatyfikacji - musimy tę formę wypełnić treścią.
Łatwiej jest zrozumieć wielkość Jana Pawła II niż jego świętość. Świętość otwiera drzwi do świata pozaziemskiego. Na tę prawdę absolutną należy się najpierw otworzyć, aby ją potem zrozumieć.
JACEK CHOROMAŃSKI
Umiłowany Sługa Boży - Papież Polak był przekonującym świadkiem życia w pełni chrześcijańskiego, ale nade wszystko - świadkiem modlitwy.
Autor słowa wstępnego do „Modlitewnika za wstawiennictwem Jana Pawła II” - abp Kazimierz Nycz zaznacza, że niezasłużenie dane mu było stać się uczestnikiem modlitwy papieża: najpierw w Krakowie i potem, kiedy Karol Wojtyła osiadł na Stolicy Piotrowej. Polecając zbiór modlitw, opracowany przez kapłana diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej, metropolita warszawski wyraża nadzieję, że posłuży on wiernym w duchowym przygotowaniu do beatyfikacji, a następnie stanie się przewodnikiem po drogach zawierzenia, gdy będziemy już modlić się do Boga przez wstawiennictwo Jana Pawła II.
opr. ab/ab