W okolicach Triduum Paschalnego wyroiły się w internecie głosy, że ludzie odchodzą od Kościoła...
Minął już czas bezpośredniego przeżywania tajemnicy Zmartwychwstania Pańskiego. Za nami również uroczystości beatyfikacyjne bł. Jana Pawła II. Można więc trochę na zimno skomentować parę wydarzeń jakie miały miejsce w czasie świąt.
A właściwie to może jedno. Otóż w okolicach Triduum Paschalnego ponownie wyroiły się w internecie głosy, że ludzie odchodzą od Kościoła. Odchodzą, a właściwie przestają chodzić do świątyń. „Powszechność i ogrom” owych obwieszczeń, szczególnie znajdujących swoje odzwierciedlenie w internetowych wpisach, może być zastanawiająca. Zaiste jednak najciekawszym były powody rezygnacji z uczęszczania na nabożeństwa. Otóż ni mniej ni więcej, tylko wierzący „obrazili się” na kilka wystrojów Grobu Pańskiego. A mianowicie na umieszczenie w nich elementów nawiązujących do tragedii smoleńskiej. Można by skwitować to prostym stwierdzeniem, że to kwestia gustu. Lecz nie wydaje mi się, aby taka konkluzja była prawdziwa. Wbrew pozorom dotyka to naszego chrześcijaństwa.
Elementy ważnych wydarzeń miały od zawsze swoje miejsce w wystrojach ołtarzy i to nie tylko w czasie świąt. Odniesienie do aktualnych wydarzeń jest w pewnym stopniu wskazaniem na realizowanie się działa Jezusa także i w dzisiejszych czasach. Nie dla wszystkich mogą one być zrozumiałe. Pamiętam, jak wielką próbą dla jednego z moich kolegów księży, pracującego w Bawarii, było spokojne przeżycie uroczystej Mszy św. związanej ze świętem weteranów wojennych. Postawiona przed ołtarzem makieta przedstawiała bowiem trzy brzozowe krzyże ozdobione niemieckimi hełmami, co dla Polaka nie było zachętą do wdzięczności Bogu, ile raczej smutnym wspomnieniem dni okupacji. Problem jednak jest o wiele głębszy, nie tylko dotyczący sfery psychologicznego przeżywania. Otóż chęć wyrugowania tego, co dzisiejsze, ze sfery sacrum oznacza chęć mitologizacji wiary lub sprowadzenia jej do wymiaru czysto symbolicznego. Jeśli bowiem w wystroju chociażby Grobu Pańskiego pominąć to, co jest naszą codziennością, to wówczas pozostaje li tylko wspomnienie przeszłości. Papierowe makietki pieczary z Jerozolimy są może i ckliwe, jednakże zamykają dzieło zbawienia w przeszłości. Spychają ją w dziedzinę wręcz mitologiczną. Są ilustracją z historycznej książki, która może i pokazuje, co działo się w przeszłości, lecz w ogóle nie odnosi się do dnia dzisiejszego. Zbawienie staje wówczas dziełem zamierzchłym, nieprzystającym do naszych czasów, lub tylko mirażem tego, co będzie działo się (może) na końcu czasów. Bóg staje się albo reliktem przeszłości, albo ideą pozostawioną na bliżej nieokreślone „kiedyś”. Jeśli jednak wzbraniamy się przed taką konstatacją, to wówczas pozostaje nam tylko świat doraźnych symboli, mających pokazywać „wspólne wszystkim wartości”. Problem jednakże w tym, że Jezus nie jest „wspólną wartością”, ponieważ wielu jest przeciwko Niemu, także i dzisiaj. Co więcej, symbolizm łatwo interpretować na rozliczne sposoby, zatem i to, co stało się w dziejach świata dzięki Jezusowi, może stać się tematem dowolnych skojarzeń. Być może wieloznaczność symboli pozwala każdemu odnaleźć się w Kościele, ale niestety sprawia, iż tracimy prawdę na rzecz mniemań. Dlatego wkraczanie teraźniejszości w świątynne dekoracje jest sposobem ukazania, iż zbawienie dzieje się także i dzisiaj.
Wśród komentarzy do powyższych wystrojów świątyń jak mantra powtarzane było napominanie duchownych, że w ten sposób burzą jedność. To jest kolejny mit. Każdy, kto pamięta chociażby szopkę zbudowaną w kościele św. Stanisława Kostki na Żoliborzu w roku męczeńskiej śmierci bł. ks. Jerzego Popiełuszki, to wie, że trudno było wówczas powiedzieć, że nie ma tam jawnego oskarżenia przynajmniej części społeczeństwa o jego śmierć. Owszem, Chrystus przyszedł na świat, aby zjednoczyć rozproszone dzieci Boże w jedno, ale nie za wszelką cenę. Ceną, której nawet Syn Boży nie zapłacił za mityczną jedność, była prawda. Św. Paweł wyraźnie powiedział do Żydów w Antiochii Pizydyjskiej, iż zwraca się do pogan z orędziem Dobrej Nowiny, ponieważ wyznawcy judaizmu odrzucają to, co jest nauczaniem Ewangelii. Więc o budowaniu jedności jakoś w tym przypadku trzeba zapomnieć. Nie chcę przez to powiedzieć, że katastrofa smoleńska była wprost włączona w dzieło zbawienia. To byłoby nadużyciem. Gdyby jednak chcieć budować jedność tak, jak jesteśmy do tego napominani, to wówczas, wobec różnicy zdań, należałoby w ogóle przestać o niej mówić. Przenosząc ten schemat na wszelkie dyskutowane w społeczności naszej sprawy, należałoby zawiesić sąd nad wszystkim. Tylko czy to jest możliwe nie tylko z praktycznego, ale przede wszystkim z logicznego punktu widzenia? A że ktoś może to wykorzystać politycznie... Cóż, jedni wykorzystują religię, a inni ateizm, jak na przykład robi to Janusz Palikot, skądinąd znany ze swojej serdecznej przyjaźni z kilkoma hierarchami Kościoła.
Nie jestem zwolennikiem zbytniego szokowania wierzących wystrojami wnętrz kościelnych. Jednakże nie można zaprzeczyć, iż dzieło Jezusa Chrystusa jest ponadczasowe nie tylko w tym znaczeniu, że stanowi punkt odniesienia dla ludzi w każdym czasie i w każdym miejscu. Jego ponadczasowość tkwi przede wszystkim w tym, że dokonuje się na przekór upływowi czasu. Dlatego właściwym chrześcijaństwu nie jest bajanie o przeszłości czy też łzawe wspominanie przeszłości, lecz tkwienie z mocą w tym, co dzisiaj się dokonuje i przyjmowanie dzieła Chrystusa tu i teraz. Jakkolwiek dekoracje świąteczne mogą stanowić dla naszej wrażliwości wyzwanie, to jednak umieszczanie w nich tego, czym żyją ludzie w dzisiejszym czasie, jest formą, choć niedoskonałą, wskazania na potrzebę przeżywania chrześcijaństwa tu i teraz. Jestem chrześcijaninem jako mieszkaniec Siedlec, jako Polak, jako ksiądz, jako pracownik tego czy innego zakładu. Moje chrześcijaństwo nie może od tego abstrahować. Inaczej zaczynamy sami tworzyć wyznaniowe getto. Bo to nie zaczyna się od działań naszych przeciwników, ale ma źródło w naszej mentalności.
ks. Jacek Wł. Świątek
Echo Katolickie 19/2011
opr. ab/ab