Rekolekcje - ale jakie? Czy można je odbyć przez telewizję, radio lub internet? Jak wyglądają rekolekcje oczami...rekolekcjonisty?
Często słyszymy, że katolik powinien brać udział w rekolekcjach dwa razy w roku. Skąd się wzięła taka praktyka i dlaczego jest ona ciągle aktualna?
Nie znam żadnego przepisu, mówiącego o tym, iż wierni są zobowiązani do udziału w rekolekcjach. Jest to tzw. praktyka pobożnościowa. Winniśmy ją utożsamiać raczej z zaproszeniem i tworzeniem okazji do pogłębienia życia religijnego, a nie z jakimś obowiązkiem. Trudno mi powiedzieć, od kiedy trwa taka praktyka. Wiem, że w niektórych diecezjach bardziej powszechne są rekolekcje wielkopostne niż adwentowe. Wydaje mi się, że sam zwyczaj wprowadzania rekolekcji wynika z potrzeby duchowego przygotowania się do przeżywanych tajemnic związanych z Bożym Narodzeniem i Zmartwychwstaniem Pańskim. Z pewnością jest to dobra okazja nie tylko do wzmożonej modlitwy i wsłuchania się w słowo Boże. To także możliwość przygotowania się - poprzez rachunek sumienia - do spowiedzi, która wprowadza nas w stan przyjaźni z Panem Bogiem.
Jak dobrze skorzystać z rekolekcji? Co zrobić, by były owocne?
Podczas rekolekcji często powtarzam, że nie można ich ograniczać tylko do trzech nauk. Aby dobrze przeżyć rekolekcje trzeba zarezerwować na nie czas, ponieważ nie wiemy, w jaki sposób Pan Bóg zechce do nas przemówić. Nie możemy Mu przecież powiedzieć: „Boże, dziś jestem wolny od 13.00 do 14.00. Przyjdź, bo właśnie wtedy będę na Ciebie czekać”. Zawsze tłumaczę to na przykładzie proroka Eliasza, który myślał, że potężny Bóg przybywa w wichurze lub trzęsieniu ziemi. Nie wiedział, że Pan przychodzi niespodziewanie, w lekkim powiewie. Rekolekcje oznaczają nie tylko pójście do kościoła; one trwają wszędzie tam, gdzie jesteśmy, a wiec w rodzinie, w sąsiedztwie i w zakładzie pracy. Mam taki zwyczaj, iż we wspólnotach, do których trafiam proszę o wyłączenie telewizora. Zalecam, by nie korzystać z niego przez wszystkie trzy dni rekolekcji. Dzisiaj ciągle tłumaczymy, że nie mamy czasu na obecność i rozmowy w domu, na budowanie rodzinnych i sąsiedzkich relacji oraz na rozmowy z dziećmi. Powtarzamy, że nie mamy kiedy modlić się i solidnie przygotować do spowiedzi. Okres Wielkiego Postu i rekolekcje są dobrym momentem na wyłączenie telewizora. Dopiero wtedy zobaczymy, jak wiele czasu ucieka nam między palcami. Wiem, że taka praktyka jest bardzo trudna i wymagająca. Dobrze się dzieje, jeśli zdecyduje się na nią chociaż 10% rekolektantów. Wyłączenie telewizora pokazuje, że nasze tłumaczenia związane z brakiem czasu to tylko zwykłe narzekanie. Rekolekcje to jednak nie tylko słuchanie słowa Bożego. Ojciec z różańcem w ręku czy widok rodziców, którzy spokojnie rozmawiają ze sobą przy herbacie może być najpiękniejszą katechezą dla dzieci. Lepszą niż niejedno rekolekcyjne kazanie.
Bardzo często słyszy się, że rekolekcje mają pomóc w przemianie życia lub podjęciu jakichś ważnych decyzji, ale to wszystko nie jest takie proste. Jak ludzie reagują na propozycje, o których mówi Ksiądz z ambony?
O wyłączenie telewizora proszę w sposób troszkę humorystyczny i przy okazji mówię o braku dobrych relacji w rodzinie. Na wielu twarzach widzę wtedy wielkie niedowierzanie. Ludzie dziwią się, że wyłączenie komputera lub telewizora jest w ogóle możliwe. Media tak bardzo wpisały się w nasze codzienne życie, iż nawet nie przychodzi nam go głowy, że można bez nich wytrzymać kilka dni. Łatwiej jest uciec w iluzję i wzruszać się na „M jak miłość”, niż tę miłość budować w swoim środowisku. Prościej jest odreagować pewne rzeczy przy telewizorze, niż wziąć się za swoją rodzinę i za właściwe w niej relacje. Wydaje się, że nawrócenie przyjdzie przez rodzinę. To jest jakiś znak czasu. Na tym powinien się skupiać także cały nasz wysiłek duszpasterski. Kościół ze swoją katechezą dopełnia wychowania religijnego w rodzinie. To jest jak najbardziej słuszny kierunek. Nasze katechezy i homilie niewiele zmienią, jeżeli w domu nie będzie czasu na budowanie relacji. Pierwszym obrazem Boga dla dziecka zawsze pozostanie rodzic. My, kapłani, tylko możemy dopełniać tę formację.
Podczas pełnienia swojej posługi wygłosił Ksiądz wiele kazań i konferencji. Czy w dzisiejszych czasach ludzie chcą jeszcze słuchać o Jezusie, wierze i nauce Kościoła?
My, rekolekcjoniści i kaznodzieje spotykamy tych, którzy chcą przyjść na rekolekcje. Trudno powiedzieć, jak zmienia się liczba osób uczestniczących w naukach. Mamy dziś do czynienia z wieloma procesami migracyjnymi. Dużo osób pracuje do wieczora. Godziny mszy też nie zawsze są trafione. Dopiero w niedzielę, kiedy zazwyczaj kończą się rekolekcje, do kościoła przychodzi najwięcej osób. Ciągle są kolejki przy konfesjonałach. Można się wtedy przekonać, ile osób nie było w pierwszym i drugim dniu rekolekcji. Trzeba też pamiętać o tych, których nie było wcale, a którzy mogli przyjść. Jako katecheta obserwuję frekwencję na rekolekcjach szkolnych. Na obecność uczniów można liczyć dopóki spotkania organizowane są w szkole i kiedy sprawdzana jest obecność. Wystarczy jednak przygotować rekolekcje w nieodległym kościele, a z całej grupy pozostanie tylko jedna trzecia. Wiele ludzi przeżywa post jak każdy, zwykły czas; bez głębszego zastanowienia, spowiedzi świętej i wymiaru pokutnego. Niestety, jest to coraz powszechniejsze zjawisko.
Czego oczekuje się obecnie od rekolekcjonistów? Z jakim nastawieniem przychodzą ludzie na rekolekcje? O czym chcą usłyszeć?
Rekolekcjonista znajduje się w dobrej pozycji, ponieważ tak naprawdę z ambony może powiedzieć wszystko, a to dlatego, iż w parafii jest gościem. Można wtedy poruszać tematy, których nie dotyka się w niedzielę. Tym, co głoszę jest przede wszystkim słowo Boże, które nie podlega żadnym ankietom czy testom na lubienie bądź nielubienie. Forma rekolekcji musi być dopracowana. Ze swego doświadczenia wiem, że słowo powinno być bliskie człowiekowi i jego życiu. Jeśli używamy przykładów, winny być one życiowe. Nie mogą być jakieś wymyślone czy nierealne. Mówiąc do współczesnego człowieka trzeba nawiązywać do jego „tu i teraz”. Rekolekcje są czasem uprzywilejowanym, gdzie dłuższe kazanie nie powinno być problemem. Rekolekcjonistę obowiązuje jeden warunek. Mój wychowawca ks. Marian Daniluk powtarzał, że zawsze trzeba mówić z serca do serca. Kaznodzieja musi żyć, albo przynajmniej wprowadzać w swoje życie to, o czym mówi ludziom. Głoszone słowa należy zaświadczać swoim życiem. Inaczej słucha się świadka mierzącego się z kwestiami, o których mówi słuchaczom, a inaczej tego, kto ma opracowany (i to nie zawsze przez siebie) tekst przemówienia. Rekolekcjonista ma mandat mówienia wszystkiego i o wszystkim, oczywiście w kontekście słowa Bożego. Tego oczekują ludzie.
Jak wygląda przewodniczenie rekolekcjom od strony samego prowadzącego? Styka się Ksiądz z różnymi ludźmi. Jakie uczucia towarzyszą podczas takich spotkań?
Każde spotkanie jest inne. Podczas rekolekcji parafialnych w Rembertowie zwrócono mi uwagę, że dobrze by było, gdyby rekolekcjonista przeznaczył trochę czasu na indywidualne rozmowy z ludźmi. Bywa, że poruszane przez niego kwestie dotykają serc i wymagają głębszego omówienia. W czasie rekolekcji w Chicago, które głosiłem dla polonii, pomiędzy jednymi a drugimi naukami były chwile na osobiste rozmowy. Przyznam, że odbyłem ich sporo. U nas taka praktyka z wielu względów jest jeszcze mało rozpowszechniona. Bywa, że echo słowa po rekolekcjach dociera do mnie w mailach, czy podczas późniejszych spotkań. Dobrze by było, gdyby takie sygnały dochodziły bezpośrednio. Wiedzielibyśmy wtedy, jak w ludziach pracuje słowo, które zostało zasiane podczas rekolekcji. Od razu widzę, jeśli ktoś słucha nauk. Dostrzegam to po oczach i reakcji, widzę, czy dana osoba nadąża za tokiem mówienia. To, co zostaje w głowie i w sercu jest tajemnicą. Wiem również, że o treściach, które padły podczas rekolekcji dyskutuje się w rodzinach. Dzięki temu rzucone słowo ma swoją kontynuację i to jest bardzo dobre.
A co Ksiądz sądzi o dorosłych, którzy przychodzą na msze rekolekcyjne dla dzieci? Przecież taka postawa mija się z celem…
Trudno oddzielić dzieci od rodziców, dlatego że część z nich nie przyjdzie do kościoła inaczej niż z rodzicami. Byłoby rzeczywiście marzeniem, gdyby dorosły przyszedł na mszę z nauką przeznaczoną właśnie dla niego. Niestety, czasami nie da się ominąć niektórych przeszkód. Ludzie mają swoje obowiązki i to także trzeba zrozumieć. Nie jesteśmy również w stanie przeskoczyć pewnych uwarunkowań osobistych. Ciągle przekonuję się, że są różne poziomy duchowości i zapotrzebowania. Kościół to nie tylko mistycy, nie wszyscy chodzą po głębiach wiary. My kapłani możemy tylko proponować i sugerować. Reszta zależy od wolnej woli człowieka. Jeśli w wyborze mszy rekolekcyjnej kierujemy się tylko wygodą i własnym komfortem, to jest to już duchowe lenistwo. Taka postawa nie sprzyja rozwojowi.
A jak patrzeć na tzw. taśmowe spowiedzi podczas rekolekcji?
Rekolekcje są dobrą okazją do przystąpienia do sakramentu pokuty. Nieprawda, że jest to tylko spowiedź taśmowa, która odbywa się według zasady „aby do przodu”. Wydaje mi się, że dużo zależy od spowiednika i od ilości kapłanów zaproszonych do tej funkcji przez proboszcza. Wiem, że podczas rekolekcji zdarzają się naprawdę cudowne spowiedzi. Chodząc w tym roku po kolędzie, rozmawiałem z panią, która mówiła, że rekolekcyjne spowiedzi są bardzo pobieżne i szybkie. Potem jednak podzieliła się swoim świadectwem. Mówiła o pięknej spowiedzi podczas rekolekcji. Nie jest dobrze, kiedy ksiądz traktuje penitentów bez odpowiedniej uwagi. Nie jest dobrze, kiedy człowiek wybiera rekolekcje tylko po to, by się wyspowiadać szybko i bez stresu. To kwestia osobistej dojrzałości konkretnego człowieka. Warto, by sakrament pokuty był sprawowany przed mszami, a jeśli ktoś chce dłuższej spowiedzi i omówienia nurtujących go kwestii powinien po prostu umówić się wcześniej z konkretnym księdzem.
W internecie z roku na rok pojawia się coraz więcej wideorekolekcji. Wiele osób chce zastąpić nimi te parafialne, kościelne spotkania. Taka opcja jest ciekawa, ale nie powinna wygrywać z tradycyjną formą…
Nic nie jest w stanie zastąpić naszej obecności w kościele. Rekolekcje przeżywa się we wspólnocie Kościoła. Do tego potrzeba osobistej relacji. Forma rekolekcji przed ekranem komputera jest trochę niezrozumiała. To tak, jakby człowiek chciał budować przyjaźń poprzez internet, co jest pewną formą ucieczki od przebywania z drugą osobą. Poza tym trudno sobie wyobrazić dobre rekolekcje bez spowiedzi i Komunii św., a póki co przez internet jest to niemożliwe. Chrystus mówił, że przebywa tam, gdzie w Jego imię gromadzą się dwaj albo trzej. Tutaj jest punkt do zrozumienia spotkań rekolekcyjnych. Oczywiście, można wysłuchać konferencji przez internet, można przeczytać jakąś rekolekcyjną książkę, ale nie zastąpi to prawdziwych rekolekcji przeżywanych we wspólnocie.
Dziękuję za rozmowę.
Echo Katolickie 10/2013
opr. ab/ab