Rozmowa z misjonarzem, który od 47 lat pracuje w Brazylii
Należy Ojciec do tego pokolenia misjonarzy ze Zgromadzenia Księży Marianów Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi, dzięki któremu w Brazylii rozwinął się kult Miłosierdzia Bożego. Szczególnym wkładem zgromadzenia było otwarcie Apostolatu Miłosierdzia Bożego oraz utworzenie w Kurytybie centrum tego nabożeństwa na Brazylię. Jak wyglądały początki?
Kult Bożego Miłosierdzia w Kurytybie księża marianie zaczęli propagować na początku lat 80 ubiegłego wieku. Na tym polu intensywnie pracował prowincjał naszego zgromadzenia w Brazylii ks. Andrzej Krzymyczek. Został również dyrektorem szybko rozwijającego się Apostolatu Miłosierdzia Bożego. W 1982 r. ukazało się pierwsze wydanie „Dzienniczka” siostry Faustyny Kowalskiej przetłumaczonego na język portugalski.
Kiedy Ojciec zetknął się z nabożeństwem do Miłosierdzia Bożego?
To moje „nawrócenie” dokonało się w 1983 r. Do nabożeństwa przekonał mnie właśnie ks. A. Krzymyczek. Wcześniej wiedziałem oczywiście, że Pan Bóg jest miłosierny, jednak nie znałem tak dobrze orędzia przekazanego przez s. Faustynę i nauczanie Jana Pawła II. W 1984 r. pod egidą ks. Andrzeja zacząłem wprowadzań nabożeństwo do Miłosierdzia Bożego w parafii Świętej Rodziny w Kurytybie, w której wówczas pracowałem. Trafiło ono na podatny grunt. W Święto Miłosierdzia Bożego i podczas poprzedzającej je nowenny frekwencja była tak duża, że ludzie nie mieścili się w kościele.
Na barkach Ojca spoczęła budowa pierwszego w Brazylii sanktuarium Miłosierdzia Bożego.
Idea wyszła od ks. Krzymyczka. Przez 15 lat współpracowaliśmy, pełniąc posługę u sióstr ze Zgromadzenia Apostołek Serca Pana Jezusa. W posiadaniu zgromadzenia było 6 ha gruntu pod Kurytybą, a władze zakonne nosiły się z zamiarem pobudowania w tym miejscu domu formacyjnego. Kiedy zacząłem szukać terenu pod sanktuarium, podczas uroczystości tytularnych sióstr z okazji setnej rocznicy fundacji instytutu, w trakcie obiadu zapytałem, czy siostry nie podzieliłyby się kawałkiem ziemi. Prowincjałka, madre Alice, powiedziała, że skłonna jest dać mi teren pod sanktuarium. Projekt zatwierdziła rada prowincjalna, a następnie przełożona generalna w Rzymie. W 1994 r. otrzymaliśmy jako darowiznę 2 ha - z zastrzeżeniem, że w ciągu 20 lat pobudujemy sanktuarium. Tak się zaczęły moje przenosiny na nową parafię.
Był już Ojciec wówczas dyrektorem Apostolatu Miłosierdzia Bożego. Jak wyglądały początki pracy w nowo utworzonej parafii?
Utworzoną w 1994 r. parafię na peryferiach Kurytyby arcybiskup powierzył naszej wspólnocie, a ja zostałem mianowany jej proboszczem. Dojeżdżałem do niej codziennie, mieszkając w domu przy parafii św. Jerzego. W tym czasie istniała na terenie parafii Miłosierdzia Bożego tylko mała drewniana kapliczka, w której odprawiałem Mszę św. W 1995 r. ruszyła budowa sanktuarium. 25 kwietnia 2001 r. ordynariusz Kurytyby nadał świątyni tytuł diecezjalnego sanktuarium. Poświęcone ono zostało w 2002 r. Dodam, że przy sanktuarium zbudowano także dom przeznaczony dla centrum Apostolatu Miłosierdzia Bożego.
Sanktuarium nie jest wielkie, ale tętni w nim życie. Nabożeństwa odprawiane w czwartki gromadzą ok. 3 tys. ludzi. Dużo spowiadamy - czasami w konfesjonale spędzam cztery godziny - szczególnie młodzież, która odeszła od Chrystusa, od Kościoła, ale wraca i chce naprawić swoje życie. To piękna praca, ma swoją przyszłość, wymaga jednak wielkiego wysiłku.
Co dla Ojca oznaczają wezwanie „Jezu, ufam Tobie”?
Że trzeba bezgranicznie zaufać Bożym planom - po prostu. W „Dzienniczku” s. Faustyny Pan Jezus ciągle interpretuje to jedno zdanie, prosząc, by umieścić je na obrazie. Ciekawe, że w Polsce na obrazach Jezusa Miłosiernego jest ono zawsze obecne. Zagranicą bywa z tym różnie.
Chrystus powiedział s. Faustynie, że tym, co Go najbardziej boli, jest brak zaufania. Pan Bóg nie obiecuje nam, że tutaj, na ziemi, doświadczać będziemy tylko szczęścia, dostatku i zdrowia. Powinniśmy potrafić przyjąć wszystko, co nas spotyka, ponieważ mieści się to w Bożym planie. Przykład całkowitego zaufania Panu Bogu dał nam Jezus. Kiedy modlił się Ogrójcu, prosił: „Ojcze, jeśli chcesz, zabierz ode Mnie ten kielich!”. Mimo to w całkowitym opuszczeniu przez ludzi - i zdawałoby się, że również przez Boga - oddał Mu swojego ducha, mówiąc „Jednak nie Moja wola, lecz Twoja niech się stanie!”. Pokazał światu, że nawet w chwilach przejmującego osamotnienia Bóg jest z nami. Chodzi o to, by pokonać pokusę braku zaufania. Św. Faustyna również była prześladowana, i to we własnym zakonie.
Uważam, że słowa „Jezu, ufam Tobie” są kluczowe w naszej wierze w Boże Miłosierdzie. Bywa, że ich wypowiedzenie kosztuje człowieka najwięcej.
Doświadczył tego Ojciec w swoim życiu?
W trakcie budowy sanktuarium Miłosierdzia Bożego byłem napadnięty 70 razy, wielokrotnie poturbowany, miałem złamaną rękę i nogę. Był to bardzo ciężki okres. Wydawało się, że diabeł wścieka się z powodu tego, że rozszerza się kult Miłosierdzia Bożego - którego przecież boi się najbardziej. W takich momentach trzeba mieć ogromną siłę moralną, siłę ducha, żeby się nie poddać. W najtrudniejszych chwilach klękałem i zwracałem się do Chrystusa: „Wydaje mi się, że Ty mnie opuściłeś... Ale wierzę w to, co jest napisane - «Jezu, ufam Tobie»”. Ale były też chwile, kiedy zdawało mi się, że Pan Jezus mówił do mnie: „Ale i Ja ufam - tobie”.
Brazylijczycy dobrze znają „Dzienniczek” s. Faustyny?
Myślę, że tak, skoro do tej pory sprzedaliśmy kilkadziesiąt tysięcy jego egzemplarzy. Teraz ukazało się kolejne, piąte jego wydanie. „Dzienniczek” - kopalnia życia duchowego - jest chętnie czytany przez Brazylijczyków. Podobnie jak inne materiały propagujące orędzie o Bożym Miłosierdziu, m.in. listy i konferencje bł. ks. Michała Sopoćki.
Jakie zadania wyznaczył sobie Ojciec na polu duszpasterstwa teraz, będąc już na emeryturze?
Swoje życie do końca zdecydowany jestem poświęcić na szerzenie nabożeństwa do Miłosierdzia Bożego. Wierzę, że przekazany s. Faustynie apel Jezusa, który mówił, że ucieczka do Miłosierdzia jest ostatnią deską ratunku dla świata, to poważne ostrzeżenie dla ludzkości. Świat toczony przez zgniliznę moralną nie ma przyszłości. O własnych siłach nie podniesie się. Lekarstwem jest nabożeństwo do Miłosierdzia Bożego - powinni to zrozumieć także wszyscy księża.
Na polu szerzenia kultu Miłosierdzia Bożego pracy jest niemało. Zresztą - kapłan zawsze znajdzie pracę, jeśli tylko dopisuje mu pamięć i zdrowie. Odnoszę wrażenie, że wierni mają więcej zaufania do starszych księży - proszą o błogosławieństwo, o poświęcenie firm, gospodarstw, przy moim konfesjonale zawsze jest kolejka. Mam więc co robić.
Czuje się Ojciec spełniony w powołaniu zakonnym?
Trzeba tak pracować, by nie zamykać sobie bramy do żadnej z parafii, w których Pan Bóg postawił nas jako duszpasterzy. Ja z każdej wychodziłem z czystym sumieniem, żegnany ze łzami. Dobre wspomnienia są na stare lata najlepszą nagrodą.
A jakie refleksje wywiózł Ojciec z tegorocznego pobytu w rodzinnej parafii?
Razem ze mną wyszło z niej osiem osób, które oddały życie Bogu. Przede mną był jeden franciszkanin. Można powiedzieć, że miałem „dobrą rękę”, a reszty dokonała święta zazdrość... Tak znaczna liczba powołań kapłańskich i zakonnych w niedużej parafii to powód do radości. Także wyraźny znak, że łaska i wielkość Boga mogą być zauważone tylko w pokorze, w ubóstwie. Tak było w życiu Matki Bożej, s. Faustyny Kowalskiej i innych. Mówi o tym wyraźnie św. Paweł: w sytuacjach, które świat uważa za stracone, Bóg może pokazać potęgę swojej łaski. Kto mógł się spodziewać, że ubogi chłopak z małej wioski zostanie misjonarzem... A jednak łaska powołania dała rezultaty i była natchnieniem dla innych, którzy poszli tą samą drogą.
Zauważyłem, że obecny proboszcz, ks. Bogusław Filipiuk, wkłada dużo wysiłku w przekaz o Bożym Miłosierdzie, a wierni to doceniają. Kiedy odwiedziłem cmentarz w Samogoszczy, ucieszyłem się, bo znalazłem kilka pomników z Jezusem Miłosiernym jako ornamentem. Ludzie mają więc świadomość, że wszystko, czego będziemy potrzebowali w ostatnich chwilach życia - to miłosierdzie.
Dziękuję za rozmowę.
LI
Echo
Katolickie 42/2015
opr. ab/ab