Po co jest Adwent? Jakie symbole towarzyszą nam w jego przeżywaniu?
Dobrze przeżyte rekolekcje adwentowe mogą stać się cennym przystankiem na drodze prowadzącej ku nawróceniu. Potraktujmy je jako szansę daną nam przez Boga na odnowienie życia duchowego.
O. Leon Knabit, znany i lubiany kaznodzieja, pytany o sposób zachęcenia wiernych do udziału w rekolekcjach parafialnych, przywołuje słowa starego doświadczonego proboszcza: „Raz ogłosiłeś, to nie ogłosiłeś wcale”. Radzi, by stosowne informacje podawać z wyprzedzeniem podczas ogłoszeń parafialnych albo nawet za pomocą stosownych plakatów. - Widziałem kiedyś na placu w niezbyt wielkim mieście zaproszenie na ekranie elektronicznym z fotografią rekolekcjonisty i głównym hasłem rekolekcji. Dobrze jest też, jeśli w kazaniach przed rekolekcjami podkreśla się ważność uczestnictwa w nich, pilne słuchanie treści i wyciągnięcie dla siebie wniosków, choćby w postaci konkretnego postanowienia - uwrażliwia.
Z kolei indagowany w kwestii dobrego rekolekcyjnego kazania, benedyktyn podkreśla, iż kaznodzieja powinien modlić się w intencji własnej oraz słuchaczy i wyjść do wiernych z prawdziwą miłością w Bogu, głębokim przekonaniem, że Bóg daje jego słowom skuteczność. - Rekolekcje nie powinny być wykładem dogmatyki lub etyki, ale żywym słowem świadczącym o dobroci Wielkiego Boga, Ojca sprawiedliwego i miłosiernego - przekonuje z uwagą, że, oczywiście, sens mają także umiejętnie wplecione elementy katechizmowe. - Na pewno nie zyska się wiele, gdy się pokrzykuje na ludzi - radzi dalej. - Trzeba natomiast bezwzględnie przedstawić niebezpieczeństwo wszelkiej postaci grzechu i zachęcić do nietolerowania zła w żadnej jego formie - akcentuje.
Dobrze przeżyte rekolekcje powinny służyć nawróceniu. Stąd zadaniem rekolekcjonisty jest obudzenie w wiernych ducha wyciszenia i modlitwy. - Można podsunąć odpowiednie postanowienia - zadania dla całej społeczności słuchaczy. Warto też poddać refleksję, by każdy według swoich możliwości potraktował czas po rekolekcjach jako szansę daną mu przez Boga na odnowienie życia duchowego - podsumowuje.
WA
Zapalanie świec zdobiących adwentowy wieniec to oznaka naszego czuwania i gotowości na przyjęcie Nowonarodzonego Dziecięcia. Światło świec wskazuje na nadzieję! Z kolei zieleń wieńca stanowi symbol trwającego życia.
Adwent (z łac. adventus), tzn. przyjście, oznacza okres roku liturgicznego poprzedzający Boże Narodzenie. Adwent trwa od 23 do 28 dni, obejmując cztery niedziele. Jest czasem pobożnego i radosnego oczekiwania uwzględniającego dwa wymiary: eschatologiczny, tj. oczekiwanie na przyjście w czasach ostatecznych, i bliższy, czyli przygotowanie do celebracji Bożego Narodzenia.
Roraty - innymi słowy: Msze wotywne o Najświętszej Maryi Pannie - odprawiane są przed wschodem słońca w Adwencie. Nazwa pochodzi od pierwszych słów pieśni rozpoczynającej się słowami „Rorate caeli desuper” („Spuśćcie rosę niebiosa”). Symbolika światła i ciemności obecna podczas Eucharystii (światło w kościele zapala się dopiero na hymn „Chwała na wysokości Bogu” - przyp.) kieruje uwagę ku faktowi Wcielenia, kiedy to ciemności oczekiwania i grzechu zostały rozświetlone przyjściem Chrystusa - Światłości Świata. Zapala się dodatkową świecę (tzw. roratkę), zwykle udekorowaną emblematami maryjnymi.
Roraty przypominają nam o obecności Matki Jezusa, gdyż to właśnie Ona - podobnie jak jutrzenka wyprzedzająca wschód słońca - poprzedziła Jego przyjście na ziemię.
WA
Uboga stajenka uczy dystansu do materialnej strony życia. Pokłon pastuszków niesie lekcję, że czasem lepiej jest mniej wiedzieć i niżej upaść, by odnaleźć w sobie pokorę pozwalającą dojść do Żłóbka... Jak przygotowujemy się na Boże Narodzenie?
Czas Adwentu kieruje się - a przynajmniej powinien - swoją logiką. Ma być okresem radosnego i pobożnego oczekiwania na przyjęcie Bożej Dzieciny. „Chrystus się rodzi!” - ogłoszą za niecały miesiąc słowa kolędy. Pozostaje nam życzyć sobie, aby narodził się On także w naszych sercach, by świadomość bliskości Bożego Narodzenia nastrajała nas ku dobru i by nie był to zwrot... tylko od święta.
- Pamiętam z dzieciństwa poranne pobudki i Msze roratnie rozpoczynające się o brzasku... Z kościoła szliśmy prosto do szkoły. Adwent to też obowiązkowy udział w rekolekcjach i przedświąteczne porządki. Okazja do odkurzenia swojego wnętrza i domostwa - Marta, 34-letnia polonistka, z chęcią rozwodzi się nad towarzyszącą porannym wyprawom do świątyni śnieżną aurą i aromatami wypełniającymi wnętrze kuchni tuż przed Wigilią. - Wspomnienia idealnego dzieciństwa - mówi o wymuszonym poniekąd powrocie w przeszłość.
Pytana, jak nastraja ją końcówka roku kalendarzowego, dziewczyna wyjaśnia, że jako osoba wierząca kieruje się kalendarzem... liturgicznym. - Jego początek to czas Adwentu. Cenię go, bo uświadamia mi, że bez względu na to, jak w minionym roku pogmatwały się moje ścieżki, mogę zacząć prostować je od nowa. Zatem jest nadzieja! Cztery tygodnie dzielące nas od świąt to dogodna okazja, by odróżnić dobro od zła, wady od zalet, marzenia od porażek i zawierzyć swoje życie Jezusowi. Wyciszenie jest konieczne, bo poprzedza refleksję... Szkoda tylko, że przedświąteczną atmosferę, wzajemną życzliwość i szturm na dobro, tak szybko rozwiewa proza życia - podsumowuje.
Zofię, emerytkę z siedmioletnim stażem, jak samą siebie określa, księgową z zawodu i wykształcenia, niezmiennie zadziwia przedświąteczny maraton po sklepach w poszukiwaniu prezentów. - Jakby to było najważniejsze - ironizuje. - Ja, moje dziecko, dobrze znam życie. Ludzie zapożyczają się na święta, licząc chyba, że po Nowym Roku skończy się świat i nie trzeba będzie spłacać tych nieszczęsnych rat... Jeszcze inni kupią matce rękawiczki pod choinkę i złożą życzenia, nie przyjmując z kolei jej tłumaczenia, że zamiast prezentu może wolałaby częściej spotykać się z wnukami albo chciałaby zwyczajnie być dumną ze swoich dzieci. Niestety, one pęd ku być już dawno zamieniły na galop ku mieć... - gorzko diagnozuje. - Osobną kategorię - mówi dalej - stanowią ludzie, którzy zasiądą razem do Wigilii, powinszują sobie znad stołu, a po odejściu od niego będą żyli, jak wcześniej, czyli w kłótniach lub wręcz nieodzywaniu się do siebie. Chrystus się narodzi, ale oni nie pozwolą, by ich oswobodził! Wolą pozostawać więźniami własnej nienawiści, a święta sprowadzają do pustej i martwej tradycji.
Kobieta przekonuje, że współczesny świat boi się ciszy towarzyszącej Adwentowi. - Życie rodzinne w wielu przypadkach staje się dziś sumą obowiązków. Brakuje nam czasu na spokojną rozmowę czy zabawę z dziećmi, a cóż dopiero na namysł nad sobą - uświadamia z uwagą, że ignorowanie własnych potrzeb bywa też efektem lęku. - Boimy się, że grzebanie w duszy odsłoni pustkę cechującą nasze życie. Wolimy zagłuszyć wewnętrzny krzyk pustymi rozmowami o polityce czy innych ludziach, byle tylko nie zostać z sobą sam na sam. Dlaczego? Bo prawda o zmarnowanych latach może okazać się ciężarem nie do udźwignięcia - sygnalizuje.
Tyle Maria. Podobnie jak jej poprzedniczka skłania się ku tezie, że czas adwentowego czuwania charakteryzuje... wzruszenie. Uboga stajenka uczy dystansu do materialnej strony życia. Pokłon pastuszków niesie lekcję, że czasem lepiej jest może mniej wiedzieć i niżej upaść, by odnaleźć w sobie pokorę pozwalającą dojść do Żłóbka. Traktowanie Bożego Narodzenia z perspektywy człowieka, który już wszystko wie, skutecznie zamyka bowiem na poznanie...
Trwając w oczekiwaniu, nie zapominajmy jednak, że nie ma Betlejem bez Golgoty, sentymentalnego kołysania bez przeszywającego krzyku z krzyża... „Ja się na to narodziłem i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie” - zaświadczy Jezus przed Piłatem. Bóg stał się człowiekiem, aby nas zbawić. Adwent przeżyty w skupieniu i zaufaniu woli Bożej ma szanse zaprocentować cennym, bo tak bardzo pożądanym we współczesnym świecie pokojem... I nawróceniem.
Echo Katolickie 48/2015
opr. ab/ab