Jak żyć, aby być szczęśliwym?

Co mają cnoty do szczęścia?

O cnotach kardynalnych będących „złotym środkiem” między skrajnościami, a zarazem „patentem” na szczęście doczesne i wieczne - w rozmowie z Agnieszką Warecką opowiada Elżbieta Trawkowska-Bryłka, psycholog.

Lekcję roztropności - pierwszej z cnót głównych - dają nam m.in. panny z Ewangelii. Dlaczego warto być roztropnym? 

Roztropność to inaczej mądrość życiowa, a chyba nikt z nas nie ma wątpliwości, jak ważne jest kierowanie się w życiu mądrością. Słowo roztropność pochodzi od czasownika „roz-tropić”, co znaczy: odkryć, wyśledzić, rozpoznać pośród wielu ten jeden właściwy trop, wejść na właściwą ścieżkę, omijając manowce itp. Nawiązując do ewangelicznej przypowieści o pannach roztropnych i nieroztropnych, można rzec, iż pannami roztropnymi były te, które odkryły właściwy, tj. Chrystusowy trop i szły za nim do końca, kierując się w życiu mądrością. „Mądrość” w języku biblijnym nie oznacza wiedzy, ale poznanie i wypełnienie woli Boga, czyli przyjęcie słowa Bożego i kierowanie się nim na co dzień. Panny nieroztropne również odkryły właściwy sposób postępowania, jednak nie zabrały ze sobą oliwy i mimo że miały lampy, nie mogły wykrzesać z nich światła...

Mówi się, że cnota roztropności to inaczej praktyczna umiejętność rządzenia sobą. Jak w tym kontekście rozumieć wezwanie do poddania się woli Boga?

Roztropność, podobnie jak pozostałe cnoty kardynalne, tj. sprawiedliwość, umiarkowanie i męstwo, zdobywamy dzięki praktykowaniu dobrych czynów. Mamy więc do czynienia nie tyle z darem pochodzącym bezpośrednio od Boga, jak w przypadku wiary, nadziei i miłości, ale z osobistym wysiłkiem. Człowiek roztropny potrafi rozeznać, dla jakich wartości warto żyć i w jaki sposób realizować je w codzienności. Dla chrześcijanina najwyższą wartością jest Bóg, stąd też największym przejawem roztropności w życiu człowieka wierzącego staje się szukanie i pełnienie woli Bożej.

Nikt roztropnym się nie rodzi, ale... może nim zostać. W jaki sposób?

Człowiek, aby mógł wypracować w sobie cnotę roztropności, musi posiadać „warunki” do jej zdobycia. Teologia moralna wyszczególnia osiem takich uwarunkowań: pamięć o rzeczach przeszłych, inteligencję, otwarcie się na przyjęcie cudzych rad i pouczeń, zaradność, łatwość wyciągania wniosków, dalekowzroczność, oględność i ostrożność.

Zanim skupimy się na sprawiedliwości, nie mogę nie spytać: dlaczego to właśnie o roztropności mówi się, że jest „woźnicą” wszystkich cnót?

Pierwsza z czterech cnót kardynalnych spełnia bardzo ważne, a zarazem trudne zadanie, jakim jest wydawanie trafnego sądu i nakazu co do wykonywania lub zaniechania czynu w konkretnej sytuacji życiowej. Roztropność kieruje innymi cnotami, ponieważ wskazuje „złoty środek” każdej z nich. Człowiek roztropny potrafi zachować umiar we wszystkim, co robi; umie też okazać się mężny i jest... sprawiedliwy.

Ze sprawiedliwością mamy pewien problem... Chętnie wymagamy jej dla siebie, trudniej jednak okazać nam ją bliźnim.

Z pewnością nie jest łatwo kroczyć drogą sprawiedliwości w rozumieniu cnoty. Oznacza to bowiem, że każdemu trzeba oddać to, co mu się słusznie należy. Każdemu, czyli nie tylko sobie, ale też innym ludziom oraz Bogu. Takie postępowanie wymaga rozważnego wydawania sądów, roztropności i właściwej oceny. Dlatego człowiek, który domaga się sprawiedliwości dla siebie, nie wymagając jej przy tym od siebie, staje się obłudny i niesprawiedliwy.

Ludzie najczęściej nie mają problemu z oceną tego, co im się należy „w imię sprawiedliwości”. Trudniej przychodzi nam uznanie tego, co należy się od nas Bogu i bliźnim. Człowiek często wybiera najłatwiejszą drogę i przyjmuje postawę roszczeniową, czyli wymaga od innych, nie dając nic w zamian i nie starając się, by samemu postępować sprawiedliwie. Takiemu sposobowi myślenia sprzyjają również czasy, w jakich żyjemy. Kult indywidualizmu, który w centrum stawia człowieka i akcentuje prawa jednostki, a za najwyższą wartość uznaje szczęście rozumiane jako realizacja siebie, swoich marzeń i pragnień, nie sprzyja postawie wyrzeczenia. To raczej egoizm.

„Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni” (Mt 5,6). W jaki sposób słowa Pana Jezusa mogą pomóc nam odnaleźć się w skażonej grzechem ziemskiej rzeczywistości?

One są wskazówką, jak należy żyć, aby być szczęśliwymi nie tylko po śmierci, ale i w doczesności. Błogosławieni, a więc szczęśliwi, są więc ci, którzy pragną sprawiedliwości i postępują sprawiedliwie. Sądzę, że człowiek, który nie stara się postępować sprawiedliwie, nie może być szczęśliwy. Nie umiejąc ocenić właściwie, co należy się jemu, co innym, a co Bogu, przyjmuje postawę roszczeniową, wykazując często nierealne oczekiwania względem Stwórcy i bliźniego. Uważa, że wszystko mu się od życia należy, stąd też ma pretensje, gdy coś nie układa się po jego myśli. Chce zdrowia i bogactwa, więc w sytuacji choroby czy utraty majątku ma żal do Boga. Zapomina, iż to właśnie On jest Panem życia i śmierci i że wszystko, co otrzymaliśmy od Niego jako dar, Jemu się należy! W takich sytuacjach powinniśmy brać przykład z Hioba, który mówi: „Pan dał, Pan wziął. Niech imię Pańskie będzie błogosławione” (Hi 1,21).

Błogosławieni, a więc szczęśliwi, są ci, którzy pragną sprawiedliwości i postępują sprawiedliwie. Sądzę, że człowiek, który nie stara się postępować sprawiedliwie, nie może być szczęśliwy. Nie umiejąc ocenić właściwie, co należy się jemu, co innym, a co Bogu, przyjmuje postawę roszczeniową, wykazując często nierealne oczekiwania względem Stwórcy i bliźniego.

O trzeciej cnocie głównej mówi się, że biorąc w cugle pożądanie, uczy wolności. Czym w istocie jest umiarkowanie?

To cnota moralna, która pozwala człowiekowi opanować dążenie do przyjemności oraz zachować zasadę „złotego środka” w używaniu dóbr materialnych i duchowych. Umiarkowanie - zwane też wstrzemięźliwością - wyraża się poprzez panowanie woli nad popędami.

Starożytni Grecy przedstawiali umiarkowanie jako kobietę z szeroko otwartymi ramionami - symbol otwarcia na świat, korzystania z wolności, akceptacji ładu i harmonii. Dla nas, żyjących współcześnie, taka personifikacja może wydawać się zaskakująca. Dzieje się tak dlatego, że dziś promuje się brak umiaru we wszystkim - w myśl zasady: wszystko mi wolno (innymi słowy: „róbta, co chceta”). Stąd też ludziom wydaje się, że brak umiaru oznacza wolność, zaś postawa umiarkowania kojarzy się z ograniczeniami i wyrzeczeniem się wolności. Takie myślenie jest, oczywiście, błędne, ponieważ kiedy zabraknie właściwej miary, człowiek staje się niewolnikiem  własnych pragnień, potrzeb i popędów. Dlatego warto do słów: „wszystko mi wolno” - dodać za św. Pawłem: „ale nie wszystko przynosi korzyść” (1 Kor 6,12). Postępując w myśl tej zasady, zobaczymy, że umiarkowanie rzeczywiście pokazuje drogę do wewnętrznej wolności...

Sokrates uznawał umiarkowanie za fundament każdej cnoty. Prawda to czy fałsz?

W starożytnej Grecji mianem umiarkowanego określano człowieka, który jest panem samego siebie, czyli potrafi panować nad swoimi pożądaniami, ale też umie korzystać z życia i związanych z nim przyjemności w sposób właściwy. Dlaczego na przykład trudno być sprawiedliwym bez umiarkowania? Każda cnota jest „złotym środkiem” pomiędzy dwiema skrajnościami: sprawiedliwość - między okrucieństwem a pobłażliwością, męstwo - między brawurą a tchórzostwem, roztropność - między głupotą a zarozumialstwem. Umiarkowanie pokazuje, że skrajności nigdy nie są dobre i dlatego nie jest rzeczą możliwą praktykowanie którejkolwiek z cnót bez... umiaru.

Przejdźmy do męstwa. Jak je najprościej zdefiniować?

Męstwo zapewnia wytrwałość w trudnościach, jak również stałość w dążeniu do dobra. Umacnia nas w opieraniu się pokusom i pokonywaniu przeszkód na drodze do doskonałości. Cnota męstwa uzdalnia także do przezwyciężania strachu, nawet strachu przed śmiercią. Męstwo w znaczeniu ścisłym jest więc mocą ducha. Dlatego człowiek mężny potrafi stawić czoła próbom i prześladowaniom. Jest też w stanie złożyć ofiarę ze swojego życia, stając w obronie słusznej sprawy.

A jak okazać męstwo w domu, pracy, szkole?

Męstwo, jakie winno cechować nas na co dzień, nie musi sięgać wyżyn bohaterstwa, aczkolwiek wymaga ono od nas również odwagi do przeciwstawienia się złu. Czasami trudniej stanąć po stronie osoby krytykowanej czy wyśmiewanej przez innych, niż dokonać niezwykłego bohaterskiego czynu. Do męstwa należy też znoszenie bliźniego bez okazywania mu zniecierpliwienia, jak również nieuleganie swoim słabościom.

Skoro męstwo jest „złotym środkiem” między brawurą a tchórzostwem - jak zatem pielęgnować w sobie tę cnotę bez ryzyka balansowania między skrajnościami?

Przeciwko męstwu wykroczyć można przez nadmiar, czyli zuchwalstwo, i niedomiar, a więc wspomniane tchórzostwo. Zuchwalstwo to cecha człowieka zarozumiałego, który przez własną pychę lekceważy innych. Nie jest też męstwem nadmierna odwaga przejawiająca się w skłonności do podejmowania ryzykowanych działań. Tchórzostwo z kolei polega na nieopanowaniu impulsów lęku. Nie jest jeszcze tchórzostwem samo odczuwanie strachu czy pewnych jego objawów. Staje się nim natomiast nieopanowanie w sobie impulsu zmuszającego nas do wycofania się z obowiązku w obliczu niebezpieczeństwa, nierozumna ucieczka bądź rezygnacja tam, gdzie czynić się tego nie godzi. Męstwo leży pośrodku tych skrajności.

Dziękuję za rozmowę.

Echo Katolickie 49/2017

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama