Jak opowiedzieć się po stronie życia?
Symbolem Bractwa są stópki dziecka w 11 tygodniu życia prenatalnego. Te małe, a jednak wielkie stópki przypięte do klapy marynarki prowokują i ewangelizują... Są świadectwem, że człowiek od momentu poczęcia jest cudem.
Cel przyświecający powstaniu Bractwa Małych Stópek (BMS) z siedzibą w Szczecinie jest jasno określony: obrona wartości życia od poczęcia do naturalnej śmierci oraz godność jego przekazywania. „W czasach, gdy ludzkie istnienie jest tak bezlitośnie niszczone w imię obrony wolności drugiego człowieka, czujemy się zobowiązani do wspólnego interweniowania w życiu publicznym i przestrzeni medialnej” - deklarują w imieniu tych, którzy nie mają prawa głosu. Swoją działalność ukierunkowują na integrację środowiska obrońców życia, zarówno indywidualnych, jak i działających w organizacjach pro-life, aby wspólnymi siłami formować i edukować społeczeństwo. Zadaniem BMS jest także promowanie odpowiedzialnego rodzicielstwa.
Na czele Bractwa stoi jego pomysłodawca - ks. Tomasz Kancelarczyk. Zagadnięty o powód zaangażowania w działalność na rzecz obrony życia, nie ukrywa, iż sam wielokrotnie zadaje sobie pytanie, dlaczego Pan Bóg zlecił mu tak poważne i trudne zadanie. Prapoczątek - jak tłumaczy - sięga czasów kleryckich i współpracy ze wspólnotą „Wiara i Światło”. - To w gronie osób z niepełnosprawnością intelektualną kształtowała się moja postawa względem wartości życia ludzkiego, niezależnej od wieku i stanu zdrowia - uściśla, przyznając, iż początkowe obawy przed kontaktem z osobami niepełnosprawnymi zmieniły się pod wpływem wspólnego wyjazdu na rekolekcje. Przebywanie z podopiecznymi wspólnoty zaowocowały - co akcentuje - miłością do ludzi odrzuconych przez społeczeństwo. Po skończeniu seminarium został ich kapelanem i tę zaszczytną funkcję sprawuje do dzisiaj. - To środowisko było dla mnie miejscem, w którym na nowo odkryłem wartość człowieka i jego życia - zaznacza. Kolejnym krokiem stała się walka o poczęte dzieci... Początkowo w odsłonie organizacji Marszów dla Życia i Rodziny. Z czasem samo życie podyktowało inne metody zaangażowania...
Prezes BMS wspomina, jak na początku jego działalności pro-life zgłosiła się dziewczyna nieukrywająca, że chce dokonać aborcji. - Byłem zdecydowany, by odwieść ją od decyzji. Rozmawiałem, prosiłem, ale nic nie skutkowało - przyznaje z uwagą, iż w poczuciu bezradności zagroził, że wsiądzie do samochodu i pojedzie do jej rodziców. - Do dziś nie rozumiem, dlaczego tak powiedziałem, ponieważ nie wiedziałem, ani kim są, ani gdzie mieszkają, a przy tym czy w ogóle wiedzą, że ich córka spodziewa się dziecka - wyjaśnia. - Kiedy to usłyszała, na jej twarzy zobaczyłem wielką złość, wręcz demoniczną nienawiść, której jako kapłan, 40-letni wówczas mężczyzna, naprawdę się przestraszyłem. Wiedziałem, że jej reakcję powinienem rozpatrywać tylko w jeden sposób: że są takie złe duchy, które - jak mówił Pan Jezus - można pokonać jedynie postem i modlitwą. Zacząłem szukać pomocy u różnych osób - opowiada, jak z prośbą o modlitwę w intencji dziewczyny i jej nienarodzonego dziecka obdzwaniał swoich przyjaciół i wspólnoty zakonne. - Ta sytuacja pokazała, że wszelkie działania, zwłaszcza tak istotne jak obrona ludzkiego życia, powinniśmy zaczynać od modlitwy. Kiedy jej brakuje, ciężko nam po ludzku zapanować nad tym, co nas spotyka - mówi dzisiaj. - Po tygodniu do drzwi plebanii zapukała dziewczyna i z uśmiechem oznajmiła: „Chcę urodzić to dziecko”. Stał się cud - dzięki modlitwie! Teraz jest szczęśliwą mamą, a synek - co podkreśla - jest największą radością jej życia.
W jednym z wywiadów ks. T. Kancelarczyk powiedział, że jest w stanie przyznać się do ojcostwa każdego dziecka zagrożonego aborcją. - To trochę prowokacyjna opinia - zaznacza ze śmiechem. Z powagą dodaje jednak: - Walcząc o życie nienarodzonej bezbronnej istoty, trzeba zrobić wszystko, by ją uratować!
Odnosząc się do wspomnianej deklaracji ojcostwa, pomysłodawca BMS przywołuje inne spotkanie z dziewczyną spodziewającą się dziecka i zdecydowaną na aborcję. - Namowy nie przynosiły skutku. Widziała tylko jedno rozwiązanie - najgorsze! Sądząc, że wyczerpałem wszelkie możliwości perswazji, poddałem się. Jednak jakiś czas później, stojąc przy ołtarzu podczas sprawowania Mszy św., zadałem sobie pytanie, czy jeśli teraz zaniecham starań, nie będę współwinny tego, co się stanie... Zrozumiałem wówczas, że nie zrobiłem wszystkiego, co w mojej mocy, aby ratować to życie - przyznaje, dodając, iż dla dziewczyny, która rozważała aborcję, istotne było to, że jej dziecko nie będzie miało ojca. - Widząc, że wszelkie oferty pomocy nie przynoszą rezultatu, powiedziałem, że mogę być duchowym ojcem tego dziecka. Na szczęście nie przyjęła mojej nietypowej propozycji - wyjaśnia ze śmiechem. Tymczasem - jak mówi dalej - stał się cud, ponieważ wkrótce po rozmowie dziewczyna odrzuciła myśl o aborcji. Ks. T. Kancelarczyk nie ma wątpliwości: - W walce o życie bezbronnego dziecka często półśrodki, połowiczna pomoc nie wystarczą. Trzeba odważnego i zdecydowanego działania, bo tu chodzi o człowieka.
Jedną z inicjatyw podjętych przez Bractwo, będącą pokłosiem przywołanych sytuacji, stały się tzw. Modlitewne Okna Życia. - Każdy, kto chciałby powierzyć Panu Bogu prośbę o ratowanie ludzkiego życia, otoczenie modlitwą tak dziecka, jak i jego mamy, może na naszej stronie internetowej dlazycia.info wpisać intencję, która natychmiast jest przekazywana do 80 wspólnot zakonnych w całej Polsce. Uderzamy z modlitwą do nieba, by najpierw tam szukać pomocy, dopiero później działamy na miarę naszych ludzkich możliwości - akcentuje ks. T. Kancelarczyk.
Wśród modlitewnych działań inicjowanych przez BMS na rzecz obrony życia jest także promowanie Duchowej Adopcji Dziecka Poczętego. - Szatan nienawidzi życia poczętego. Obrońcą jest Maryja. Dlaczego? Ponieważ jest Królową światła, miłości i pokoju - tłumaczy sens zawierzenia. Na potwierdzenie słów o wielkiej wartości codziennie odmawianego dziesiątka Różańca w intencji życia nienarodzonego dziecka prezes Bractwa opowiada historię z życia swojej rodziny. - Moja siostra z mężem wiele lat starali się o dziecko, ale za każdym razem nie udawało się jej donosić ciąży. Był płacz, wielki żal; sytuacja trudna dla nas wszystkich. Po marszu w obronie życia podjąłem dzieło DADP. Nie zdawałem sobie sprawy, że zobowiązując się do modlitwy w intencji macierzyństwa nieznanej mi kobiety, jednocześnie ogarniam modlitwą swoją siostrę i noszoną już wówczas pod jej sercem siostrzenicę. Po prostu nie wiedziałem, że siostra spodziewa się dziecka. I proszę sobie wyobrazić moją reakcję, kiedy przy okazji kolejnego spotkania z nią usłyszałem, że jest w ciąży od połowy kwietnia. Byłem szczęśliwy. Dodałem jednak, że w ciąży jest, ale od końca marca, bo wtedy podjąłem DADP. Spojrzała ze zdziwieniem. Okazało się, że to ja miałem rację, kiedy termin porodu wyznaczono na koniec grudnia. Podjąłem modlitwę za siostrzenicę, nie wiedząc, że jest już na świecie - podkreśla z uwagą, iż podobnych doświadczeń było dużo i wciąż przybywa nowych świadectw, bo modlitwa DADP - jak twierdzą ci, którzy ją „przetestowali” - jest rewelacyjna!
Symbolem BMS są stópki dziecka w 11 tygodniu życia prenatalnego. Te małe, a jednak wielkie stópki przypięte do klapy żakietu czy marynarki prowokują i ewangelizują... Są świadectwem, że człowiek od momentu poczęcia jest cudem, a nie „zarodkiem” czy „zlepkiem komórek”. O skuteczności akcji polegającej na ich rozdawnictwie, podobnie jak rozpropagowywaniu „Jasia” - modelu człowieka w skali 1:1 w dziesiątym tygodniu życia prenatalnego, świadczą świadectwa napływające do działaczy Bractwa. Ks. T. Kancelarczyk wspomina spotkanie z maturzystką, która rozpłakała się na widok małych stópek. - Zrozumiałem, że miała doświadczenie aborcyjne. Nastąpił proces jej leczenia, zaangażowaliśmy ją także w działalność pro-life, co pomogło jej przebaczyć sobie i dokonać swego rodzaju ekspiacji za dokonaną aborcję - opowiada. Przywołuje też rozmowę z kobietą twierdzącą, że „stópki” uratowały życie jej prawnuczki. Babcia domyślała się, że coś złego dzieje się z jej wnuczką, nie umiała jednak do niej dotrzeć. Później dowiedziała się, że dziewczyna jest w ciąży. Na widok pokazanych przez babcię „stópek” rozpłakała się i zdecydowała, że urodzi to dziecko.
Marsze, modlitwa i wsparcie materialne - wskazując na trzy różne wymiary działań, prezes BMS podkreśla, iż są one ze sobą spięte. - Jeśli określamy się mianem obrońców życia, potrzebujemy „paliwa”, jakim jest modlitwa. Swoje stanowisko wyrażamy nie tylko poprzez formułowanie osądów, ale też czynny udział w Marszu dla Życia i Rodziny. Głębszą formą zaangażowania jest natomiast konkretna pomoc świadczona kobietom będącym w stanie błogosławionym - uściśla.
Wierni powołaniu działacze Bractwa inicjują szereg akcji: „Adoptuj życie”, „Pieluszka dla maluszka”, „Kup pieluchę - podaj Jasia”, „Bryka dla smyka” i inne. Każde wpłacone na konto BMS 10 zł to 20 pieluch na rzecz dziecka uratowanego od aborcji. Liczy się każda modlitwa i każdy grosz! - podkreślają. Ks. T. Kancelarczyk polemizuje przy tym z opinią, jakoby lekką ręką pomagali kobietom, które „same sobie są winne...”. - To nie jest tak, że one nas proszą... One nas nie proszą! Spotykam kobiety, które wcale tej pomocy nie chcą, bo jej przyjęcie równa się zgodzie na urodzenie dziecka. To my je prosimy, by przyjęły pomoc - podkreśla.
Zaangażowanie na rzecz obrony życia pomysłodawca Bractwa określa mianem zadania, o które nie można nie walczyć. „Trzeba je utrzymać i obronić, w sobie i wokół siebie, obronić dla siebie i dla innych” - wskazując na słowa Jana Pawła II, przypomina, iż walka o życie nienarodzonych bezbronnych dzieci powinna stać się naszym współczesnym Westerplatte.
AW
Echo Katolickie 15/2018
opr. ab/ab