Przebaczenie nigdy nie jest łatwe. Wręcz przeciwnie: to wyższa szkoła jazdy z Bogiem! Dlaczego jest ono jednak konieczne?
Nigdy nie zapomnę tego spojrzenia! W miejsce skruchy, której mógłbym oczekiwać, była buta i jeszcze ten ironiczny uśmiech... - wspomina.
Historia Jacka potwierdza prawdę, że do pojednania nie wystarczy wyciągnięta dłoń. Nawet jeśli w stronę winowajcy kieruje ją sam pokrzywdzony. Niemniej zmotywowany ewangelicznym wskazaniem zdecydował się przebaczyć, a podjęta w sercu decyzja wprowadziła jego życie na nowe - jak wierzy: lepsze, bo Boże! - tory.
- Wybaczenie nie jest równoznaczne z zapomnieniem - podkreśla mój rozmówca. Na swoim przykładzie pokazuje jednak, że uwolnienie od doznanej krzywdy jest możliwe. Warunek to mocny punkt oparcia. - W moim przypadku był nim Jezus, który za wierność prawdzie umarł na krzyżu - przypomina.
Jacek jest mężem i ojcem. - Mam córkę i żonę, bo choć jesteśmy po cywilnym rozwodzie, przed Bogiem będę jej zaślubiony aż do śmierci - uściśla. Pamięcią sięga do początków znajomości. - Poznaliśmy się na zabawie. Zaiskrzyło. Po trzech miesiącach były zaręczyny, a rok później staliśmy już przed ołtarzem. Po ślubie zamieszkaliśmy z moimi rodzicami. Zadowoleni, że syn się ustatkował, przepisali na nas gospodarstwo i czekali na wnuki. Byłem jedynakiem - zaznacza. Rok po ślubie mężczyźnie urodziła się córka. - Myślałem, że jesteśmy szczęśliwi. Moi rodzice bardzo nam pomagali. Byliśmy zdrowi. Żona nie musiała pracować. Starczało na chleb i do chleba.
Pozorną sielankę zaburzyło jedno podsłuchane zdanie. - W rozmowie z koleżanką żona rzuciła: „Ten głupek niczego się nie domyśla”. „Głupek? Tak nisko mnie cenisz?” - rzuciłem niby żartem. Wtedy rozpętało się piekło. Oskarżyła mnie, że ją tłamszę, że jest stworzona do wyższych celów niż bycie żoną nieudacznika. Moich rodziców, którzy przekazali nam dorobek całego swojego życia, nazwała darmozjadami. W końcu oznajmiła, że chce rozwodu. Myślałem, że to żart! Po czasie okazało się jednak, że wszystko było wyreżyserowanym wcześniej spektaklem.
Jackowi łamie się głos, kiedy opowiada o kolejnych etapach sprawy rozwodowej. - Jak lwica walczyła o nie swój majątek. Wstyd się przyznać, ale chcąc mnie zniszczyć, posunęła się nawet do oskarżenia mnie przed znajomymi i rodziną o molestowanie naszej córki. Wyobraża sobie pani? Na szczęście adwokat, którego wynajęła, chyba wytłumaczył jej, czym grozi krzywoprzysięstwo i jak bardzo fałszywymi pomówieniami krzywdzi własne dziecko. Wycofała się, ale zszarganej opinii i nerwów nic mi nie naprawi - wyznaje.
Sprawa rozwodowa ciągnęła się dwa lata. - Nie polecam najgorszemu wrogowi - zaznacza. - Mój tata miał zawał, mama do dziś leczy się na depresję. Córka została przy matce, jestem dochodzącym ojcem. Była żona dostała połowę majątku, w tym pół domu, że niby na dziecko. W drugiej części miałem mieszkać ja i rodzice. Kiedy jednak miesiąc po rozwodzie sprowadziła do swojej części „nowego tatusia”, oddałem swoją część pola w dzierżawę i wyprowadziliśmy się do miasta.
- Za głupotę się płaci - Jacek nie ma wątpliwości, że byłej żonie od początku chodziło o majątek. - Ale dlaczego taką karę musieli ponieść moi rodzice? To prości i pokorni ludzie, którzy - wystawieni na ludzką wzgardę i pośmiewisko - dla świętego spokoju zgodzili się opuścić rodzinny dom. Przeszliśmy przez piekło - powtarza.
Od wspomnianych zdarzeń minęły cztery lata. Jacek zatrudnił się jako kierowca. Jego pensja i dwie emerytury rodziców pozwalają na skromne, ale godne życie. - Mówią, że czas leczy rany, choć nie mam wątpliwości, że są i takie, które nigdy się nie zabliźniają. Sensem mojego życia jest dziecko. Widzę, jak bardzo lgnie do mnie i dziadków, a żonie chyba powoli nudzi się macierzyństwo. Przykład? Córka spędziła u nas całe wakacje - wyjawia.
Pytany o szanse na naprawę relacji z matką swojego dziecka mężczyzna przyznaje, że każdy dzień oznacza balansowanie między rozpaczą a nadzieją. - Myślałem, że z czasem skruszeje i się wyprowadzi. Słusznie czy niesłusznie, ale chciałbym ją spłacić. Miejsce moich rodziców jest w ich domu - akcentuje.
Tymczasem - jak wyznaje - razem z matką gorliwie modlą się o nawrócenie byłej żony. - Dla Boga nie ma nic niemożliwego. Liczę, że w końcu się opamięta. Przebaczyłem jej, a ostatnio, jak odwoziłem córkę, wyciągnąłem nawet rękę do zgody. Nigdy nie zapomnę tego spojrzenia! W miejsce skruchy, której mógłbym oczekiwać, była buta i jeszcze ten ironiczny uśmiech... - diagnozuje.
Jacek kończy refleksją, że najcenniejszą lekcją wybaczania są słowa Jezusa wypowiedziane z wysokości krzyża: „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią”. - Krzywda boli. Tyle że nie przebaczając, bardziej krzywdzimy samych siebie niż tych, co nas krzywdzą. Zresztą, zło - wcześniej czy później - ukaże się samo - podsumowuje.
AW
„Jeśli bowiem przebaczycie ludziom ich przewinienia i wam przebaczy Ojciec wasz Niebieski. Lecz jeśli nie przebaczycie ludziom i Ojciec wasz nie przebaczy wam waszych przewinień” (Mt 6,8b-15). W tych słowach kryje się pewien warunek: Bóg chce przebaczać, ale to od nas zależy, czy otrzymamy przebaczenie, czy też nie....
Przebaczenie nie jest łatwe. Z ludzkiego punktu widzenia wydaje się wręcz niemożliwe. Gdzie szukać oparcia? W słowach Jezusa: „Beze mnie nic uczynić nie możecie” (J 15,5).
Marcin Zieliński - lider wspólnoty Głos Pana ze Skierniewic, autor książki „77/ Moc przebaczenia” - stawia odważną tezę: - Wierzę, że przebaczenie jest furtką do życia w błogosławieństwie i obfitości, do którego Jezus chce nas doprowadzić.
Umiejętność wybaczania nie jest oznaką słabości. Wręcz przeciwnie: to wyższa szkoła jazdy z Bogiem. - Dla wierzących przebaczenie nie powinno być nigdy jednorazową decyzją. Ono musi stać się stylem życia - podkreśla M. Zieliński, dodając, że jeśli ktoś nas skrzywdzi, powinniśmy przebaczać od razu, najlepiej na głos, byśmy sami siebie słyszeli. - Niech to będzie automat: „Błogosławię ci, człowieku”. Jezus zachęca, abyśmy ofiarowali innym to samo przebaczenie, które zupełnie za darmo, z łaski, zostało dane nam.
Lider Głosu Pana zaznacza jednocześnie, iż nieprzebaczenie nie jest wcale problemem osoby, która nas skrzywdziła. - Nie! Nieprzebaczenie jest naszym problemem, bo działa jak trucizna, która zatruwa od środka, sprawiając, że duchowe i fizyczne życie stopniowo obumiera - podpowiada, przestrzegając przed pielęgnowaniem dawnych urazów. Brak przebaczenia lider wspólnoty porównuje do otwarcia drzwi w sercu. Stoją one na oścież przed wrogiem, który może wejść w nasze życie i zacząć je stopniowo niszczyć. - Dopiero kiedy podejmiesz decyzję o przebaczeniu, drzwi się zamkną i zobaczysz, że Bóg cię faktycznie wysłucha i zaczyna działać w twoim życiu.
Jakiego rodzaju nieprzebaczenia pojawiają się w naszym życiu? M. Zieliński wskazuje na trzy sfery, z jakimi powinniśmy się rozprawić. Pierwsza to nieprzebaczenie względem innych ludzi. - Konieczność przebaczenia nie jest kaprysem Boga, ale czymś, co On zaleca nam dla naszego dobra - akcentuje. Nie mniej ważna - jak tłumaczy - staje się też konieczność przebaczenia sobie. - Sprawy z przeszłości należy wyznać Bogu. Może być jednak tak, że choć wyznałeś je dawno temu i On ci przebaczył, nadal je rozdrapujesz... - zauważa. I wskazuje ratunek: - Trzeba się z tym zmierzyć podczas modlitwy. Jezus zostawił nam pomocnika. Duch Święty jest tym, który przekonuje nas o grzechu i w pełni miłości i szacunku pozwala nam stanąć na nogi. Wyznanie Bogu grzechów w sakramencie pokuty jest fundamentem, na którym bazujemy w przebaczeniu sobie samemu - zaznacza. A co z przebaczeniem Bogu? Przecież mamy zwyczaj oskarżać Go, że dopuścił śmierć czy chorobę... - Nie pozwalajmy sobie na gniew wobec Niego, bo On jest naprawdę niezwykle dobry - podkreśla lider wspólnoty i dodaje, by w zderzeniu z tragedią, kiedy już opadną emocje, przyjść do Niego i powiedzieć: „Boże, nie rozumiem, dlaczego to się stało, ale ufam Ci, że jesteś ze mną w tym wszystkim”....
- Przebaczenie nie jest uczuciem. Jest decyzją - ewangelizator zaznacza, że o ile do pojednania potrzebne są dwie strony, do przebaczenia wystarczy jedna. Nie rozumiem krzywdy, jaka mnie spotkała, ale skoro doświadczyłem przebaczenia za darmo, czuję się wezwany, by je nieść...
Celem sprawdzenia, czy poradziliśmy sobie z Bożym wezwaniem do wybaczania, M. Zieliński proponuje prosty tekst: - Jeśli się za tę osobę modlisz i w modlitwie ją błogosławisz, to znaczy, że podjąłeś decyzję o przebaczeniu - tłumaczy z uwagą, by nie kierować się emocjami, które okazuje się bardzo różne, ani uczuciami, które nigdy nie są miarodajne.
- Przebaczenie nie jest alternatywą dla wierzącego chrześcijanina. Przebaczenie jest naszym obowiązkiem, jeśli nazywamy się uczniami Chrystusa - podsumowuje.
AW
Echo Katolickie 35/2018
opr. ab/ab