O włoskim stygmatyku, który w każdy Wielki Piątek współcierpi ze Zbawicielem oraz jego przesłaniu dla świata
W Wielkim Tygodniu krwawi całe jego ciało - fizycznie przeżywa pasję Zbawiciela. Posługuje charyzmatem uzdrawiania, a jego bliscy mówią także o darze bilokacji. Brat Elia to współczesny mistyk i stygmatyk, któremu Chrystus pozwolił utrwalić swoje oblicze na fotografii.
„Drugi o. Pio” - tak o nim mówią. Choć on sam nie lubi tego zestawienia. „Zostawcie świętych w spokoju” - apeluje. Nie zaprzecza jednak, że jest kontynuatorem dzieła głoszonego przez świętego kapucyna.
Od kilku lat brat Elia przyjeżdża do Polski, a spotkania z jego udziałem gromadzą setki wiernych. Przybliżeniu jego życia oraz cechującej go niezwykłej relacji z Chrystusem służą też trzy książki autorstwa Fiorelli Turolli, jakie ukazały się u nas nakładem wydawnictwa Esprit: „Anioł ze stygmatami zatrzymał się w moim domu”, „Tajemnica światła” oraz „Boża Opatrzność i najemnik Boga”. Historia ich powstania jest o tyle ciekawa, że to sam anioł miał wskazać bratu autorkę jako osobę, która otworzy mu drzwi w wielu miejscach.
Cataldo Elia urodził się 20 lutego 1962 r. we Francavilla Fontana we Włoszech. Biografka mistyka odnotowała, że odkąd chłopiec skończył siedem lat, co roku na wiosnę tracił apetyt, wymiotował i chudł. Lekarze wobec zaniepokojonych stanem zdrowia syna rodziców bezradnie rozkładali ręce. Zjawisko wydawało się tym bardziej zagadkowe, że tuż po Wielkanocy wszystko wracało do normy. W tym samym czasie Cataldo zaczął widywać anioły mające główki uśmiechniętych dzieci, ze skrzydełkami po bokach. Wpatrywał się w nie bez lęku, wręcz zauroczony.
Pewnego dnia przyszedł do chłopca anioł wielkości dorosłego człowieka. Uśmiechając się, przedstawił się jako Lechitiel, jego anioł stróż. „Będę z tobą zawsze, będę cię prowadził i strzegł przed złem” - obiecał. „Elia nigdy więc nie był sam. W towarzystwie swojego anioła stróża chodził do szkoły, bawił się i dorastał” - relacjonuje F. Turolli. Zapytany przez rówieśnika, dlaczego Pan wybrał akurat jego, by mówił o Nim ludziom, chociaż słabo się uczy, odpowiedział z prostotą: „Ja też się zdziwiłem, kiedy dowiedziałem się, że woli przy swoim tronie osiołka niż mędrca”.
W wieku 18 lat Elia przeprowadził się do Monachium, gdzie podjął pracę listonosza. Kiedy pewnego razu miał doręczyć paczkę do zakonu kapucynów, po przekroczeniu murów klasztoru zastał braci spierających się o przygotowanie świątecznej szopki. Cataldo podjął się zadania, a kiedy okazało się, że ulepione przez niego figurki są jak żywe i zdają się wręcz ze sobą rozmawiać, przeor zaproponował, by zamieszkał w klasztorze. Był szczęśliwy, żyjąc blisko Kościoła i Jezusa w Eucharystii. Zapytany jednak przez przełożonego wspólnoty, czy nie myślał o drodze zakonnej, odpowiedział: „Absolutnie nie”. Ostatecznie w 1985 r. Cataldo wstąpił do nowicjatu Zakonu Braci Mniejszych Kapucynów w Lombardii i przyjął imię od swojego nazwiska.
Kierując się dobrą wolą, w życiu zakonnym Elia starał się pomagać wszystkim. Szybko ujawnił się też cechujący go charyzmat uzdrawiania. Motywowany pragnieniem coraz większego zjednoczenia z Chrystusem, zakonnik nieustannie pytał Boga: „Co jeszcze mogę dla Ciebie zrobić?”.
W 1990 r., po złożeniu pierwszych ślubów, zaczęła się trwająca do dziś kalwaria brata Elii. Podczas nauki w obecności pozostałych braci z jego czoła zaczęła kapać krew. Lekarze nie potrafili dociec przyczyny. „Zbliżał się Wielki Post. Elia zaczął źle się czuć: silny ból głowy, kości, zwłaszcza w przegubach dłoni i stopach. Ból był tak ostry i przeszywający, że Elia nie mógł tego znieść. Do tego po zewnętrznej stronie dłoni pojawiły się dwie ciemne plamy” - odnotowała autorka jego biografii. „Powiedzcie, co mi jest?” - dociekał przerażony. „Elia, to stygmaty” - podpowiedział jeden z braci.
W tym samym roku zakonnik po raz pierwszy przeżył pasję Chrystusa. Jej przebieg co roku jest taki sam... Zaczyna się w Wielki Piątek wysoką gorączką. Po 14.00 Elia zaczyna odczuwać biczowanie. Jak spoliczkowany Jezus ma też podbite oczy i opuchniętą twarz. „Leżał w swoim łóżku, cierpiąc i krwawiąc. Jego plecy były całe w potwornych ranach, jak po biczowaniu. Prawe ramię zwichnięte, na jego czole widniały ślady pozostawione przez poprzeplatane kolce: koronę o wysokości ok. 15 cm. Na rękach, przy nadgarstkach oraz na stopach otwierały się duże ropiejące rany, podobnie jak ta na boku, po przebiciu włócznią” - opisała spotkanie z cierpiącym stygmatykiem F. Turolli. Po 15.00 brat Elia traci przytomność i zaczyna umierać jak Chrystus. Przez całą noc czuwają przy nim, modląc się, bracia ze wspólnoty i świeccy. Wymieniają też nasiąknięte krwią i pachnące różami prześcieradła. W Wielką Sobotę rany znikają, ból mija. Pozostają tylko stygmaty.
Po latach rozeznawania woli Bożej brat Elia rozpoczął misję ewangelizacyjną. W 2000 r., za zgodą władz zakonnych i biskupa, założył wspólnotę Apostołów Bożych, zamieszkując wraz ze współbraćmi w dawnym klasztorze franciszkańskim w Calvi. Do umbryjskiego klasztoru każdego roku ściągają tysiące pielgrzymów z Włoch i świata. Zakonnik modli się nad każdym, a mając dar czytania w ludzkich sercach, z właściwą sobie prostotą zachęca: „Rozmawiaj z Panem. Jeśli nie powiesz Mu o swoich problemach, w jaki sposób ma cię usłyszeć?”. Niezwykła relacja z Chrystusem stanowi sens i cel życia brata Elii, a jego codzienność - podobnie jak pozostałych braci - pozostaje rozpięta między pracę a modlitwę.
Zakonnik pozostaje pod zwierzchnictwem biskupa diecezji Terni, na którego ręce złożył prywatne śluby, oraz opieką duchową towarzyszącego mu w podróżach ks. Marco Belladelliego. Od kilku lat brat Elia odwiedza Polskę, goszcząc - za zgodą biskupów - w kolejnych diecezjach. Każde spotkanie z mistykiem przyciąga setki wiernych, a na jego przesłania do Polski można natrafić na różnych portalach internetowych.
Wielkie poruszenie w świecie wywołało zdjęcie Jezusa zrobione przez brata Elię! Po otrzymaniu stygmatów decyzją przedstawicieli Kościoła, który od początku uważnie przygląda się mistykowi, udał się on do Nowego Jorku celem poddania się specjalistycznym badaniom. Przesłuchujący go lekarze dociekali m.in., z kim rozmawia... Jak sugeruje autorka biografii, chodziło im o świat duchowy, aniołów, Matkę Bożą itp. Elia usłyszał wówczas głos: „Nie odpowiadaj na to pytanie”. Pod naciskiem kolejnych dociekań komisji, ten sam głos podpowiedział mu: „Zaproś ich jutro do kościoła, aby zrobić zdjęcie”. Zakonnikowi wręczono aparat - zabawkę z kliszą na 12 zdjęć. I podczas gdy innym fotografom udało się uwiecznić tylko białą ścianę, na dwóch ostatnich zdjęciach zrobionych przez mistyka ukazało się oblicze Chrystusa. Zdjęcie, które obiegło cały świat! Trudno polemizować z opinią, że Jezus idzie z postępem... Faustynie kazał namalować obraz, a bratu Elii zrobić zdjęcie zupełnie, jakby mówił: „Ja jestem tutaj dla ciebie! Wierzysz w to?”.
Zapytany, gdzie szukać ratunku dla świata, brat Elia odpowiada: - Ratunek musimy znaleźć w Bogu. Życie jest szybkie, ale trzeba wyhamować. Musimy modlić się i umieć słuchać Bożego słowa.
Kiedy zwracamy się do Boga? Czy tylko wtedy, gdy jest źle? Bóg jest cały czas z nami, teraz i zawsze - przypomina.
Mówiąc o lęku zniewalającym współczesnych ludzi, zakonnik podkreśla: - Bóg jest miłością, łaską i miłosierdziem. Jest wszystkim! Jeśli ktoś posiada Boga, ma wszystko... A my musimy zrozumieć potrzebę dziękowania Mu każdego dnia i w każdej sytuacji.
Jako antidotum na kryzys trapiący dzisiejsze rodziny mistyk wskazuje dialog. - Mamy wiele problemów i trzeba powierzyć je Bogu - doradza.
- Każdy dzień jest próbą. Każdego dnia Pan mierzy nas, tak jak ziarenko różańca. Kim jest człowiek bez Bożej miłości? - mnoży pytania. - My mamy do Niego dojść. Nie patrz do tyłu, ale idź do przodu. Tego pragnie Bóg - oznajmia.
- W Kościele znajdziesz Boga. Tego, który sprawia wzrost i jest drogą - wyjaśnia brat Elia. - Człowiek zawsze ma wybór. Bóg wzywa do czuwania i modlitwy. Mówi: „Pozwól Mi wejść do twojego serca, abym mógł cię odnowić. Wyrzuć serce kamienne, a dam ci dobre serce”. Boga odnajduje się w prostocie. Możemy spotkać Go wszędzie, w każdej chwili swojego życia. On czuwa nad nami i na nas patrzy. Bóg chce jedności. On jest miłością.
Opinię, iż współcześnie nie brakuje ludzi twierdzących, że Bóg jest im niepotrzebny, prostuje w słowach: - Wcześniej czy później spotkają Boga. Pan przychodzi, puka. On wie, który moment jest odpowiedni. Tylko On to wie. Kiedy czas naszego życia dobiegnie końca, będziemy musieli zdać świadectwo przed Bogiem. Wtedy też poznamy całą prawdę...
Ten, kto znajdzie Boga, znajdzie niezgłębioną i niezmierzoną miłość i przestanie się bać. Taki człowiek może nawet iść przez ogień, bo - jestem pewien - w połowie takiego doświadczenia wkroczy Pan, weźmie go za rękę i zawróci - wyjaśnia.
Ludziom, którzy Boga mają na ustach, ale nie w sercu, zakonnik doradza: - Zapraszam do częstej spowiedzi i dialogu. Zazwyczaj ci, którzy próbują być twardzi na zewnątrz, w środku są jak baranki. Pozory mylą. Skutkiem ich złego zachowania bywa wcześniejsze rozczarowanie, krzywdy doznane w rodzinach. Mnie Bóg nigdy nie rozczarował. Nigdy nie wyrządził mi żadnej krzywdy, ale człowiek - tak. Tyle że na końcu cierpienia jest zawsze Pan ze swoim słowem: „Patrz, jestem tutaj dla ciebie”.
Zapytany o przyszłość Kościoła brat Elia dzieli się kolejnym spostrzeżeniem: - Jeśli jesteśmy dobrymi wychowawcami i będziemy ewangelizować w łasce Bożej, zasiane ziarno zostanie zebrane. Jeśli jednak ktoś sieje wiatr, zbiera burzę. I to nie Bóg karze, ale życie. Bóg nigdy nas nie osądza.
Jestem, aby ci powiedzieć: wierz! Bóg istnieje. On czeka na wszystkich. I Pan czekał również na mnie... Dlaczego mnie wybrał? Ja nie chciałem... Później mówiłem: „Panie, dziękuję Ci”, ale wcześniej było: „Zabierz to ode mnie. Nie chcę tego”. Bałem się. Kiedy brat z infirmerii powiedział: „Patrz, to są stygmaty”, płakałem, trzęsłem się, miałem gorączkę. Wszędzie płynęła krew. Wtedy jeden z ojców pocieszył mnie: „Elia, życie jest piękne. Musisz się modlić, a zobaczysz, że Bóg przemieni to wszystko w piękno”. Potem pojechałem na tygodniowe rekolekcje do klasztoru i powiedziałem: „Panie, niech się dzieje Twoja wola”.
Bóg jest dobry! Kiedyś odejdę z tego świata i będę z Nim szczęśliwy.
Echo Katolickie 15/2019
opr. ab/ab