Eucharystyczne kryterium katolickości wchodzi w naszych czasach na nowy poziom. Z jednej strony mamy do czynienia z atakami na świętość Eucharystii. Z drugiej - przybywa świątyń, gdzie trwa całodzienne wystawienie Najświętszego Sakramentu, rozwija się praktyka adoracji Eucharystii poza Mszą Świętą i wzrasta liczba wiernych przyjmujących Komunię Świętą
Nadmiar wrażeń i treści pociąga za sobą ryzyko, że potraktujemy je w sposób powierzchowny. To konsekwencja ograniczonych możliwości naszego umysłu i serca oraz zbyt małej podzielności uwagi. Kościół, który niesie ludziom orędzie Bożej miłości i zbawienia w Jezusie Chrystusie, też musi te uwarunkowania uwzględniać. Dlatego już po zakończeniu w liturgii okresu wielkanocnego, czyli w tzw. okresie zwykłym, kieruje naszą uwagę raz jeszcze ku tym treściom, z którymi mieliśmy do czynienia w sposób skumulowany w Triduum Paschalnym. Byliśmy jednak zbyt olśnieni przejściem od mroku Getsemani i Golgoty do blasku zmartwychwstania, zbyt pochłonięci świętowaniem Wielkanocy, żeby skupiać się na „detalach”.
Te „detale” to w rzeczywistości sprawy tak wielkie, jak choćby Serce Jezusa przebite na krzyżu dla naszego zbawienia, ustanowienie kapłaństwa czy wreszcie dar Eucharystii. Wszystko to już było w liturgii w Wielki Czwartek i w Wielki Piątek. Jednakże pod wpływem refleksji teologicznej i duszpasterskiej oraz sygnałów nadprzyrodzonych w postaci objawień prywatnych i cudów Kościół ustanowił oddzielne uroczystości Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa, Najświętszego Serca Jezusowego i wreszcie Jezusa Chrystusa Najwyższego i Wiecznego Kapłana, żeby podobnie jak w punktowym świetle reflektora jeszcze raz skupić na nich uwagę. Uroczystość Bożego Ciała ma najdłuższą wśród nich i najbogatszą tradycję. Dotyczy też sprawy i prawdy z tych trzech najważniejszej: obecności Jezusa Chrystusa w Najświętszym Sakramencie. Wiara w tę realną i trwałą obecność Jezusa Chrystusa w Eucharystii – jak mówił w ubiegłym tygodniu do księży były prefekt watykańskiej Kongregacji Nauki Wiary kard. Gerhard Müller – jest koniecznym warunkiem trwania w Kościele katolickim.
Eucharystyczne kryterium katolickości wchodzi w naszych czasach na nowy poziom. Z jednej strony mamy do czynienia z atakami na świętość Eucharystii w postaci zakłócania – za przyzwoleniem sądów – liturgii eucharystycznej, z profanacjami Najświętszego Sakramentu i z nazywaniem Go przez osoby publiczne „opłatkiem”, albo nawet prześmiewczo „wafelkiem”. Dochodzą do tego niebezpieczne zjawiska w łonie samego Kościoła, jak choćby niechlujstwo w celebrowaniu Eucharystii, spłaszczanie Mszy Świętej do poziomu wydarzenia o charakterze tylko społecznym czy kulturalnym oraz odrzucanie wymogu bycia w stanie łaski uświęcającej osób przyjmujących Komunię Świętą. Z drugiej strony przybywa świątyń, gdzie trwa całodzienne wystawienie Najświętszego Sakramentu, rozwija się praktyka adoracji Eucharystii poza Mszą Świętą i wzrasta liczba wiernych przyjmujących Komunię Świętą nie tylko w niedziele, ale także w dni powszednie. Ogólny spadek liczby kandydatów do życia konsekrowanego w stosunkowo najmniejszym zakresie odbija się na zakonach mających w charyzmacie adorację Najświętszego Sakramentu. To też znak czasu.
Procesje Bożego Ciała – nie tak liczne, jak przed 40 laty – również znacząco zmieniły swój charakter. Mało gdzie pozostały barwnym i skądinąd wartościowym wydarzeniem społeczno-kulturalnym z wyraźnym odcieniem folklorystyczno-ludowym. Może jeszcze do Łowicza, Spycimierza czy Karczewa ludzie ciągną z daleka, żeby uczestniczyć w czymś kulturowo niezwykłym. Jednak w coraz bardziej zurbanizowanym i światopoglądowo zróżnicowanym społeczeństwie udział w procesjach ulicami miast motywowany jest najczęściej względami czysto religijnymi. Wymaga pójścia pod prąd trendów dominujących w kulturze masowej, czasem rezygnacji ze zrobienia sobie „długiego weekendu”. Jest publicznym wyznaniem wiary w to, co po ludzku nieoczywiste, że nie „w chlebie”, ale „pod postacią chleba” od chwili przeistoczenia w czasie konsekracji jest Chrystus Pan. Przeistoczenie dotyczy bowiem całej substancji chleba i wina. „Bo tu już nie ma chleba, to Bóg, to Jezus mój” – jak słusznie wyznajemy w jednej z pieśni eucharystycznych. Pozostaje tylko postać, smak i zapach chleba.
Uroczystość Bożego Ciała jest właśnie po to, żebyśmy sobie tę realność i trwałość obecności Chrystusa w Najświętszym Sakramencie bardziej uzmysłowili i głębiej ją przeżyli. To jeden z aspektów głębi Eucharystii, która z Chrystusowego ustanowienia jest również pamiątką ostatniej wieczerzy i uobecnieniem Jego jedynej Najświętszej Ofiary. Trwała obecność Chrystusa pod najświętszymi postaciami, również po zakończeniu Mszy Świętej, ma charakter nieprzemijający, a nie okazjonalny i nie intencjonalny. Tę Jego obecność kontemplujemy i wyznajemy w Boże Ciało.