Co ma wspólnego Karmel z Afryką? Wiele, paradoksalnie, bo zdawać by się mogło, że duch kontemplacyjny właściwy zakonowi, który wydał wielkich mistyków, raczej nie sprzyja dalekim podróżom i czynnej ewangelizacji. Ale czy to nie święta Teresa od Dzieciątka Jezus jest patronką misji?
Co ma wspólnego Karmel z Afryką? Wiele, paradoksalnie, bo zdawać by się mogło, że duch kontemplacyjny właściwy zakonowi, który wydał wielkich mistyków, raczej nie sprzyja dalekim podróżom i czynnej ewangelizacji. Ale czy to nie święta Teresa od Dzieciątka Jezus jest patronką misji?
Wśród najciekawszych muzeów misyjnych jedno jest dla mnie wyjątkowe – właśnie karmelitańskie, w Czernej. Obok siebie stworzono w domu pielgrzyma tego sanktuarium dwa właściwie muzea: misyjne i karmelitańskie. Dopiero to właśnie zestawienie karmelitańskiej ciszy i szczytów kontemplacji z kolorową afrykańską chałupą, na kształt której zrobione jest muzeum misji, pozwoliło mi doświadczyć, dlaczego jedno z drugim się nie wyklucza, a wręcz przeciwnie – jedno potrzebuje drugiego. Afryka. Prosta i uboga. Jak karmelitańskie życie. Czy równie głęboka duchowo jak karmelitańscy mistycy?
Ojciec Maciej Jaworski, karmelita, o którego najnowszej książce pisze w bieżącym numerze „Gościa Niedzielnego” (ss. 48–49) Beata Zajączkowska, trafił na misje po tym, jak sprzątając to misyjne muzeum, odkrył w sobie źródła powołania misyjnego. Dziś dociera tam, gdzie dostępu nie ma żadna kamera, czy dyktafon. Zaangażowany w pracę formacyjną i głoszenie rekolekcji, a jednocześnie twórca jedynej pustelni w Rwandzie. Ponoć miejsca na indywidualne rekolekcje trzeba w niej rezerwować wiele miesięcy wcześniej. Dlaczego o tym wspominam przy okazji przypadającej właśnie Niedzieli Misyjnej, a właściwie Światowego Dnia Misyjnego? Dlatego, że w swoim orędziu na ten dzień papież Franciszek zwrócił uwagę, iż w Kościele „misja” jest zawsze „wolną i świadomą odpowiedzią na powołanie Boga. Ale to powołanie możemy dostrzec tylko wtedy, gdy przeżywamy osobistą relację miłości z Jezusem żyjącym w swoim Kościele”.
Przyznam, po ostatnich lekturach całej masy artykułów mających na celu skazanie Kościoła na śmierć przez wyludnienie powrót do tej misyjno-kontemplacyjnej wizji papieża i karmelitów dodał mi otuchy. Nie dlatego, bym za „wentyl bezpieczeństwa” kościelnego miał uważać lokalne Kościoły na innych niż Europa kontynentach. Coś na kształt cynicznego: „Przetrwamy. Jak nie tu, to tam”. Raczej dlatego, że smak wiary wszędzie jest taki sam i nie da się go zniwelować, o ile osobista relacja miłości z Jezusem żyjącym w swoim Kościele będzie punktem wyjścia dla każdego, kto w tym Kościele żyje. „Oto ja, poślij mnie!” – tym cytatem z Księgi proroka Izajasza Franciszek zatytułował tegoroczne orędzie. I stwierdził, że „to powołanie pochodzi z serca Boga, z Jego miłosierdzia, które rzuca wyzwanie zarówno Kościołowi, jak i ludzkości w obecnym kryzysie światowym”. To prawda. I Kościół, i cała ludzkość stoją obecnie przed ogromnymi wyzwaniami, kto wie, czy nie największymi w ostatnich dziesiątkach lat. Tym bardziej warto docenić smak wiary, któremu ani człowiek, ani żaden wirus zaszkodzić nie mogą. Choć, jak pokazują statystyki, zmysł smaku nie ma się najlepiej w dobie pandemii koronawirusa i wielu zarażonych go na jakiś czas traci.
ks. Adam Pawlaszczyk - redaktor naczelny tygodnika "Gość Niedzielny"
opr. ac/ac