Papież Franciszek naszym przyjacielem jest

Entuzjazm, wzruszenie, fascynacja - to dobre emocje, ale tylko emocje. Czy nasz stosunek do papieża Franciszka zawiera coś więcej? Czy powinien?

Pamiętam nasz entuzjazm, gdy w 1985 roku zjechaliśmy się – młodzi franciszkanie – na Górę św. Anny. Okazja była piękna – 750-lecie przybycia zakonu franciszkańskiego do Polski. Na spotkanie z blisko 600-osobową grupą nowicjuszy i kleryków z 9 wtedy prowincji franciszkańskich przyjechało 3 generałów – Franciszkanów Konwentualnych, Braci Mniejszych i nasz, Braci Mniejszych Kapucynów. Pamiętam to pierwsze moje spotkanie z najwyższym przełożonym mego zakonu – był nim wtedy Flavio Roberto Carraro, późniejszy biskup Werony. My, młodzi, trochę skracając dystans, ale z ogromną radością śpiewaliśmy: ojciec generał naszym przyjacielem jest… na melodię Glory, Glory, Alelluja. Generał cieszył się i radował z nami.

Przywołuję to odległe wydarzenie, gdyż kojarzy mi się ono nieodmiennie z dzisiejszą reakcją na wybór papieża Franciszka. Wszyscy Go kochają! Fascynują się jego uśmiechem, prostotą, zasypują nawzajem anegdotami świadczącymi o jego nonkonformizmie i bliskości z ludźmi: zadzwonił do kioskarza, nie włożył części papieskiego stroju… no i te buty, czarne, choć koślawe to jednak hitowe. Na pewno w tym wszystkim jest niemało sympatii i fascynacji innością papieża Franciszka. Wielość nowych gestów i postaw sprawiła, że trudno oderwać od niego uwagę, trudno go nie kochać taką właśnie prostą miłością zafascynowanych młodziaków.

I choć sam interesuję się tymi szczegółami i z olbrzymią życzliwością je przyjmuję, to jednak ostatnimi czasy zaczynam się niepokoić. Spotykam coraz więcej katolików żywo zafascynowanych nowym papieżem, ale gadają w kółko tylko o tych butach, o obiadach w Domu Świętej Marty i znowu o kioskarzu, i… ani słowa o wypowiedziach, o nauczaniu Franciszka. Zaczynam się bać, że dokonuje się niebezpieczny, choć pozornie sympatyczny, proces kreowania papieża na celebrytę. No, może nie wprost na celebrytę. Dziś medioznawcy odróżniają celebrytów (znanych z tego, że są znani) od herosów (znanych z powodu jakichś realnych osiągnięć). Bycie papieżem z pewnością klasyfikuje człowieka jako herosa, jako bohatera w każdych czasach, także dziś. Jednak wrzawa wokół w sumie drugorzędnych szczegółów związanych z jego osobą ostatecznie może grozić anegdotyzacją czy może nawet sprowadzeniem pontyfikatu do szeregu mniej lub bardziej sensacyjnie przedstawionych wydarzeń.

Jeśli taki koktajl przygotowują media, to trudno je tak naprawdę winić – wszak taki ztabloidowany obraz papieża będzie najłatwiej przyswajalnym i najlepiej sprzedającym się produktem. Jednak jeśli katolicy realizują ten sam scenariusz, dostrajają się do tej samej optyki, to przykre. Obok fascynacji gestami i ciekawostkami potrzeba refleksji nad słowami papieża, nad jego nauczaniem, jego duchowością, jego decyzjami. Proces, który się dzieje, trochę przypomina naszą polską miłość do Jana Pawła II. Mnóstwo dumy, fascynacji szczegółami, wizytami – w większości polskich domów wiszą piękne zdjęcia ze spotkań z Karolem Wojtyłą, ale znajomość jego nauczania jest kiepska. Budujemy pomniki, ale nie czytamy, nie rozważamy encyklik.

Postanowiłem więc nie tyle nucić sobie, że papież Franciszek naszym przyjacielem jest, co wyprowadzać dialogi o ciekawostkach na drogi konfrontacji z papieskim nauczaniem. Kochajmy papieża Franciszka i medytujmy nad jego nauczaniem!



„Głos Ojca Pio” [3/81/2013]

www.glosojcapio.pl



opr. mg/mg



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama