Ojciec Daniel namawia nas do oporu... Jakiego?
"Idziemy" nr 19/2009
Z o. Danielem Ange rozmawia Radek Molenda
Czy czuje się Ojciec – jak powiedział promotor doktoratu honoris causa KUL ks. prof. Marek Chmielewski – współczesnym prorokiem Jonaszem, niezmordowanie nawołującym europejską Niniwę do opamiętania i nawrócenia?
Czasem też buntuję się jak Jonasz. I myślę, że potrzebny jest pewien ruch oporu wobec naszego uśpienia duchowego. Każdy z nas jest wezwany, by budzić wiarę – szczególnie w ludziach młodych. Jan Paweł II w czasie swojej trzeciej podróży do Polski wzywał właśnie do takiego oporu. Czasami mam też syndrom Jonasza, w tym sensie, że wolę oddalić się od tłumów, by być na pustyni.
Czas pustyni, modlitwy i ciszy oraz czas, kiedy ojciec z niesłabnącym entuzjazmem budzi wiarę młodych w wielu krajach – to jak, wracając do znanego porównania, dwa skrzydła?
Tak, bardzo lubię to porównanie. Kiedy brakuje jednego z tych skrzydeł, nie mogę „fruwać”. Oba są niezbędne nam wszystkim
Czego, według Ojca, najbardziej potrzebuje dzisiejsza młodzież?
Trzeba przede wszystkim, by jak najwięcej młodych ludzi przeżyło osobiste spotkanie z Panem Jezusem. Tylko wraz z Nim możemy odnaleźć odwagę opierania się złu, walki ze złem i doświadczyć radości, której nikt nie będzie mógł nam wyrwać. W tym spotkaniu, nawet w największym cierpieniu czy momentach beznadziei, możemy odnaleźć wewnętrzną siłę. Całą energię potrzebną, by żyć, czerpiemy z Niego, z Ciała Chrystusa. Dramatem, nie tylko młodych chrześcijan jest to, że wielu z nich wciąż jest w momencie Triduum Paschalnego. Lubią Jezusa, mówią o Nim, ale traktują Go jak kogoś z przeszłości, kto umarł. Nie świta im poranek zmartwychwstania. Pozostają w ciemności i beznadziei.
Powinniśmy przejść się z Jezusem do Emaus jak Jego uczniowie?
Tak. Jezus chce nas przeprowadzić od momentu, kiedy mówimy „a myśmy się spodziewali” do momentu, kiedy możemy Go poznać. Krótko mówiąc – trzeba nastawić nasz zegarek na wieczny poranek zmartwychwstania.
To dlatego na przyznanie doktoratu Ojciec przygotował list do młodych „Wstań! Świat potrzebuje Twojej wierności, odwagi i radości!”?
Dokładnie tak. Kiedy do Polski po latach narzuconej ideologii wróciła wolność, zaczęliśmy – mówię to w imieniu Polaków – swobodnie oddychać. I dobrze, bo tego potrzebujemy. Jednak pojawiło się niebezpieczeństwo, że zaśniemy w komforcie i nie zauważymy, że teraz pojawia się nowa ideologia pogańska, która zaminowuje w sposób dużo bardziej niebezpieczny nasze życie. W czasach komunizmu wszystko było proste – są dwie strony frontu, jak na wojnie. Po jednej stronie chrześcijaństwo, po drugiej – jego wrogowie. Czasem było zwycięstwo, czasem trzeba było ustąpić pola. Teraz są nowe wojny, a raczej wojenki. Mamy zamachy terrorystyczne, podkopywanie istniejących dotąd zasad. Armia nie bardzo wie, kogo atakować. Teraz wojny odwołują się do pierwszych instynktów: rządzy władzy, seksualności ludzkiej – wszyscy mamy z tym związki, pewne przyciąganie do tego, co w nas najgorsze. Dlatego walka jest dużo trudniejsza.
Żyjemy w czasach walki?
Absolutnie. We Francji to jest bardzo klarowne. Czasem jesteśmy manipulowani w sposób bardzo łagodny, żeby nie szokować wprost. Wszystko to czyni się bardzo płynnie, spokojnie. Będą akceptowane prawa, ale będzie też jakieś nocne głosowanie, kiedy kilku obecnych na sali posłów przegłosuje prawo skazywania na więzienie za jakiekolwiek słowa czy oświadczenia, które mogłyby się wydawać negatywne w stosunku do homoseksualizmu. Tak właśnie stało się niedawno we Francji. Policja zatrzymała senatora, który powiedział: „dla mnie heteroseksualność jest trochę lepsza, ponieważ zapewnia kontynuację gatunku ludzkiego”. W kraju praw człowieka i wolności słowa został on skazany przez sąd na dwa lata więzienia. Na szczęście sąd wyższej instancji zniósł ten wyrok w imię wolności słowa. Z kolei w Szwecji pastor luterański, który cytował św. Pawła odnoszącego się do homoseksualizmu, został również aresztowany. Żyjemy w czasach, kiedy „jedynie słuszna” myśl ideologiczna terroryzuje intelektualnie tych, którzy myślą inaczej.
Mówiliśmy o walce. Czy jest ona treścią listu do młodych?
List mówi o wielu różnych aspektach życia młodego człowieka – wszystkiego co dotyka życia młodego ochrzczonego człowieka. Intencją tego listu i jego głębią jest sprawić, aby wydało owoce całe bogactwo prawdy, jakie niesie Kościół. Aby się ono maksymalnie rozwijało, aby się rozwijał „chrzcielny kod genetyczny”, aby był coraz bardziej odkrywany – te wszystkie wspaniałe świadectwa świętości, świadectwa męczenników, po to, by tego dziedzictwa nie marnować. Chcę ci przywrócić wszystko, co jest Twoim dziedzictwem, żebyś był z niego dumny, szczęśliwy. Byś również był dumny z twojej kultury, z twojego narodu i jego historii. I z grubsza biorąc, byś był w ruchu oporu, aby uratować tożsamość narodu.
Ta tożsamość jest w Polsce, zdaniem Ojca, zagrożona?
Chodzi o niebezpieczeństwo wyrównywania w dół, uniformizacji kultury, czegoś, co jest przeciw komunii rozumianej jako „jedność w różnorodności”. Komunia szanuje różnice osób. W rodzinie szanuje się tożsamość naszej odmienności. Dzieci nie są klonami rodziców. A dziś modne jest klonowanie ludzi, a nawet narodów, według pewnego modelu. Trzeba być w ruchu oporu mówiąc: możemy mieć mniej pieniędzy, aby być wolni, być sobą.
Mówi się obecnie o kryzysie powołań w Polsce. O czym Ojciec mówił spotykając się z klerykami w Łodzi i Warszawie?
Mówiłem im, ze kapłan dzisiaj musi mieć tę samą odwagę, co ks. Jerzy Popiełuszko. To jest naprawdę dobry przykład, modelowy. Dziś rano przeczytałem, że w czasie swojej trzeciej pielgrzymki do Polski Jan Paweł II w Radomiu powiedział, że ks. Jerzy jest kapłanem trzeciego tysiąclecia. Mówiłem to samo od wielu lat, nie wiedząc, że papież to powiedział! Był czas, gdy ks. Jerzy był w Polsce krytykowany, ale papież zawsze go wspierał i dawał jako przykład. Dziś słowa papieża – także te z Gniezna – kierowane do alumnów polskich seminariów, wydają się bardzo aktualne. Zachęcałem ich do powrotu do tych słów.
Dlaczego, jak obecnie Ojciec zachęca, powinniśmy błogosławić się nawzajem Pismem Świętym?
Pomysł pojawił się nagle. Bardzo lubię błogosławić Najświętszym Sakramentem. Moim krzyżem także. Ale błogosławieństwo nie jest gestem tylko i wyłącznie kapłańskim. Każdy człowiek winien błogosławić Boga i błogosławić innych, którzy go otaczają. Na przykład rodzice dawniej błogosławili dzieci. Warto do tego ważnego i pięknego gestu w naszych domach wrócić. Mamy w domach ikony, krzyże, Biblie. Róbmy to, bo błogosławieństwo m.in. Słowem Bożym nie jest zastrzeżone dla kapłanów.
Czy uważa Ojciec, że obecny kryzys finansowy jest jakimś znakiem od Boga dla nas?
Kryzys jest wielką łaską, ponieważ większość osób całą swoją nadzieję składała tylko i wyłącznie w rzeczach materialnych, pieniądzach. Byliśmy niejako duszeni przez materializm. Nagle zobaczyliśmy, że systemy się chwieją, że całe nasze szczęście zależy tylko i wyłącznie od naszych kont bankowych. Szczęście naprawdę jest bardzo wrażliwe. Kryzys kieruje nas na bardziej trwałe źródła szczęścia: wartości ducha, wartości Boże. Te wartości nigdy nie znikną. Wszystko może zniknąć, a Słowo Boże zostaje! To, swoją drogą, pokazuje jak ważne miejsce w świecie ma kościół. Bo wszystkie systemy, ideologie upadają, a Kościół trwa i kontynuuje swoje dzieło. To wyzwanie dla nas, by dążyć do tego, co jest najistotniejsze.
Teraz nowa ideologia pogańska, zaminowuje w sposób niebezpieczny nasze życie.
Żyjemy w czasach, kiedy „jedynie słuszna” myśl ideologiczna terroryzuje intelektualnie tych, którzy myślą inaczej.
opr. aś/aś