W procesie beatyfikacyjnym Jana Pawła II nie dzieje się nic, co mogłoby nas niepokoić – takie zapewnienie złożył kard. Stanisław Dziwisz podczas ostatniego posiedzenia Konferencji Episkopatu Polski.
"Idziemy" nr 11/2010
W procesie beatyfikacyjnym Jana Pawła II nie dzieje się nic, co mogłoby nas niepokoić – takie zapewnienie złożył kard. Stanisław Dziwisz podczas ostatniego posiedzenia Konferencji Episkopatu Polski. Nie oznacza to jednak, że perspektywa wyniesienia na ołtarze papieża Polaka wszędzie wywołuje entuzjazm. W tym samym bowiem czasie w mediach zrobiło się głośno wokół wypowiedzi jednego z przedstawicieli lefebrystycznego Bractwa św. Piusa X, który zarzuca Janowi Pawłowi II modlitwę przy jerozolimskiej Ścianie Płaczu, ucałowanie Koranu i jeszcze kilka gestów podczas spotkań z ludźmi innych religii i kultur. Na niezadowolenie lefebrystów ze spodziewanej beatyfikacji Jana Pawła niewątpliwy wpływ ma także ekskomunika, którą zgodnie z prawem kanonicznym orzekł wobec samego Marcela Lefebvra i trzech wyświęconych przez niego bez zgody Stolicy Apostolskiej biskupów.
Poniekąd jednak zarzuty lefebrystów dotyczące gestów, a nie doktryny, potwierdzają, że w naszym podejściu do pontyfikatu Jana Pawła II i do całego życia Karola Wojtyły zbyt wiele jest płycizny i poszukiwania tanich efektów. Trochę w tym winy mediów, a trochę naszego intelektualnego i duchowego lenistwa. W biografiach, które ukazują się na temat papieża Polaka, przeważają sensacje i anegdoty. Czy tylko dlatego, że tego oczekuje tzw. masowy czytelnik? Czy również dlatego, że popularyzacja myśli studenta, księdza, biskupa, kardynała i papieża Wojtyły jest dla większości autorów zbyt wielkim wyzwaniem? Stąd brakuje popularyzatorskich publikacji nie tylko na temat osławionych prac w rodzaju „Osoba i czyn” oraz „Miłość i odpowiedzialność”, ale także na temat papieskich encyklik, katechez środowych i homilii. Ich miejsce zajmuje obowiązkowe śpiewanie „Barki”, powtarzanie sekwencji na temat wadowickich kremówek i migawki z wizyt w rzymskiej synagodze albo w damasceńskim meczecie.
Tymczasem w refleksji nad świętością nie jest najważniejsze, czy ktoś kochał narty i pozwalał się dla nich wywozić z Watykanu zasłonięty gazetą, ani to, że pływał kajakiem po mazurskich jeziorach, ani wreszcie to, ile we młodości zjadał kremówek. Choć to wszystko może pomagać w uczynieniu kandydata na ołtarze bliższym zwykłemu człowiekowi i ośmielić do jego naśladowania. Ale istotą świętości jest heroiczność cnót, która w przypadku Jana Pawła II została już potwierdzona dekretem Benedykta XVI. Zawiera się w tym zarówno wierność nauce Chrystusa w głoszonej doktrynie, jak i ponadprzeciętne zaangażowanie w życie na co dzień Chrystusową Ewangelią.
W tradycyjnych „Żywotach Świętych” pisanych na potrzeby procesów beatyfikacyjnych i kanonizacyjnych starano się zwykle skonfrontować kandydata na ołtarze z Ewangelią. Stąd opisy śmierci męczenników wydobywają wszystko, co w ich ofierze było podobne do ofiary Chrystusa. Zaś życie wyznawców konfrontowano najczęściej z prawem moralnym Nowego Przymierza, czyli z ośmiorgiem błogosławieństw. Ten ewangeliczny szablon przykładamy więc dzisiaj do życia i nauczania Karola Wojtyły: człowieka, kapłana, biskupa i papieża, aby zgodnie z zachętą Episkopatu Polski wyrażoną w haśle tegorocznego dnia papieskiego przyjrzeć się jego „odwadze świętości”. Najważniejsze jest bowiem to, czy Jan Paweł II był człowiekiem ośmiu błogosławieństw. W naszym tygodniku w szukaniu odpowiedzi na to pytanie pomagać nam będą co miesiąc specjaliści, których nazwisk komentować nie trzeba: o. Jacek Salij i ks. Jan Sochoń.
opr. aś/aś