Haki na Benedykta

Polowanie na skandale obyczajowe wśród duchowieństwa katolickiego stało się w ostatnim czasie smakowitym i dochodowym kąskiem nie tylko dla mediów, ale również dla wielu środowisk prawniczych.

"Idziemy" nr 12/2010

Ks. Henryk Zieliński

Haki na Benedykta

Polowanie na skandale obyczajowe wśród duchowieństwa katolickiego stało się w ostatnim czasie smakowitym i dochodowym kąskiem nie tylko dla mediów, ale również dla wielu środowisk prawniczych. Chociaż nie można zaprzeczyć, że w obydwu grupach zdarzają się także osoby uczciwie zaangażowane w tępienie przejawów krzywdy, niesprawiedliwości i obłudy, choćby i w Kościele.

Szczytem marzeń zarówno dla łowców skandali, jak i dla jego ideologicznych „reformatorów” jest znalezienie czegoś na samego Benedykta XVI. Wiadomo, im grubsza ryba, tym większy sukces! Stąd natychmiast po opisaniu skandalu w chórze kościelnym w Ratyzbonie, którym niegdyś kierował brat Benedykta XVI, zaczęło się szukanie haków na starszego z Ratzingerów. Efekty były jednak mizerne, bo jedyne, co można było zarzucić mu osobiście, to przypadki policzkowania przed 50 laty niesfornych chórzystów. Ale chyba każdy, kto żył w tamtych czasach, pamięta, jak od nauczycieli obrywał linijką „po łapach”. Samemu Benedyktowi XVI zarzucono, że jako biskup Monachium dopuścił, aby jego wikariusz generalny przywrócił do duszpasterstwa księdza oskarżonego w innej diecezji o pedofilię.

Nerwowe szukanie haków na samego Papieża każe wątpić w szlachetność intencji ludzi nawołujących do oczyszczenia i reformy Kościoła. Zwłaszcza, że ich postulaty i żądania nie są próbą ugaszenia zarzewia zła, ale przypominają dolewanie oliwy do ognia. Bo co wspólnego ze zdrowym rozsądkiem ma podnoszone wraz z nagłośnieniem skandali pedofilskich coraz bardziej natarczywe żądanie zniesienia celibatu duchownych? Szczególnie, że nie wychodzi ono od samych zainteresowanych, tylko spoza Kościoła? Wystarczy przecież tylko mieć odwagę porównania suchych liczb, aby dostrzec, że problem pedofilii tkwi zupełnie gdzie indziej niż w celibacie.

Celibat jest bowiem rezygnacją dorosłego człowieka z zakładania rodziny i wchodzenia w związek małżeński. Jan Paweł II pisał w Liście do młodzieży na rok 1985, że nie nadaje się do kapłaństwa i do życia w celibacie ten, kto nie ceni sobie wartości życia małżeńskiego. Stąd celibat, jak go rozumie Kościół, może dotyczyć jedynie osób heteroseksualnych, wolnych od jakikolwiek dewiacji, które uniemożliwiałyby lub utrudniały zawarcie i realizację małżeństwa rozumianego jako związek kobiety i mężczyzny. Osób, które mają skłonność do przeżywania swojej seksualności w sposób zwichnięty w jakimkolwiek kierunku, nie dotyczy celibat, ale kanon 1095 §3 KPK. Definiuje on że ci, którzy z przyczyn natury psychicznej są niezdolni podjąć istotnych obowiązków małżeńskich, są niezdolni do zawarcia małżeństwa. Nie mają zatem z czego rezygnować.

Dane opublikowane na początku roku przez Kościół w USA, jak i te, które zostały podane tym tygodniu przez ks. Charlesa Scicluna, szefa urzędu dyscyplinarnego Kongregacji Nauki Wiary, pokazują, że wśród oskarżeń o pedofilię przytłaczającą większość stanowią właśnie zarzuty o czyny homoseksualne. Nie przekreśla to faktu, że pedofilia heteroseksualna jest nie mniej groźną i szkodliwą dewiacją seksualną, choć występuje rzadziej. Dane wskazują natomiast, że lekarstwem na ujawnione skandale pedofilskie nie jest zniesienie celibatu, ale lepsza selekcja i formacja kandydatów do stanu duchownego. Tak, aby nie trafiali tam ludzie, którzy ani do celibatu, ani do małżeństwa się nie nadają.

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama