Powszechnie wiadomo, jak bardzo Janowi Pawłowi II zależało na tym, żeby ocalić pamięć męczenników, zwłaszcza męczenników naszych czasów
"Idziemy" nr 19/2010
Powszechnie wiadomo, jak bardzo Janowi Pawłowi II zależało na tym, żeby ocalić pamięć męczenników, zwłaszcza męczenników naszych czasów. Do nas, Polaków, papież najgłośniej mówił o tym 7 czerwca 1999 r. w Bydgoszczy.
Dwie wypowiedzi Jana Pawła II niech będą punktem wyjściowym tego rozważania. „Za szczególną powinność naszego pokolenia w Kościele uważam zebranie wszystkich świadectw o tych, którzy dali życie dla Chrystusa. Nasz wiek XX, nasze stulecie ma swoje szczególne martyrologium w wielu krajach, w wielu rejonach ziemi, jeszcze nie w pełni spisane. Trzeba je zbadać, trzeba je stwierdzić, trzeba je spisać, tak jak spisały martyrologia pierwsze wieki Kościoła i to jest do dzisiaj naszą siłą – tamto świadectwo męczenników z pierwszych stuleci. Proszę wszystkie episkopaty, ażeby do tej sprawy przywiązały należytą wagę. Trzeba, ażebyśmy przechodząc do trzeciego tysiąclecia, spełnili obowiązek, powinność wobec tych, którzy dali wielkie świadectwo Chrystusowi w naszym stuleciu”.
O Warszawie jako o mieście potężnego świadectwa mówił Jan Paweł II wielokrotnie. Tutaj przypomnę jego słowa, skierowane do Warszawiaków podczas audiencji generalnej 7 maja 1997 r.: „Wasze miasto ma tę historię bogatą, zarazem trudną i tragiczną. W ciągu wieków wielokrotnie było niszczone powstawało, odbudowywało się, zmartwychwstawało wciąż na nowo do życia, zyskując miano »Miasta nieujarzmionego«. Zdewastowane przez Potop Szwedzki, ograbione przez przemarsze wojsk rosyjskich i pruskich, pustoszone przez pożary, okaleczone polityczną niewolą narodu, mężnie broniło zawsze swej godności i chwały. Nie uległo agresji bolszewickiej w 1920 r. i nie uległo też niemieckim najeźdźcom w 1939 r. Nosi na sobie blizny najbardziej krwawego ze wszystkich powstań polskich, tego, które wpisało się w ludzką historię jako Powstanie Warszawskie. Legła wówczas w popiołach i gruzach Warszawa, ale pokonana nie została”.
Rzecz jasna, nie byłoby nic wzniosłego ani zasługującego na naszą wdzięczność i podziw w tym, że nasze miasto było wielokrotnie zabijane i niszczone – gdyby nie to, że nasi przodkowie płacili w ten sposób cenę za swoją duchową tożsamość i godność; gdyby nie to, że nawet wśród krwawych represji Polacy nie dali się złamać, nie pozwolili odebrać sobie duchowej tożsamości, ale jeszcze się w niej umacniali.
Jan Paweł II umiał podkreślić, że tożsamość Warszawy jest tożsamością przede wszystkim chrześcijańską i że przede wszystkim ze źródeł chrześcijańskich mieszkańcy stolicy czerpali odwagę w zmaganiach o wolność Narodu i siłę do tego, żeby się nie załamać nawet w dniach najbardziej tragicznych.
„Skąd czerpało to miasto siłę do przetrwania – pytał w tym samym przemówieniu – gdzie było źródło nieustannej nadziei dla jego mieszkańców? Podczas mojej pierwszej pielgrzymki do Ojczyzny powiedziałem na placu Zwycięstwa: »nie sposób zrozumieć tego miasta bez Chrystusa, tak jak nie sposób zrozumieć bez Chrystusa dziejów tego narodu, który miał przeszłość tak wspaniałą, ale zarazem tak straszliwie trudną«. (...) Miasto Warszawa zawsze żyło wiarą, z niej czerpało siłę do walki o wolność i niepodległość, a z miłości do Chrystusa rodziło się w sercach jego mieszkańców głębokie i ofiarne umiłowanie Ojczyzny. Warszawa służyła wiernie przez 400 lat autentycznym wartościom chrześcijańskim i narodowym. Broniła ich, ponosząc niejednokrotnie ogromne ofiary. Historia tego miasta uczy nas, że na Chrystusie trzeba budować nasze dziś i jutro. (...) Bez Chrystusa nie może być odnowy życia, nie może być wierności prawdzie i miłości wszystko ogarniającej, bo On »przyszedł, abyśmy mieli życie i mieli je w obfitości« (por. J 10,10)”.
Jak widzimy, Jana Pawła II interesowała nie pamięć w ogóle, ale pamięć aksjologiczna, przypominanie wartości dla naszej narodowej i warszawskiej wspólnoty najważniejszych. Zatem jest to pamięć zwrócona ku przyszłości, troszcząca się o to, ażeby te najważniejsze wartości ocalić i pozwolić im się rozwijać. Bo tylko w ten sposób umocnimy się we własnej tożsamości i znajdziemy wyznaczone nam przez Bożą Opatrzność miejsce w rodzinie narodów.
Toteż życzenia, jakie owego 7 maja 1997 r. skierował polski Papież do mieszkańców Warszawy, nabierają nowej głębi, kiedy dzisiaj zwraca je on do nas niejako zza grobu: „Życzę wszystkim tu obecnym i wszystkim mieszkańcom stolicy odwagi w wyznawaniu Chrystusa i wiernego trwania przy Nim, przy Ewangelii. Niech Warszawa stanie się miejscem szczególnie odpowiedzialnego świadectwa dla Polski i dla świata. To świadectwo jest dzisiaj bardzo potrzebne u progu trzeciego tysiąclecia. Czeka na nie nasza Ojczyzna, Kościół, oczekują go nowe pokolenia”.
Duch chrześcijański stara się w ludzkiej wspólnocie zauważać również poszczególnych ludzi, zwłaszcza jeśli niektóre ludzkie biografie były dla danej wspólnoty szczególnie ważne. To właśnie było szczególnie charakterystyczne dla Jana Pawła II, że kiedy mówił o jakichś wielkich, szczególnie wartych pamięci wydarzeniach, starał się zazwyczaj wydobyć jakiegoś konkretnego ich bohatera, streszczającego niejako duchowy sens tego wydarzenia. Rzecz jasna, nie zapominał też o podkreśleniu chrześcijańskiego pierwiastka, jaki w tym wydarzeniu zauważał.
I tak, kiedy 13 czerwca 1999 r., po nawiedzeniu Radzymina mówił o Bitwie Warszawskiej, która w naszej narodowej pamięci zapisała się jako Cud nad Wisłą, przypomniał, że „to zwycięstwo było poprzedzone żarliwą modlitwą narodową. Episkopat zebrany na Jasnej Górze poświęcił cały naród Najświętszemu Sercu Pana Jezusa i oddał go w opiekę Maryi Królowej Polski”. A zarazem przypomniał „między innymi bohaterskiego kapłana Ignacego Skorupkę, który zginął niedaleko stąd, pod Ossowem”.
O szczególnie wysokich cenach, jakie Warszawa płaciła od pokoleń na rzecz ocalenia Ojczyzny mówił Ojciec Święty w homilii wygłoszonej na Agrykoli podczas swojej pierwszej pielgrzymki do Polski niepodległej: „Jeśli pamiętamy o tej wielkiej daninie krwi, jaką Warszawa tyle razy składała na ołtarzu miłości Ojczyzny, jawi się nam nasza stolica – zwłaszcza w chwilach podniosłych – jako męczeńskie sanktuarium Narodu. Męczeńskie sanktuarium Narodu – tak nazwał Warszawę Prymas Tysiąclecia”.
W interpretacji Ojca Świętego danina krwi była poniekąd dopełnieniem tego ogromnego wkładu myśli patriotycznej i czynu reformatorskiego, jaki wnosiła Warszawa na rzecz całej Ojczyzny: „Pod koniec I Rzeczypospolitej, a także po jej upadku, właśnie Warszawa stała się widownią odradzania się dojrzałej miłości ojczyzny. To tutaj, w stolicy kształtowała się myśl obywatelska i podejmowano odważne działania mające na celu ratowanie zagrożonej ojczyzny. Szczytowym osiągnięciem tamtego patriotycznego zrywu było, jak wiadomo, uchwalenie Konstytucji 3 maja. Zapłaciła później za to Warszawa pamiętną rzezią swojej prawobrzeżnej dzielnicy, Pragi”.
Rzecz znamienna, że za postać symbolizującą poniekąd całość ofiar na rzecz Ojczyzny, jakie złożyli Warszawiacy w okresie Polski rozbiorowej, uznał Jan Paweł II generała Sowińskiego, związanego z Kościołem luterańskim: „Symbolem, mówił wtedy, pozostanie postać generała Sowińskiego – tego weterana walk za Polskę, inwalidy pozbawionego jednej nogi, który na niedalekiej Woli usiłował zagrodzić wrogowi wejście do stolicy i tam oddał życie. »Nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje« (J 15,13) – powiedział Chrystus. Chrystus sam jest pierwszym wśród tych, którzy dawali życie: za bliźnich, za sprawę, za ojczyznę. Nie brak w naszych dziejach Jego naśladowców”.
Warszawscy męczennicy to również te setki tysięcy ludzi zamordowanych tutaj za to tylko, że byli Żydami. Poruszające słowa na ten temat skierował Jan Paweł II 14 czerwca 1987 r. do przedstawicieli Żydów warszawskich: „Staliście się przez to wielkim głosem przestrzegającym całą ludzkość, wszystkie narody, wszystkie potęgi tego świata, wszystkie ustroje i każdego człowieka. Bardziej niż ktokolwiek inny, właśnie wy staliście się taką zbawczą przestrogą. (...) To jest wasza misja w świecie współczesnym wobec ludów, narodów, całej ludzkości. Kościół, a w tym Kościele wszystkie ludy i narody, czują się z wami zjednoczeni w tej misji. Owszem, wysuwają niejako na pierwszy plan wasz naród, jego cierpienie, jego wyniszczenie, wtedy kiedy pragną przemawiać do ludzi, do narodów i do ludzkości głosem przestrogi. W imię wasze podnosi ten głos przestrogi również papież. A papież z Polski ma do tego stosunek szczególny, ponieważ razem z wami jakoś przeżył to wszystko tu, na tej ziemi”.
Ale wróćmy do męczenników chrześcijańskich. Otóż warto zauważyć, że wśród męczenników, beatyfikowanych na placu Piłsudskiego w roku 1999 było aż dziesięciu warszawiaków. Znalazł się wśród nich wybitny biblista, ks. Roman Archutowski i duszpasterz akademicki z kościoła św. Anny ks. Edward Detkens, i charyzmatyczny opiekun ubogich kapucyn Anicet Kopliński, i dwóch kapłanów zamordowanych po upadku powstania warszawskiego za to, że nie porzucili rannych żołnierzy. Jan Paweł II nieraz powtarzał, że nie wolno nam zapomnieć o naszych męczennikach, inaczej bowiem – jak to napisał w encyklice Veritatis splendor, 93 – nie unikniemy „niebezpieczeństwa zatarcia granicy między dobrem a złem, a to uniemożliwia budowę i zachowanie porządku moralnego jednostek i społeczności”.
Toteż nic dziwnego, że papież-Polak tak mocno zaangażował się na rzecz tego, żebyśmy nie zmarnowali męczeństwa ks. Popiełuszki. „Niech będzie ta śmierć źródłem nowego życia” – powiedział na zakończenie poruszającej wypowiedzi, jaką zareagował na pierwszą wiadomość o śmierci ks. Jerzego.
Później wielokrotnie przypominał nam Ojciec święty, że ofiara ks. Popiełuszki nas wszystkich zobowiązuje do ofiarnej służby Ojczyźnie. „Ten kapłan-męczennik pozostanie na zawsze w pamięci naszego Narodu jako nieustraszony obrońca prawdy, sprawiedliwości, wolności i godności człowieka” – napisał w dziesiątą rocznicę męczeństwa ks. Jerzego. I dodał jeszcze: „Przy grobie ks. Jerzego uczmy się odpowiedzialności za Polskę i za całe to dziedzictwo chrześcijańskie, które zostało nam przekazane w ciągu stuleci. Módlmy się do Boga Ojca, aby ofiara tego kapłana przynosiła nieustannie owoce w naszej Ojczyźnie. Aby nie zabrakło ludzi, którzy w tym męczeństwie będą odnajdywać natchnienie do własnego uświęcenia oraz zachętę i siłę do autentycznej służby człowiekowi”.
Dwie myśli narzucają się poniekąd same na zakończenie niniejszych przypomnień. Po pierwsze, starajmy się docenić ten niezwykły dar Bożej Opatrzności, że ten papież, którego obowiązkiem pasterskim była przecież troska o wszystkie narody, zarazem nawet na tronie papieskim nie przestał być gorącym polskim patriotą.
I druga myśl, poniekąd wniosek z niniejszych rozważań: Strzeżmy się sklerozy aksjologicznej. „Prześladowania kończą się dopiero wtedy – jak wnikliwie zauważa Dariusz Karłowicz – gdy zostaną zapamiętane, gdy znajdą trwałe miejsce w żywej pamięci Kościoła. Nie podejmując trudu zrozumienia i ułożenia opowiadania »o zdarzeniach, które dokonały się pośród nas«, godzimy się na wersję oprawców – na to, że każda historia kończy się w piątek na Golgocie, a więc że ostateczną odpowiedzią jest śmierć”.
Pamiętajmy nie tylko o naszych męczennikach. Owszem, oni za swoją miłość zapłacili cenę najwyższą. Ale pamiętajmy w ogóle o tych wszystkich, którzy poświęcali się dla dobra Ojczyzny, Kościoła, którzy dawali świadectwo wartościom najwyższym. Pielęgnowanie pamięci o bohaterach przeszłości będzie nas usprawniało do mądrego budowania naszej wspólnej przyszłości. Natomiast skleroza aksjologiczna w mowie zwyczajnej nazywa się odcięciem od korzeni. Odcięcie zaś od korzeni oznacza utratę tożsamości i śmierć duchową – od czego uchroń nas, Panie Boże.
Ze źródeł chrześcijańskich mieszkańcy stolicy czerpali odwagę w zmaganiach o wolność Narodu i siłę do tego, żeby się nie załamać nawet w dniach najbardziej tragicznych.
Ofiara ks. Popiełuszki zobowiązuje nas wszystkich do ofiarnej służby Ojczyźnie.
opr. aś/aś