Niech w te Święta zmartwychwstanie w nas Chrystus. Nie przeciwko światu, ale właśnie dla świata. Bo już tylko On może wyzwolić nasz świat z korowodu śmierci
"Idziemy" nr 14/2015
Niech w te Święta zmartwychwstanie w nas Chrystus. Nie przeciwko światu, ale właśnie dla świata. Bo już tylko On może wyzwolić nasz świat z korowodu śmierci
Katastrofa, taka jak ostatnio z niemieckim airbusem, musiała się w końcu wydarzyć. Nie tylko ze względu na ryzykowne przepisy wprowadzone w lotnictwie pasażerskim po zamachach na Nowy Jork z 11 września 2011 r. Przed skutkami tych rozwiązań ostrzegał dwa miesiące temu holenderski pilot Jan Cocheret. Opisany przez niego scenariusz, w którym kapitan samolotu wychodzi do toalety i nie może już powrócić za stery z powodu zablokowania drzwi do kabiny przez drugiego pilota, został właśnie zrealizowany z morderczą precyzją. Ale katastrofa taka musiała się kiedyś wydarzyć również ze względu na obłęd, w którym coraz bardziej pogrąża się nasza cywilizacja.
Pikujący w alpejskie zbocza samolot niemieckich linii Germanwings, za którego sterami zasiadał człowiek mający poważne zaburzenia w ocenie siebie i całej rzeczywistości, jest smutnym obrazem naszego świata. Dla zabarykadowanego w kokpicie pacjenta, który powinien być właśnie na zwolnieniu lekarskim, a nie za sterami samolotu, nie miały wówczas znaczenia wezwania do rozsądku ze strony kapitana, nawoływania kontrolerów lotu ani rozpaczliwe krzyki pasażerów, którzy nie chcieli ginąć wraz z nim. Fakt, że przebywali na pokładzie maszyny, której stery znalazły się dziwnym trafem w rękach szaleńca, nie oznacza przecież, że świadomie oddali mu władzę nad swoim życiem i śmiercią.
A jednak ktoś mu tę władzę dał. Ktoś wydał temu człowiekowi licencję pilota, mimo jego wcześniej znanych problemów zdrowotnych. Z powodu depresji przecież przerwał na dłuższy czas szkolenie. Ktoś go wreszcie zatrudnił w liniach lotniczych. Ktoś nie poinformował pracodawcy o nawrocie problemów i jego zwolnieniu lekarskim, obejmującym również ten feralny dzień. Bo żyjemy w takim świecie, w którym wolność jednostki, choćby posunięta do obłędu, liczy się bardziej nawet niż cudze prawo do życia! Co więcej, tak rozumiana wolność nie chce się liczyć ani z prawdą, ani z prawami natury. A z Bogiem w szczególności.
Żyjemy w świecie, w którym astmatyczka wygrywa ze zdrowymi zawodniczkami niezwykle forsowne zawody narciarskie. Zadeklarowani dyslektycy kończą studia na polonistyce i rozpoczynają pracę w szkołach. Małżeństwem usiłuje się nazywać coś, w czym nie ma męża i żony. Prawo do posiadania dziecka przyznaje się ludziom, którzy z natury nie mogą mieć potomstwa choćby ze względu na wiek potencjalnej matki (67 lat!) albo dlatego, że poczęcie nie następuje normalnie w kontaktach homoseksualnych. Oni chcą i to wydaje się najważniejsze. A każda niezgoda na ich chcenie jest przejawem fundamentalizmu, nietolerancji, homofobii, braku empatii i czego tam jeszcze. Natura niczego nie może w tym świecie ograniczać, nawet woli bycia mężczyzną lub kobietą. Dlaczego więc człowiek z problemami psychicznymi miałby nie pilotować samolotu? Przecież bardzo chciał.
Co znaczą przestrogi przed katastrofą dla tych, którzy dzierżą stery naszego świata? Walec dyktatury relatywizmu toczy się obłędnie naprzód, jakby pchany szatańską mocą. Półtoramilionowe manifestacje na ulicach Paryża przeciwko zrównaniu związków homoseksualnych z małżeństwami i przyznaniu im prawa do adopcji dzieci nie zrobiły większego wrażenia na prezydencie François Hollandzie. Ostrzeżenia wybitnych prawników i ludzi Kościoła przed wymierzoną w tradycyjną rodzinę genderową ustawą o przemocy trafiają u nas w próżnię. Protesty lekarzy i duszpasterzy nie zatrzymały decyzji o wprowadzeniu do wolnej sprzedaży tabletki wczesnoporonnej. Mimo społecznego oporu aktualnie rządzący przygotowują właśnie ustawy uznające prawnie związki homoseksualne i kneblujące usta tym, którzy ośmielą się krytykować wynaturzenia w tej dziedzinie. Nasz świat nieuchronnie zmierza ku samozagładzie. Widać to po zatrważających wskaźnikach demograficznych i zalewającym nas nihilizmie. Potrzeba nam pilnie jakiegoś przebudzenia i powrotu do fundamentalnych wartości.
Nie liczę na powrót do wartości i prawdy w przypadku ludzi, którzy już nie mają do czego wracać. Ale tym bardziej potrzeba dzisiaj jakiegoś przebudzenia, przynajmniej ze strony chrześcijan, którzy w tych dniach świętować będą Zmartwychwstanie Chrystusa. Potrzeba naszego przebudzenia w wierze i odwagi w codziennym świadczeniu o Prawdzie, która nie przemija. Niech w te Święta zmartwychwstanie w nas Chrystus. Nie przeciwko światu, ale właśnie dla świata. Bo już tylko On może wyzwolić nasz świat z korowodu śmierci.
opr. aś/aś