Wielkanocne „alleluja” może niektórym brzmieć w tym roku jak pociągnięcie styropianem po szybie. Bo gdzie teraz miejsce na świąteczną radość?
Wielkanocne „alleluja” może niektórym brzmieć w tym roku jak pociągnięcie styropianem po szybie. Bo gdzie teraz miejsce na świąteczną radość?
Bez spotkań z rodziną, wyjścia Traktem Królewskim w Wielką Sobotę „na groby”, a nawet bez rzeczywistego udziału w Wigilii Paschalnej, procesji i rezurekcji. Możemy się poczuć jak synowie Starego Przymierza na zesłaniu w Babilonii, gdy żądano od nich radosnych pieśni. „Jakże możemy śpiewać pieśń Pańską w obcej krainie?” – odpowiadali (por. Ps 137,3). Tak i my czujemy się dzisiaj we własnym kraju, a jakby w obcej krainie. Jakby w krainie, o której opowiadają czasem ludzie przyjeżdżający z zagranicy, gdzie przejawy wiary w Chrystusa wydają się nieobecne. Trafnie zauważył to abp Henryk Hoser SAC, mówiąc w tym numerze, że stan, którego teraz doświadczamy, jest alegorią tego, co w wielu krajach ma miejsce na co dzień. Zanim doszło do zamykania kościołów wskutek koronawirusa, postchrześcijańskie społeczeństwa już wcześniej opuściły swoje świątynie. Europa stała się dla chrześcijan „obcą krainą”.
Aby nie poddać się frustracji, musimy odnaleźć głębszy sens wielkanocnego „alleluja”. Słowo to znaczy tyle, co „chwalmy Pana”. W wielkanocnym kontekście chodzi o wychwalanie Pana za Chrystusowe zmartwychwstanie – za Jego triumf nad śmiercią. Rozpoczęło się ono – co podkreśla u nas o. Jacek Salij OP – zwycięstwem nad grzechem i szatanem na krzyżu. Wszystko to, co jako całość nazywamy Paschą Chrystusa, zmienia perspektywę naszej egzystencji i naszą hierarchię wartości. Już nie mienie, ciało ani doczesność są najważniejsze. Dzięki Chrystusowemu zmartwychwstaniu możemy powtórzyć za św. Pawłem: „Gdzież jest, o śmierci, twoje zwycięstwo?” (por. 1 Kor 15,55). Czyż nie tego nam dzisiaj potrzeba, gdy pośrodku życia zanurzeni jesteśmy w śmierci? Media vita in morte sumus – powtarzamy dzisiaj słowa średniowiecznej pieśni templariuszy, uznanych za straceńców strzegących Chrystusowego grobu – tej relikwii zmartwychwstania. (Warto przeczytać, co o grobie Chrystusa mówi u nas ks. prof. Waldemar Chrostowski.) Za nimi powtarzamy z wiarą, że nie mamy innego Zbawiciela, jak tylko Jezusa Chrystusa. Jemu, choćby niepewni kolejnej Wielkanocy, śpiewamy „Alleluja!”. Bo „Jego jest czas i wieczność” – jak powtarzamy w Wigilię Paschalną przy poświęceniu nowego paschału.
Szczególną dokuczliwością w liturgicznie obchodzoną przez Kościół Wielkanoc jest niemożność udziału w Eucharystii i przyjęcia Komunii Świętej. Nie przypadkiem obowiązek przyjęcia Komunii Świętej przynajmniej raz do roku Kościół powiązał właśnie z okresem paschalnym. Jak również nie jest przypadkiem, że na początku Kościół sprawował Eucharystię w Dniu Pańskim, czyli w niedzielę, jako w dniu zmartwychwstania, a nie w czwartek – jako w dniu jej ustanowienia. Sam Chrystus w dniu swojego zmartwychwstania „łamał chleb” dla swoich uczniów w Emaus, gdy im nie w głowie było jeszcze odprawianie Mszy Świętej. Eucharystia jest bowiem tak mocno związana z Paschą Chrystusa, iż zaryzykuję stwierdzenie że dla pełnego przeżycia Chrystusowej Paschy ważniejszy jest udział w Eucharystii, w której jest uobecniana męka, śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa, niżeli konkretna data w kalendarzu napisem „Wielkanoc”. Nie lekceważę świętowania Wielkanocy w duchowej jedności z Ojcem Świętym i całym Kościołem. Ale podkreślam, że najważniejszą, bo sakramentalną Wielkanocą będzie dla nas ten dzień, gdy będziemy mogli bezpośrednio wziąć udział w Eucharystii i spożywać Ciało Chrystusa, który jest naszą Paschą. Życzę wszystkim naszym Czytelnikom i Przyjaciołom, aby ten dzień nastał jak najszybciej.
Serdecznie dziękuję wszystkim, którzy w tych trudnych dniach okazują pomoc i życzliwość tygodnikowi „Idziemy”, portalowi www.idziemy.pl i całej naszej redakcji. Pierwszym, który zadzwonił z propozycją konkretnego wsparcia, był kard. Zenon Grocholewski z Watykanu, były prefekt Kongregacji Edukacji Katolickiej. To dla nas powód do dumy! Potem ruszyła fala wielorakiego wsparcia: modlitewnego, moralnego, promocyjnego i finansowego. To pokazało, jak wielu mamy Przyjaciół. Niektórzy z naszych Czytelników wysłali po kilkaset SMS-ów i maili do znajomych, zachęcając ich do gratisowego pobierania elektronicznego wydania „Idziemy” z adresu www.idziemy.pl. Wszystkim serdecznie za to dziękuję.
Jak tylko doczekamy dnia, gdy wierni będą mogli wrócić do świątyń, nasz tygodnik powróci do wydań także papierowych. Na razie prosimy nas czytać bez wychodzenia z domu i zachęcać do tego znajomych.
opr. ac/ac