Naśladowcy św. Michała

Jest w Komendzie Stołecznej Policji taki gabinet, gdzie nieznanych mi wcześniej wizerunków Wodza Anielskich Zastępów znalazłem aż nadto...

Wiele się przez nasze łamy przewinęło przez te lata wizerunków św. Michała Archanioła. W wielu miejscach Polski i świata odnajdowali jego podobizny nasi autorzy. W „niesławnym” niegdyś Pałacu Mostowskich w Warszawie odnaleźć Michała się jednak nie spodziewałem. A jednak… Jest w Komendzie Stołecznej Policji taki gabinet, gdzie nieznanych mi wcześniej wizerunków Wodza Anielskich Zastępów znalazłem aż nadto.

Naśladowcy św. Michała

Jak został ksiądz przyjęty w instytucji, która jeszcze niedawno była niesławną milicją, organem antykościelnego reżimu?

Rzeczywiście, po transformacji roku 89’ byli policjanci, którzy tkwili wciąż mentalnie w strukturach Milicji Obywatelskiej. Dziwili się co wśród nich robi kapłan. Ale ja zachowywałem odwagę i spokój wobec takich postaw. „Oswajałem tych funkcjonariuszy” małymi krokami – jak w „Małym Księciu”; wysłuchiwałem ich zwierzeń, w końcu zdobyłem ich zaufanie. Na początku niektórzy z przekąsem pytali mnie: „A co tu klecha robi?”; dziś, mijając się ze mną na korytarzu, funkcjonariusze pierwsi wołają: „Szczęść Boże”.

Co było wtedy dla księdza największym wyzwaniem?

Właśnie zbudować sobie ten autorytet. Bez tego żadnych sukcesów w posłudze nie będzie. A ja miałem w niej zadanie poważne – uformować na nowo dusze policjantów.

Jest dostępne w internecie archiwalne nagranie ze „Mszy pojednania”, w grudniu 89’ roku, w Gdańsku. Gdy policyjna delegacja wychodzi, aby złożyć kwiaty przed pomnikiem pomordowanych stoczniowców, zgromadzony przed kościołem tłum zaczyna skandować znamienne słowa: „Nareszcie z nami!”.

Policjanci też czuli, że to już dłużej nie może funkcjonować tak jak w mijającym systemie. I w nich też zachodziła realna przemiana – dostali nagle swobodę modlitwy, mogli w pełni oficjalnie chodzić do kościoła, chrzcić swoje dzieci. Zniknęło zniewolenie zewnętrzne w ich życiu, musieli jeszcze „jedynie” wyzwolić swoje wnętrze. Bo na początku bywało czasem tak, że niektórzy, mimo braku zakazu, wstydzili się na przykład do tego kościoła iść.

Jak w ogóle ksiądz trafił „na komendę”?

Zaczęło się od Mszy Świętej, którą w 1990 r. odprawiłem za funkcjonariuszy pomordowanych w Twerze przez NKWD – to była bodaj pierwsza w Warszawie oficjalna Msza Święta dla policjantów. Bardzo piękna uroczystość – z kompanią honorową, orkiestrą. Ja byłem wtedy proboszczem w Świętym Krzyżu na Krakowskim Przedmieściu. Po tej Mszy do ks. Prymasa poszła policyjna delegacja z prośbą o ustanowienie kapelana. Jako kandydata wskazali mnie.

I co miał ksiądz do zaoferowania funkcjonariuszom?

Zaraz po objęciu stanowiska ruszyłem z serią wykładów poświęconych etyce zawodowej. Opowiadałem policjantom o prymacie osoby, jakiego uczył nas Jan Paweł II. Bardzo im się te wykłady podobały, miałem pełne sale młodych chłopaków. Fajnie to wyglądało jak przychodzili całymi grupami i kładli swoją broń na ławkach. Myślę, że takie kapłańskie spojrzenie było dla nich bardzo odświeżające – to była jednak nieco inna optyka, niż ta wpajana przez przełożonych. Oczywiście, zajmowałem się też i zajmuję przygotowywaniem policjantów i ich rodzin do Sakramentów Świętych.

A ksiądz? Nauczył się czegoś od funkcjonariuszy?

Zrozumiałem co znaczy słowo „służba”. Zrozumiałem, że, jak wielokrotnie powtarzał Jan Paweł II, „Służyć znaczy królować”.

Ale czy Dekalog zawsze jest do pogodzenia z tą służbą policjanta? Czasem trzeba przecież wniknąć w środowisko przestępców albo któregoś z nich potraktować ostrzej…

Dekalog jest dla każdego człowieka. Nie można go „wyłączyć” dla danej grupy ludzi. Oczywiście, czasem trudno jest policjantowi zachować wewnętrzny spokój, gdy trafia np. na sprawcę brutalnego gwałtu. On też zadaje sobie pytania o sens tego zła, które spotkał.

To jak zdobył ksiądz zaufanie tych twardych, szorstkich czasem w obejściu facetów?

Przede wszystkim nie chciałem być wśród nich tylko urzędnikiem. Bo być urzędnikiem jest łatwo. Ja musiałem stać się ich powiernikiem. Z tego zresztą względu nie noszę munduru – aby funkcjonariusze wiedzieli, że jestem tu dla nich przede wszystkim jako kapłan. Bardzo znaczący jest zresztą sam tytuł „dusz-pasterz” – ten, który zajmuje się problemami dusz powierzonych mu w opiekę. Oczywiście, musiałem się w tej posłudze uczyć pokory, rady, umiejętności wysłuchania drugiego człowieka.

I z czym policjanci przychodzą do księdza?

Często proszą o spowiedź, ale tu o szczegółach mówić nie mogę. Wielu pyta o pochodzenie zła, z którym tak często przychodzi im się stykać. Pytają jak mają się mu przeciwstawiać.

Może postawa ich patrona, św. Michała, jest tu jakąś odpowiedzią?

Bardzo często odwołuję się w takich rozmowach do jego postaci. Dla tego rodzaju służby św. Michał to doskonały patron. [w tym miejscu ks. Józef podchodzi do służbowej szafy, po pierwsze dwa obrazki ze św. Michałem jakie tego dnia otrzymałem – red.] Ten obrazek z modlitwą otrzymuje ode mnie każdy świeżo upieczony policjant na ślubowaniu. Kończę zresztą tą modlitwą każde nasze spotkanie. A na tym jest modlitwa w intencji wszystkich dbających o ład społeczny. Ale zaczęło się od poświęcenia sztandaru. Św. Michał dzierży na nim, tak jak na wiszącym tu obrazie, miecz i wagę. Jego zwycięstwo nad Złym jest zwycięstwem tej sprawiedliwości, której strzec ma także policja. Policjant toczy dziś tę samą walkę ze złem, którą na początku czasów stoczył już św. Michał. Pojęcia „dyscypliny”, „służby”, „hierarchii”, „dowódcy” są mu tak samo bliskie jak aniołom. A zawołanie ks. Jerzego Popiełuszki: „Zło dobrem zwyciężaj” jest najlepszym mottem również dla policjantów.

Wielu z nich darzy św. Michała szczególnym nabożeństwem?

Powiem tak – co roku, od 14 lat, policjanci z całej Polski zbierają się w pielgrzymce na Jasnej Górze. Przybywa tam wtedy około 5 tys. funkcjonariuszy. Zbieramy się przy tablicy „Gloria Victis”, by oddać cześć mundurowym pomordowanym na Wschodzie – w Twerze, Miednoje itd. I zawsze ten zjazd przypada w weekend poprzedzający Święto Archaniołów, modlimy się też wtedy do św. Michała. Niech to będzie jakiś dowód na żywotność tego nabożeństwa.

Tak przypomina mi się jeszcze jedna policyjna modlitwa [tu ks. Józef sięga po kolejny obrazek], w której wiarę nazywa się bronią. Ale czy taka broń przydaje się na służbie?

Bardzo się przydaje. Policjanci, nie tylko w swojej pracy, ale i życiu osobistym przeżywają liczne konflikty sumienia, kryzysy duchowe. I wtedy wielu z nich zaczyna szukać oparcia. Właśnie między innymi w wierze. Na pewno jest też w funkcjonariuszach ogromny szacunek dla samej tradycji religijnej. Ja sam uczyłem się tego szacunku od nich.

Podkreślę raz jeszcze – policjant styka się ze złem tak często jak żaden inny funkcjonariusz – czy to strażak, czy strażnik graniczny, czy ktokolwiek. I konfrontuje się z tym złem nie tylko fizycznie – ogromna jest również walka z własnym stresem i emocjami. Dlatego tym bardziej policjant potrzebuje kapłańskiego wsparcia – by zachować równowagę, nie popaść ani w znieczulicę, ani nie dać się zwyciężyć stresowi, który w nim siedzi. I by jego stresujący zawód w jak najmniejszym stopniu przekładał się na życie rodzinne.

No właśnie – ze statystyk wynika, że policjanci są jedną z grup zawodowych bardziej narażonych na ryzyko rozwodu czy nadużywania alkoholu…

To prawda. Nierzadko zresztą te problemy się łączą, a alkohol staje się jedną z przyczyn rozpadu rodziny.

Ale jak ksiądz może w tego rodzaju problemach pomóc?

Od problemu alkoholowego mamy tu oprócz mnie pracowników świeckich. Moim zadaniem jest przede wszystkim nieść otuchę. Gdy przychodzi do mnie twardy, dorosły mężczyzna i zaczyna płakać, bo zostawiła go żona, dla której może nie miał czasu – proszę mi wierzyć, taki widok nie należy do przyjemności. A zdarza się jeszcze, że matki odmawiają potem ojcom-policjantom widzeń z własnymi dziećmi. Dotykamy w tym gabinecie niezwykle bolesnych spraw i ogromnym wyzwaniem jest podtrzymać człowieka w takiej sytuacji na duchu na tyle, by nie wpadł w depresję. Wiadomo, że jako kapłan nie mogę każdemu pomóc w sposób namacalny, ale mogę spróbować sprawić, by mój rozmówca wyszedł z naszego spotkania podniesiony na duchu.

A zdarza się, że któremuś z funkcjonariuszy pomaga ksiądz wyjść na prostą z jego życiem rodzinnym?

To są dla mnie najpiękniejsze chwile, gdy potem, na wspólnych opłatkach czy tym podobnych uroczystościach widzę znów całą rodzinę razem, szczęśliwą. A nieraz zdarza się nawet i na korytarzu spotkać rozmówcę sprzed wielu lat, który, z perspektywy czasu, dziękuje mi za ważne dla niego spotkanie.

A co z innymi powinnościami? Wiem, że np. w Niemczech smutnym obowiązkiem policyjnych kapelanów jest powiadamianie rodziny o czyjejś śmierci?

Mnie również zdarzało się niejednokrotnie brać udział w tego rodzaju przykrych okolicznościach, gdy chodziło o naszych funkcjonariuszy. Koncelebrowałem wówczas również nabożeństwa pogrzebowe w ich rodzinnych parafiach. To rzeczywiście smutna powinność, ale stanowi część mojej posługi. Tak samo jak otoczenie opieką rodzin zmarłych m.in. przez cykliczne spotkania z ich żonami.

Warto było spędzić ćwierć wieku na komendzie?

Ja czuję się w swojej posłudze spełniony. To było bardzo piękne 25 lat. Na rocznicę komendant i policjanci sami zorganizowali mi Mszę Świętą dziękczynną za to ćwierćwiecze. Dziękuję dziś Bogu za szacunek, jakim zostałem tu otoczony.

To co uznaje ksiądz za największy sukces w tej wieloletniej posłudze?

To że wciąż tu jestem. <śmiech> Kilka razy chciałem już odejść, przejść na emeryturę, ale komendant zawsze mi powtarza, że to podszepty Złego. Chociaż zdaję sobie sprawę z tego, że wszystko ma swój czas i w końcu będę musiał tu zrobić miejsce innym.

z ks. Józefem Jachimczakiem Duszpasterzem Komendy Stołecznej Policji rozmawiał Karol Wojteczek

Ks. Józef po rozmowie odprowadził mnie do wyjścia z Pałacu… Rzeczywiście, każdy z mijanych funkcjonariuszy już z daleka krzyczał mu „Szczęść Boże”.

opr. ac/ac

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama