Pan Bóg stwarzając człowieka, już mu okazuje zaufanie, mając w perspektywie jego zbawienie. Człowiek posiadając wolną wolę, może zawieść zaufanie w nim pokładane, ale może także jemu sprostać
Najsłynniejszego benedyktyna z Tyńca złapałem podczas zakonnych rekolekcji. „Próbujemy się nawracać, ograniczając kontakty zewnętrzne do spraw pilnych, zwłaszcza jeśli uprzejme” – skwitował moją prośbę o rozmowę o. Leon Knabit, po czym dał się namówić na kilka refleksji o nawróceniu.
Przeżył Ojciec swoje nawrócenie?
– Tak, było to w roku 1947, półtora roku przed maturą.
Jakie ono było?
– Zerwałem ze „szczeniackimi” grzeszkami młodości i zacząłem często przystępować do Komunii św.
Nawrócenie św. Pawła to był gong, spektakularny knock down. My – ojciec, ja, ministranci, lektorzy – też możemy takie przeżyć, czy raczej jest to proces ciągły?
– Oczywiście, że też możemy przeżyć. Wspomniany już wcześniej luty 1947 roku, był swego rodzaju gongiem, ale jednocześnie bodźcem do ciągłego nawracania się, szczególnie po każdej spowiedzi.
No właśnie, ludzie będący na co dzień blisko Boga w ogóle muszą się nawracać?
– Tak, bo im są bliżej Boga, tym lepiej widzą, jak im jeszcze do Niego daleko.
Skoro tak, to z czego?
– Z egoizmu, który w najrozmaitszych formach trzyma się człowieka aż do śmierci i utrudnia oddanie się Bogu, a w Nim człowiekowi, bez reszty…
Z nawróceniem wiąże się zaufanie. Otrzymuje się je, czy nad nim się pracuje?
– Pan Bóg stwarzając człowieka, już mu okazuje zaufanie, mając w perspektywie jego zbawienie. Człowiek posiadając wolną wolę, może zawieść zaufanie w nim pokładane, ale może także jemu sprostać.
Nawrócenie to też otwarcie się na miłość, wiarę i nadzieję. Nie takie łatwe otwarcie…
– To też Pan Bóg przy chrzcie św. daje człowiekowi uzdolnienia – cnoty teologalne: wiarę nadzieję i miłość, byśmy się nie wykręcali, że owocna praca nad sobą przekracza nasze możliwości!
A jak już się nawrócimy, to co dalej robić, by znów nie musieć się nawracać?
– Najgorszą rzeczą jest być przekonanym, że nawróciliśmy się raz na zawsze. To tak jak w samochodzie – nie ma automatycznego szofera. Wciąż musimy trzymać ręce na kierownicy, dopóki nie usłyszymy: Jesteś u celu.
opr. aś/aś