Rozemocjonuj się Franciszkiem

Potrzeba nam tego, by rozemocjonować się tym, co się dzieje w Kościele - czyli młodzieżowe wrażenia po wyborze Następcy św. Piotra

"Potrzeba nam tego, by rozemocjonować się tym, co się dzieje w Kościele" - czyli młodzieżowe wrażenia po wyborze Następcy św. Piotra.

Bardzo lubię, gdy dzieje się coś, co jednocześnie interesuje wielu ludzi. Lubię oglądać Mistrzostwa Świata, Igrzyska Olimpijskie, być na koncertach, które gromadzą wielu ludzi.

Kiedy wczoraj moja mama, włączywszy telewizor, oznajmiła mi, że wybrano papieża, chwyciłam za komórkę i rozpoczęłam rozsyłanie smsów o treści "Biały dym!". Powody były przynajmniej dwa. Po pierwsze: bo właśnie lubię takie okazje, bo to porusza wielu ludzi, bo to pierwsze takie konklawe, którym się interesuję w taki stopniu, gdzie miałam jakieś swoje opinie i oczekiwania. Po drugie dlatego, że uważam, że tego potrzebujemy. My – katolicy. Potrzeba nam tego, by rozemocjonować się tym, co się dzieje w Kościele.

A więc siedzimy przed telewizorem... Dziennikarz oznajmia, ze jeszcze jakieś 30-40 minut do ogłoszenia papieża. Świetnie, dokończę myć naczynia – wracam do kuchni. Po pięciu minutach mama mnie woła, coś tam się dzieje. Rzucam naczynia (no może nie dosłownie...). Biegnę do pokoju... A nie, to tylko ludzie krzyczą i machają w stronę kamer – fałszywy alarm. Pół godziny później wciąż tkwimy przed telewizorem. Nic. Co oni tam robią? Czy papieżem będzie Włoch? Ci umundurowani ludzie pewnie na szybko musieli się ubierać i zebrać razem – ludzie na wezwanie.

Odbieram smsy, wysyłam swoje, hm... „spostrzeżenia”. Krzyczą. O, czyżby to już? Zapalili światło. Wow, aż światło. Kilka minut później nareszcie wychodzą. Ponad godzina oczekiwania.

„Habemus Papam!” - padają jakże słynne słowa. Ktoś później chyba powiedział, że na Placu Świętego Piotra była euforia. Ja raczej miałam wrażenie, że pierwsza reakcja była podobna do tej z 1976 roku. Nastała cisza. Muszę przyznać, że musiałam poczekać na tłumaczenie, bo nie "wyłowiłam" nazwiska z włoskich słów (a przynajmniej nie byłam pewna), nie wiedziałam skąd jest papież, a to, co było jego imieniem, zrozumiałam tak, że pewnie jest z zakonu Franciszkanów.

Gdy już wreszcie usłyszałam, że to człowiek z Argentyny, kto to jest i jakie przybrał imię, zaliczyłam to, co pewnie wielu ludzi – zjazd... dolnej szczęki.

A o tym właśnie marzyłam. Chciałam się zdziwić. Porządnie zdziwić i z lekko zapartym tchem elokwentnie podsumować sytuację słowami specjalnie przygotowanymi na taką okazję: „Ale czad...”. Tak też uczyniłam.

Chrześcijanin to człowiek napędzany wiarą. Tłumacze czasem moim oazowym dzieciom*, że wiara to nasza lokomotywa a uczucia** to wagon. Na samych uczuciach się daleko nie zajedzie. To nie od nich zależy nasza więź z Bogiem.

Tylko, że to nie tak, że uczucia są czymś złym. Uczucia są neutralne. A to znaczy, że można je wykorzystać dobrze lub źle.

To, co jest dla nas niedobre – to skrajności. Próbujemy sobie wmówić, że to w ogóle bez uczuć ta nasza wiara powinna być, czy, że w takim razie obojętność to nic takiego. Z drugiej strony opieramy naszą wiarę na uczuciach jedynie (Pan Bóg jako dezodorant – nie czuję Cię już, Panie Boże, to idę sobie). To oczywiście dosyć trudny temat, bo różne w naszej relacji z Bogiem są etapy, różne poziomy - będzie pewnie tak, że będą uczucia i będzie i tak, że ich zabraknie.

Człowiek nigdy nie będzie funkcjonował bez uczuć. Byłoby to przerażające. Jak piękny, kwiecisty ogród, któremu odebrało się barwy. Dlatego czemu by nie wykorzystać tych uczuć jako punkt wyjściowy lub też ciągle na nowo nas „budzący” w naszej wierze?

To, co nam zagraża, to obojętność. Świetnie to, niestety, obrazuje widok ludzi śpiewających "Alleluja!" na niedzielnej Mszy Świętej. Obojętność grozi naszej wierze tak samo jak przecenianie wartości uczuć.

Dlatego nie bójmy się czasem zrobić "show"( w dobrym tego słowa znaczeniu). Poinformować innych z płomykami w oczach, że: "yyyy! Franciszek już w 12 godzin po wyborze wyjechał z Watykanu!". Rozemocjonować się jego imieniem. Przyłączyć się do grupy na facebooku "Franciszek" - bo tak. Po prostu, z radości, że mamy nowego papieża. Tu nie chodzi o nowy rodzaj portalu plotkarskiego i paplaniu bez sensu o Kościele. Tu chodzi o pobudzenie zainteresowania. Pokazanie czy uświadomienie sobie, że to jest dla mnie ważne. Dania sobie szansy przez pobudzenie ciekawości, by stało się coś jeszcze ważniejszego...

Bóg postanowił sobie, że zbawi człowieka, ale nie samego. We wspólnocie.

To jest nasza wspólnota, w której zostaniemy zbawieni, a to wystarczający powód by się nią i tym, co się w niej dzieje, rozemocjonować i potem, mam nadzieję, dzięki temu – zaciekawić. A od tego już zawsze bliżej, by żyć z Kościołem.

Rozemocjonujmy się Franciszkiem, rozemocjonujmy się Kościołem.


PRZYPISY:

* Tak, ja wiem, że to młodzież jest, ja tak mówię...

** Tu jeszcze jest podział na emocje i uczucia. Ja piszę w znaczeniu potocznym, czyli to, co się w nas "rodzi", powstaje, co odczuwamy.

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama